Wpis z mikrobloga

#niewiemjaktootagowac #rozrywka ? #kino ? #pieniadze ? Biznes po polacku.

Prokurator ogląda "Dziewczyny z Dubaju".
A emeryt Kazimierz żąda od Emila Stępnia i Dody zwrotu 5 mln z wygranej w lotto.

Doda mnie zapewniła, że jej nazwisko otwiera drzwi w Ministerstwie Obrony Narodowej. Ministrem był wtedy Macierewicz

„Emil, co się dzieje?" – pyta Doda w SMS-ie i załącza wiadomość o pozwie za oszustwo.
„Nie przejmuj się tym" – odpowiada jej mąż Emil Stępień.
„Emil, ostatnio też tak mówiłeś i weszli na chatę i wzięli to, co miałam".
Kilka miesięcy wcześniej podczas policyjnego przeszukania policja konfiskuje w mieszkaniu Dody i Stępnia milion złotych w gotówce.

Pół wygranej
O tym, jak małżeństwo Emil Stępień i Dorota Rabczewska, czyli Doda, robiło filmy, powinien powstać film. Można by go zacząć widowiskową sceną w Cannes, w Dubaju czy na Malcie, ale my zacznijmy bardziej kameralnie – od miasta średniej wielkości w zachodniej Polsce. Mieszka tu 80-letni pan Kazimierz, z zawodu pocztowiec, który pewnego dnia wygrywa w lotto 10 milionów złotych.
– Musiałem na to ciężko zapracować – opowiada mi. To znaczy brać udział w loteriach, skrobać zdrapki, w samo lotto grał chyba ze 30 lat. Obserwował, które numery wpadają najczęściej. – Bo może waga takiej piłeczki, która częściej wpada, jest inna? Farby więcej i inaczej odskakuje? – mówi. W końcu trafił szóstkę.
– Jeden jedyny! – woła. – Jak już się nacieszyłem, to zacząłem szukać pomysłów, co z tymi pieniędzmi zrobić. Bo w banku na lokacie tylko traciłem.
Wybrał pierwszy pomysł, jaki podsunął mu jego bankowy opiekun finansowy (opiekuna przydziela się klientowi, który trzyma na koncie bardzo duże kwoty).
– Powiedział, że opłacalna jest inwestycja w filmy. I że jest taki producent filmów, ten od „Pitbulli", a prywatnie mąż Dody, i może mnie skontaktować – opowiada Kazimierz.
Emil – bo Stępień szybko zaproponował Kazimierzowi, by przeszli na „ty" – najpierw zadzwonił, a potem do niego przyjechał.

Kazimierz: – Spotkaliśmy się w restauracji. Była też moja rodzina, zrobiliśmy sobie wspólne zdjęcie, pokazaliśmy mu okolicę. I podpisałem umowę. Pierwsza była na „Dziewczyny z Dubaju" – film o kobietach do towarzystwa dla arabskich szejków. Wyłożyłem około miliona złotych.
– Ojcu imponowało, że taki Stępień się o niego stara – dodaje Agnieszka, córka Kazimierza. – Człowiek raczej nie spotyka się na co dzień z ludźmi świata filmu. A Stępień ciekawie opowiadał. Na przykład, że seks się sprzedaje, więc jak dołożymy na „Dziewczyny z Dubaju", to możemy sporo zarobić. Ja nie zainwestowałam tyle, co ojciec, bo tyle nie miałam. Podpisałam umowę na około 100 tysięcy. Wyłożyłam z oszczędności. Dla mnie to ogromna suma. Dostaliśmy też VIP-owskie bilety na koncert Dody. Na koncercie zrobiliśmy sobie z nią zdjęcie.
– Kiedy Emil przyjechał po raz drugi – ciągnie dalej Kazimierz – przywiózł mi od pani Dody w podziękowaniu, że zainwestowałem, jej autograf na płycie. Namawiał też na kolejne filmy. Mówił, że da lepszy procent. Tym razem to były: „GROM", o jednostce specjalnej ,oraz komedia „Chłopaki nie płaczą 2". Na pierwszy wpłaciłem ponad 2 miliony, na drugi ponad milion. Czyli w sumie oddałem mu na trzy filmy ponad 5 milionów złotych – mówi. Czyli połowę wygranej w lotto.

