Wpis z mikrobloga

Odkąd wszedłem w okres dojrzewania moje życie totalnie się zepsuło. W podstawówce byłem prymusem, w IV klasie miałem najwyższą średnią w szkole, bodajże coś około 5,3 lub 5,4 - nie pamiętam, jaką dokładnie. Nie byłem kujonem, po prostu materiał łatwo wchodził mi do głowy. Co rusz nauczyciele chcieli wysyłać mnie na jakieś konkursy, ale ja ze względu na wycofanie społeczne unikałem ich jak ognia i zawsze jeździł na nie drugi najlepszy z klasy. Jedyny konkurs, na którym byłem, i to po usilnych prośbach nauczycieli i rodziców, był jakiś regionalny konkurs ortograficzny, w którym brali udział uczniowie z trzech szkół podstawowych w mieście. Ów konkurs z łatwością wygrałem, nawet w gazecie miasta o wynikach tego konkursu napisali, echh. Byłem na tyle zirytowany, że zmuszono mnie maglowaniem do wzięcia w nim udziału, że wracając do domu wypaliłem do rodziców coś w stylu "macie, wygrałem. Zadowoleni?!". Rodzice zachowali ten numer gazety z wynikami w 2004 roku na pamiątkę. Minęło 18 lat, nie zajrzałem do niego ani razu.

Potem zaczął się zjazd. Pod koniec podstawówki mówiło się, że w gimnazjum poziom będzie niższy, bo tamtejsi nauczyciele są mało wymagający. Dodatkowo nasza podstawówka miała dobrą opinię, a gimnazjum przeciwnie. Wróżono, że średniaki z naszej podstawówki będą mieli w gimnazjum czerwone paski.

Te przewidywania nie sprawdziły się. Co więcej, w gimnazjum nie miałem czerwonego paska już ani razu. W naszej klasie gimnazjalnej połowę klasy stanowili ludzie z podstawówki. Podczas gdy reszta, która zawsze miała czerwone paski w podbazie, zdobywała je nadal w gimbazie, to mi już to się nie udawało. Ryło mi psychikę to, że jestem odludkiem, przegryw mocno dawał już w kość. Na domiar złego wszyscy mieli już pierwsze dziewczyny, a ja nawet mogłem liczyć ze strony płci przeciwnej albo na pogardę, albo w najlepszym przypadku na obojętność i traktowanie jak powietrze. Już w podstawówce wiedziałem, że tak będzie, wspominałem już, że wybłagałem rodziców o brak zgody na to, bym chodził na wychowanie do życia w rodzinie, bo wiedziałem, że w związku nigdy nie będę i nikt nie będzie mnie chciał. Dopiero jednak w gimnazjum to, że czułem się podczłowiekiem na tej płaszczyźnie, zaczęło istotnie wpływać na funkcjonowanie mojego mózgu.

W liceum jeszcze byłem w stanie z ledwością wybijać średnią około 4, lecz przychodziło mi to z naprawdę dużym wysiłkiem. Pamiętam, jak uczyłem się materiału po lekcjach i co rusz przerywały moją naukę feelsy napadające mój mózg i produkowane przez niego myśli. Dręczyła mnie bardzo samotność, doszła do tego nasilająca się frustracja seksualna i szeroko rozumiany incelizm.

Wyobcowanie i odrzucenie sprawiło, że jestem teraz gościem bez żadnych perspektyw, któremu przeznaczona jest tylko wegetacja i uśmierzanie Weltschmerzu.

#przegryw #incel #neet
  • 7
  • Odpowiedz
@soyunmago: u mnie podobnie tylko że ja nie byłem prymusem ;)

Wyobcowanie i odrzucenie sprawiło, że jestem teraz gościem bez żadnych perspektyw,


Próbowałeś pójść do psychiatry i terapeuty? Ja się leczę i jest dużo lepiej. Gdyby ktoś pomógł mi gdy byłem młody to bym miał o wiele lepsze życie.
  • Odpowiedz
@hansschrodinger: Próbowałem, i to dwukrotnie. Pierwszy raz w 2010, a drugi w 2016 roku. Jeszcze można by dodać do tego leczenie nerwicy Promazyną w 2004 roku. Nie potrafili mi ustalić przyczyny nadciśnienia. Okazało się, że odpowiadało za nią właśnie to.

Historię przejść z psychiatrami mam więc dość bogatą. Niestety mimo to jestem tu gdzie jestem.

Jakąś zmianę na - ekhm - lepsze zauważyłem dopiero wtedy, gdy definitywnie skończyłem z tryhardem
  • Odpowiedz