Wpis z mikrobloga

Widzę, że wychodzimy z cyklu 2017-2020, a wchodzimy w 2013-2016. Tym razem to nie puchary, a początek ligi stanowi poważny problem w wykonaniu Legii. Wówczas dochodziliśmy do 10 punktów straty do pierwszego miejsca, co decydowało o zmianie trenera mniej więcej o tej porze co teraz. Nie mówię, że w tym roku to nastąpi, ale Czesław Michniewicz musi się mieć na baczności.

W zeszłym sezonie w 26 meczach ligowych Michniewicz przegrał dwa razy. Teraz, w półtora miesiąca, przegrał trzy mecze z ostatnich czterech. Wyniki przestają być jego argumentem. Można było przymknąć oko na słabszą grę w końcówce poprzedniego sezonu, dopóki nie było porażek, a mistrzostwo zostało zapewnione. Latem celem nadrzędnym był awans do fazy grupowej, to zostało zrobione w dobrym stylu. Wymówki jednak powoli się kończą. Kadra do gry jest, a późny powrót reprezentantów nie powinien być aż taką przeszkodą. Musimy sobie z tym radzić, a nie możemy już mówić, że sytuacja jest dramatyczna, tak jak to wyglądało po wznowieniu treningów w czerwcu.

Mecz był do zremisowania, ale taki wynik i tak niewiele by nam dał. Może na koniec się okaże, że jeden punkt był decydujący, ale na razie liczyło się to, żeby wygrać, nic innego nie powinno nas interesować. Mimo to graliśmy na remis. To może się skończyć tak jak pół roku temu, gdy wygraliśmy we Wrocławiu po golu Wszołka, a może tak jak dzisiaj. To ryzyko jest za duże i w mojej ocenie zupełnie niepotrzebne, ale niestety od dłuższego czasu ta drużyna nie jest w stanie wyjść na mecz, żeby rzeczywiście go wygrać. Dziś takiej pary wystarczyło łącznie może na 10 minut – pierwsze 5 i potem od straty gola do 90. minuty, w doliczonym czasie znowu wszystko siadło, a przecież nie było go mało.

Ogólnie cały czas przewija się myśl, że robimy za mało. Można czekać na tę jedną sytuację w meczu i liczyć na zwycięstwo 1:0, ale nie można się potem dziwić, że to może być niewystarczające. Tak samo nie wiem, na co liczymy, tak rzadko wchodząc w pole karne większą liczbą zawodników. Problem jest nie tylko ze stworzeniem sytuacji, ale aby ktoś do niej doszedł, choćby przypadkiem. Nawet gdyby obrońcy Śląska popełnili nagle błąd w swoim polu karnym, nie bardzo kto miałby go wykorzystać.

Tu dochodzimy do tematu Pekharta, który jak zwykle jest obwiniany o to, jak to wyglądało. Mi się wydaje, że nikt nie zabrania innym zawodnikom szukania kogoś innego, albo samemu wzięcia na siebie ciężaru dochodzenia do sytuacji i strzelania goli. Chyba że rzeczywiście zabrania, ale to by było zbyt absurdalne nawet jak na Legię. Oprócz Pekharta w tym meczu zagrało kilku innych napastników, wahadłowych, ofensywnych pomocników, czy nawet środkowych. Tymczasem oprócz Czecha najgroźniejszy pod bramką Śląska był Wieteska. Pekharta trzeba rozliczać za brak goli, zwłaszcza że dzisiaj powinien co najmniej jednego strzelić i nie ma tutaj dla niego usprawiedliwień. Tylko gdzie jest reszta? To wszystko nie są jakieś gwiazdy, żeby wymagać od razu 10 goli i 10 asyst w sezonie, ale większość tych zawodników musi dać z siebie zdecydowanie więcej w ofensywie.

Oczywiście pewnych ubytków nie zastąpimy od razu bez straty na jakości. Nie ma Mladenovicia, Juranovicia i Kapustki, to jest brak trzech bardzo ważnych zawodników, na których opierała się gra. Trzeba jednak coś z tym zrobić, na jednego z nich nie będziemy mogli liczyć już w ogóle, na drugiego przez długi czas. Teraz prawdopodobnie już nie będziemy mogli aż tak polegać na wahadłach. Ribeiro i Skibicki to na razie bardzo duży spadek jakościowy, na pewno Polak na razie nie daje rady na tej pozycji, Portugalczyk dał dziś jedno dobre dośrodkowanie, ale Legia mało grała jego stroną. W tej chwili nie ma innego wyjścia – albo Mladenović wraca do formy z zeszłego sezonu (prawdopodobnie życiówki, więc nie wiem, czy to powtórzy), a Johansson lub Kastrati wypala od razu po drugiej stronie, albo musimy w dużej mierze przedefiniować grę Legii.


Wiemy, że mamy problem, gdy Wieteska nie tylko dochodzi do największej liczby sytuacji oprócz Pekharta, ale jest też jednym z bardziej kreatywnych zawodników. Jego podania z głębi pola to może być dobry dodatek do tego, co mielibyśmy próbować grać, ale nie mogą być jedynym źródłem zagrożenia. Długie piłki na Kastratiego mają sens, bo on pewnie będzie w stanie urwać się obrońcy, ale potrzebujemy też innych pomysłów. Mimo wszystko myślę, że mamy w drużynie zawodników, którzy mogą wziąć na siebie ciężar kreowania sytuacji i nie musi być to tylko osamotniony Luquinhas. Jasne, że jest nam ciężko, gdy nie możemy się cofnąć i zaatakować z partyzantki, ale jakoś tę ligę trzeba rozbrajać. Śląsk za Magiery gra raczej ofensywnie, ale nie rzucił się na nas i dobrze na tym wyszedł. Gdy jesteśmy przy piłce, musi być więcej ruchu, a piłka powinna krążyć szybciej, ewentualnie trzeba szukać okazji od razu po odbiorze. W przeciwnym razie skazujemy się na męczarnie przeciwko dobrze ustawionym przeciwnikom.