Zyski czy straty?
Bohater, który wraz z rozwojem wydarzeń ulega przemianie, to podstawa filmowych opowieści. Kiedy się spojrzy na zdjęcia Emila Stępnia, dzisiejsze i te sprzed 10 lat, zanim zaczął robić filmy i związał się z Dodą, można odnieść wrażenie, że to dwóch zupełnie różnych ludzi.
Dekadę temu Stępień pracował na giełdzie jako wicedyrektor do spraw rozwoju NewConnect (to alternatywny rynek, na którym notowane są małe spółki o dużym potencjale wzrostu). Ci, którzy go wtedy znali, wspominają: skrupulatny, spokojny, towarzysko nieśmiały.
Z giełdy odszedł w 2013 roku w atmosferze skandalu, za jej prezesem Ludwikiem Sobolewskim. Poszło zresztą o film – Sobolewski polecił Stępniowi, by wysyłał do giełdowych spółek propozycje zainwestowania w komedię „Klątwa faraona". Grała w nim ówczesna partnerka prezesa Anna Szarek.
Reżyserem tego filmu (ostatecznie wyszedł pod tytułem „Last minute") był Patryk Vega. Spółkę Ent One, która ten film produkowała, również założył Vega, razem z Anną Szarek. Potem Stępień odkupił udziały od partnerki byłego prezesa i razem z Vegą zajął się produkcją filmów.

Miał opinię fachowca, który potrafił szybko zebrać budżet. Filmy, które robili z Vegą, przynosiły ogromne zyski. Jednak się pokłócili, a Stępień, odchodząc, zabrał prawa do marki „Pitbull" i zaczął robić filmy sam. W kolejnej części „Pitbulla", „Ostatnim psie", wystąpiła Doda, z którą właśnie zaczął się spotykać (w filmowym światku opowiada się, że był to także powód rozstania z Vegą, który Dody w swoim filmie miał nie chcieć).
„Pitbull. Ostatni pies" w reżyserii Pasikowskiego zebrał niezłe opinie, ale nie sprzedał się tak dobrze jak filmy robione z Vegą. Od tego momentu wokół filmów Stępnia i jego spółki Ent One Investments (Doda była w tamtym czasie jej wiceprezeską) zaczynają się dziać dziwne rzeczy.
Samojłowicz: - Film opowiada naszą polską historię, przez nas, Polaków, opowiedzianą. Jak nie na to pieniądze dawać, to na co?
Pierwszy raz napisałem o nich w „DF" trzy lata temu („Zaginiony dywizjon", 22 października 2018). Po premierze filmu o polskich lotnikach „303. Bitwa o Anglię" kilku inwestorów, którzy wpłacili na niego spółce Stępnia pieniądze, dowiedziało się przypadkiem, że Stępień go nie współprodukował, jak ich wcześniej zapewniał.
– Najpierw nie mogliśmy uwierzyć, bo przez cały rok dostawaliśmy informacje o postępach produkcji, o przebiegu zdjęć i montażu. Po co ktoś miałby tak ściemniać? – wspomina jeden z nich.
Potem pisałem („Dziewczyny z Dubaju. Powrót producenta", 25 marca 2019) o tym, że do wpłacania na kolejny film – „Dziewczyny z Dubaju" – inwestorzy byli zachęcani nazwiskiem reżysera Wojciecha Smarzowskiego. O tym, że miałby ten film reżyserować, Smarzowski też dowiedział się ode mnie.
Wpłaciłem mu 200 tysięcy złotych. Na prywatne konto.
- Bez umowy?
- Bez
Odezwali się również inwestorzy, którzy mówili, że nie dostali całej zapłaty, procentu od zysku, także za poprzedni film – ten w którym wystąpiła Doda, „Pitbull. Ostatni pies".

Tu pojawia się kolejna postać naszej opowieści – Tomasz Piec, prezes Śląskiego Funduszu Inwestycyjnego Promoney. Trzy lata temu Jacek Ossowski, właściciel firmy medycznej (wielu inwestorów filmów Stępnia to ludzie z branży medycznej, znajomi znajomych), zgłosił się do jednej ze spółek Pieca, zajmującej się windykacją, po pomoc w odzyskaniu pieniędzy właśnie z „Ostatniego psa".
– A ja całkiem przypadkowo znałem wcześniej pana Stępnia z giełdy – opowiada mi Piec. – Potem pan Stępień przesyłał nawet propozycje inwestowania w filmy. Napisałem więc do niego, że jestem zainteresowany. Porozmawialiśmy i zorientowałem się, że rzeczywiście jest coś nie tak.
– To znaczy co? – pytam.
– Mnie opowiadał, że jego film przyniósł stuprocentowy zysk. A w tym samym czasie mój klient dostał pismo, że była strata – mówi. – Z giełdy pamiętałem Stępnia jako spokojnego i uczciwego człowieka, ale tu coś nie grało. Przejąłem więc wierzytelności mojego klienta i rozpocząłem ich odzyskiwanie. W jednej ze spraw, które założyłem, Stępień przedstawił przed sądem dokument, że rzeczywiście „Ostatni pies" nie przyniósł zysku. Tymczasem od jego księgowej udało mi się zdobyć faktury, z których wynikało, że sporo zarobił.
– Ile?
– Minimum 8 milionów. Toczy się postępowanie prokuratorskie w sprawie tego nieprawdziwego dokumentu. Oraz dyscyplinarne przeciw radcy prawnemu, który złożył go w imieniu Stępnia – opowiada Piec.
Na razie udało mu się odzyskać 200 tysięcy złotych. Więcej nie, bo w pewnym momencie okazało się, że konta spółki Ent One Investments, na których powinien być zgromadzony budżet na kilka filmów, są praktycznie puste. Jedyny jej majątek to laptop i sprzęt biurowy.

Dubaj na Malcie
Pisał o tym „Puls Biznesu": inwestorzy filmów „Dziewczyny z Dubaju", „GROM" i „Chłopaki nie płaczą 2" dowiedzieli się z publikacji, że ich pieniądze, ponad 12 milionów złotych, zostały przelane do nowej spółki na Malcie – Ent One Studios. Została założona dwa miesiące wcześniej, dyrektorami zostali Stępień i Doda, a jej kapitał zakładowy wynosi 1,2 tysiąca euro i nie został opłacony w całości. Teraz to EOS, z którą inwestorzy nie podpisywali żadnych umów, miała zająć się produkcją „Dziewczyn z Dubaju".
Jeden ze świadków przesłuchiwanych przez prokuraturę, który miał pomagać w zakładaniu tej spółki, zeznał, że Stępień zwierzył mu się, że robi to, by uciec przed wierzycielami. Bo Tomasz Piec nie był jedynym, który próbował odzyskać pieniądze.
Stępień mówi, że to pomówienia.
„Malta jest miejscem, w którym powstaje i produkuje się co roku wiele filmów i seriali. I mam tu na myśli produkcje kina światowego, a nie tylko lokalnego. (…) Wybór Malty, jako miejsca prowadzenia działalności w zakresie produkcji filmu jest więc oczywisty" – odpisuje mi, kiedy go o to pytam.
Prokuratura Okręgowa w Warszawie wszczęła jednak śledztwo, które toczy się w sprawie działania na szkodę wierzycieli.
Prezeską polskiej spółki EOI – tej, z której pieniądze popłynęły na Maltę – została z kolei w tym czasie Małgorzata M., której – jak informuje „Puls Biznesu" – poszukują dwie warszawskie prokuratury. Chcą postawić jej zarzut oszustwa bankowego i przywłaszczenia samochodu. Gdy napisał o tym „PB", na stanowisko prezesa EOI powrócił Stępień.

Jakby zamieszania ze spółkami było mało – Stępień zarejestrował jeszcze dwie w USA. Jak podaje „Puls Biznesu", jedna z nich podpisała z amerykańską firmą Arco umowę na pozyskanie 4 milionów dolarów. Nic z tego nie wyszło. Właściciel Arco zdenerwował się, bo Stępień zataił, co pisze o nim prasa. A polska modelka i influencerka mieszkająca w USA, która miała być dyrektorką amerykańskich spółek, zaczęła twierdzić, że dowiedziała się o tym przypadkiem, kiedy przyszły do niej dokumenty. Mówi, że Stępień, wpisując ją na stanowisko, mógł posłużyć się jej danymi z kopii prawa jazdy, które mu dała, kiedy rozmawiali o roli w filmie.
(Reprezentująca Stępnia kancelaria prawna zapewniła jednak w „Pulsie Biznesu", że modelka wiedziała, po co udostępnia dokumenty).