Tak piszę o tym, co należy poprawić na boisku (oprócz tego, że wszystko poza środkowymi obrońcami), bo to jest nasz główny problem. Z Frankowskim jeszcze zobaczymy, czy będzie się tak często pojawiał w obsadzie za kadencji nowego szefa PZPN i sędziów. Na razie jako VAR zdążył już wyczarować faul Emreliego w Krakowie, ale to byłem w stanie zaakceptować. Dziś sytuacja z golem dla Śląska jest absurdalna, tutaj można mieć pretensje do liniowego, który wystrzelił z chorągiewką, czego w zasadzie obecnie w ogóle się nie robi, tylko czeka bardzo długo nawet przy ewidentnych kilkumetrowych spalonych. Mieliśmy tutaj sporo pecha, ale sami się trochę o niego prosiliśmy – najpierw nie grając lepiej i nie strzelając, a potem w tej sytuacji, gdzie zadziałał instynkt, ale i tak trzeba się tu zachować lepiej. Ten moment zawieszenia trwał jednak trochę za długo.

Jeżeli już o coś miałbym być oburzony, to przede wszystkim o brak karnego w pierwszej połowie za faul na Pekharcie. Ta sytuacja i tak zostanie pominięta, a wałkowana będzie ta z golem, z której i tak siłą rzeczy musi wyjść, że gol był prawidłowy, a gracze Legii zawalili. W przypadku tego braku karnego sprawa jest jasna – w każdych okolicznościach, przy każdym sędzi i każdym zespole jest to rzut karny, tylko nie w konfiguracji Frankowski w meczu Legii. Problem z nim jest ewidentny, trzeba też coś zrobić z samą drużyną. Z jednej strony należy reagować w takich i innych sytuacjach, ale wiadomo, że z Frankowskim nie wygramy, a jeszcze tylko bardziej stracimy. Ja już nieco pogodziłem się z losem i wiem, że nie ma się co szarpać i tracić na to energię. Gdy on sędziuje, nie ma mowy o decyzjach na naszą korzyść, nawet jeżeli są ewidentnie i normalnie się należą. Za to mamy gwarantowany chaos, brak kartek, kiedy powinny być, a potem nagle napomnienie za najdrobniejsze przewinienie (nie dotyczy to tylko Legii, a obu drużyn).

W tej sytuacji można było pół żartem liczyć, że zadziała manewr z wiosny, kiedy Michniewicz wyleciał na trybuny i potem był zawieszony. Niestety wtedy też nie od razu dało to efekt (0:0 z Cracovią), ale dopiero potem z Piastem i Lechią, kiedy były zwycięstwa. Teraz trener musi się zmierzyć z największym kryzysem w lidze od zimy. Wtedy też przegrał dwa mecze z rzędu, ale przerwa, które je przedzielała, była nieco dłuższa od tej, która była teraz. Można założyć, że taka przegrana w kuriozalnych okolicznościach raz na jakiś czas się zdarza, ale niestety, poprzednia wcale nie była tak dawno, bo właśnie we wspomnianym okresie, ze Stalą. Nie mówiąc o tym, że już teraz trzy porażki to bardzo dużo. Paradoksalnie ze Spartakiem może być lepiej, znowu Michniewicz będzie w swoim żywiole, bo trzeba będzie sprawić niespodziankę, ale w tej chwili na męczarnie w przyszłą niedzielę z Górnikiem Łęczna nie jestem jeszcze gotowy.

Tak z rzeczy powiedzmy prywatnych, ale też organizacyjnych, to w środę może być problem. Muszę jakimś sposobem urwać się z pracy tak z 45 minut wcześniej, aby móc w ogóle obejrzeć pierwszą połowę Legii w Moskwie. Nie będzie to takie proste. Wkurza mnie ten januszex i z końcem września pewnie rzucę papierami, aby od nowego roku już być wolnym, ale to nie rozwiązuje mi sytuacji w środę. W każdym razie ostrzegam, że wpisu przy najbliższej okazji może nie być, ale zrobię, co się da, aby jednak to obejrzeć. Oby było warto.

#kimbalegia #legia
  • 3
@Kimbaloula: od 12. grudnia pomijając Europę nie umiemy wygrać meczu, w którym tracimy pierwsi bramkę. W ostatnich tygodniach jest to aż nadto widoczne, jak trzeba odrabiać to gra się robi chaotyczna i nie wytrzymujemy ciśnienia - z Radomiakiem 2 czerwa, wczoraj czerwo Michniewicz i sporo żółtych, a dobrze wiemy kto sędziuje, więc nie powinno to być wymówką
@WHlTE: Wiosną ten problem prawie nie występował, bo prawie nie traciliśmy goli na 0:1 (choć były takie przypadki i zrobiliśmy z nich dwie porażki i remis).

Z drugiej strony właśnie Europa pokazuje, że to nie musi od razu oznaczać końca meczu.

Wczoraj to już nawet nie reakcja po stracie gola była problemem, bo już przy 0:0 nie trzymaliśmy tego ciśnienia. To bardziej podchodzi pod Radomiaka i Wisłę, kiedy te gole były