Tato, już mu nie dawaj
Zróbmy teraz cięcie w naszym filmie i wróćmy do pana Kazimierza.
– Za trzecim razem Stępień przyjechał do mnie do domu – opowiada. – Zjawił się, bo gazety pisały, że są problemy i inwestorzy się skarżą. Chciał mnie uspokoić. Nawet sobie wtedy, że tak powiem, trochę popiliśmy – mówi.
Agnieszka, córka Kazimierza: – Mówiłam: „Tato, tylko nie dawaj mu już ani grosza". Bo wiedziałam, że razem wódkę pili. Takim był niby przyjacielem od serca! Poprosiliśmy Stępnia o pisemne zaświadczenie, że w razie gdyby coś wydarzyło się z tatą, który jest już starszy, to pieniądze wypłaci rodzinie. Mówił: „Papiery już przygotowane!", potem: „Kurier już wiezie". I jeszcze później: „Osobiście je dostarczę". I do tej pory ich nie mamy. A kiedy napisał, że film będzie w Cannes, a my odpowiedzieliśmy, że widzieliśmy listę konkursu i „Dziewczyn z Dubaju" nie ma, obraził się i powiedział, że od teraz będziemy rozmawiać przez prawników.
– Dlaczego?
– Bo podważamy to, co mówi.
Kazimierz: – Poprosiłem o zwrot pieniędzy, bo nie wywiązał się z umowy. Wtedy przestał odbierać ode mnie telefony. I napisał, że już sobie nie życzy, żebyśmy byli na „ty", i znowu mam mówić na „pan".
W sprawie prowadzonej przez prokuraturę Kazimierz był przesłuchiwany przez policję.
W maju tego roku sąd ogłosił upadłość spółki Stępnia – tej polskiej, z której pieniądze zostały przelane na Maltę, z którą miał umowę Kazimierz.
Marek Malecha, syndyk z kancelarii Wspólnicy. Malecha Krzemiński Noga, który zajmuje się upadłością, mówi: – Pan Stępień, zasłaniając się zajęciem dokumentów przez prokuraturę, nie wyjaśnia mechanizmów finansowania i rozliczania produkcji. Zwracam się więc do kontrahentów jego spółki, do firm dystrybucyjnych oraz korzystam z zeznań i dokumentów, które są w prokuraturze.
– I co pan znalazł?
– Na wyciągach rachunków bankowych oraz w historii operacji bankowych spółki widać duże wydatki, ale w księgowości nie potrafię znaleźć ich uzasadnień.
– Na przykład?
– Kolczyki od Cartiera, biżuteria, torebki za kilkaset tysięcy złotych, trudno to uznać za rekwizyt do filmu. Skoro nie mam dokumentów księgowych, które by świadczyły o rozliczeniu tych wydatków, przychodzi mi do głowy, że mogło to być przywłaszczenie albo działanie na niekorzyść spółki. Składam do prokuratury zawiadomienie o podejrzeniu możliwości popełnienia przestępstwa. Niech ona ustali, jaka jest prawda.
„Na planie filmu zobaczy Pan akcesoria dubajskie, które zakupione zostały na potrzeby scenografii dla ponad 200 aktorów i statystów, w tym wyposażenie wynajętych hal na potrzeby odzwierciedlenia wnętrz pałaców. Zakup ten nie miał i nie ma charakteru zakupu na potrzeby prywatne, co zdaje się Pan sugeruje w swoim pytaniu" – tak odpisuje mi Stępień.
Proces za prace scenariuszowe do „Dziewczyn z Dubaju" wytoczył także jeden z autorów. Piotr Krysiak, autor książki, na której podstawie powstał film, pozwał Stępnia za to, że wbrew umowie nie dostał wglądu do scenariusza.
A Tomasz Piec mówi, że to dopiero wierzchołek góry lodowej, na którą zmierza ten „Titanic". Zgłosili się do niego kolejni inwestorzy filmów Stępnia. Rozmawiał już z kilkudziesięcioma.
– Ze względu na prowadzoną przez komornika egzekucję moich należności dostałem wgląd w historię rachunków bankowych spółki Stępnia. Okazało się, że nie wypłacił nam 3 milionów złotych. A wszystkie jego zobowiązania, według moich szacunków, to 50 milionów. Poszkodowanych może być nawet 200 osób – mówi.
Syndyk potwierdza, że jest już ponad 200 zgłoszeń wierzytelności.
Piec: – Są tacy, którzy nie dostali właściwych zysków, i tacy, którzy wpłacili na filmy, które nie powstały, choć terminy minęły. Wśród inwestorów dwóch czy trzech wpłaciło powyżej miliona, reszta po kilkaset tysięcy, a niektórzy po kilkadziesiąt tysięcy złotych. No i jeden wpłacił 5 milionów.
– Pan Kazimierz – zgaduję.
– Tak. Pomyślałem, że to zbadam. Mój współpracownik pojechał pod jego adres. To był niszczejący dom, w którym nikt nie mieszkał. Ze skrzynki pocztowej wysypywała się korespondencja. A miał być tam zameldowany inwestor, którego – po tym, ile wpłacił – oceniałem jako bardzo bogatego. Pierwsza moja myśl: to jakiś słup – opowiada Piec. Potwierdza historię Kazimierza. Został także i jego pełnomocnikiem.
– I jak pan widzi szanse na odzyskanie tej jego wygranej? – pytam.
– Jakąś część się uda. „Dziewczyny z Dubaju" w końcu powstały, premiera ma być w listopadzie. Tylko że do zysków z tego film ustawia się długa kolejka wierzycieli i nawet jeśli film zarobi dużo, na wszystkich nie wystarczy – mówi.

Problemem jest, że przy okazji przelewu na Maltę między maltańską a polską spółką Stępnia została podpisana umowa koprodukcji – zyski mają być dzielone: 40 procent dla polskiej EOI i 60 procent dla maltańskiej EOS. Ale inwestorzy podpisywali umowy z EOI, obawiają się więc, że dostaliby do podziału tylko 40 procent.
Dlatego, jak uważa Piec, te pieniądze mogą zostać zajęte już u dystrybutora.
Pytam o to dystrybutora filmów Stępnia, czyli Kino Świat. Nie dostaję odpowiedzi.
Ponad pół roku temu w mieszkaniu Stępnia i Dody nastąpiło przeszukanie. Zabezpieczono dokumentację i milion złotych w gotówce.
Agnieszka, córka Kazimierza: – Tymczasem Stępień twierdzi nadal, że wszystko jest w porządku. Tylko raz podał informację, że jeśli ktoś się chce wycofać, to niech da znać. Pomyślałam: super. Ale nie dało się skontaktować. Zapytałam SMS-em, odpisał: „Pani mnie osacza". W końcu mi zaproponował, że mogę się wycofać, ale odzyskam tylko połowę.

Powiem, co będziesz grała
Jak informowała prezentacja zachęcająca do inwestowania w „Dziewczyny z Dubaju", film „pokaże brudny świat ekskluzywnego seksu, narkotyków i ogromnych pieniędzy. Pokaże obłudę i zakłamanie wielu znanych ludzi. Pokażemy i nazwiemy wydarzenia/osoby/podmioty po imieniu. Po premierze wiele osób i uczestników przestrzeni publicznej spotka środowiskowy i branżowy ostracyzm, ale także będą unikały aktywności w życiu publicznym".
Tymczasem taki ostracyzm może spotkać Emila Stępnia. Do sieci wypłynęły – ze świeżo zarejestrowanego konta na YouTubie – jego wiadomości, między innymi z Instagrama. Są tam propozycje ról w filmach wysyłane do kobiet.
Emilstepienofficial: „(…) jest Pani piękną kobietą. (…) Chciałbym wziąć Panią do mojego nowego filmu, którego produkcję rozpoczynam na wiosnę (…) Uważam, że sprawdzi się Pani aktorsko".
Emilstepien
official: „Proszę to przemyśleć. (…) Proszę nie radzić się koleżanek. One nie będą szczerze doradzać" (…).
„A w jakiej roli Pan mnie widzi?" – pyta instagramowa influencerka, do której pisze.
Emilistepienofficial: „Jaka rola to najmniejszy problem (…) Proszę zainwestować godzinę w rozmowę ze mną". „Czuję ludzi. I będę obok i dam siłę i opiekę (…) Jak mi pani zaufa, to odmienię Panią".
Inna odpowiada: „Mam nadzieję, że innym dziewczynom nie obiecujesz ról w zamian za spotkanie? Nie chcę być jedną z wielu, ja Ciebie traktuję poważnie;( czy na pewno mnie nie wyrolujesz z tego filmu, jak przyjadę?".
Emilstepien
official: „Nigdy. Nie wykorzystałbym nigdy Ciebie. Proszę nie obrażaj mnie. Jestem poważnym facetem. A ty mi się spodobałaś. Jeśli jesteś tak hot jak się zapowiadasz, to jeszcze dziś powiem Ci, co będziesz grała. Tylko oczekuję kultury, szacunku, zaufania, dyskrecji, partnerstwa. I honorowo Ci obiecam. Zatem zdecyduj (…) Mogę Ci nawet pokazać Dziewczyny z Dubaju poufnie".
Kiedy spytałem Stępnia o te rozmowy, powiedział, że są to „insynuacje".
Napisał: „Na co dzień pisze do mnie wiele osób. Część z nich jest podobnie jak Pan inspirowana finansowym wsparciem moich oponentów".

Doda i Duda
– A co z tym kolejnym filmem, na który wpłacił pan Kazimierz? Tym „GROM-em"? – dopytuję Tomasza Pieca, ale on tylko wzdycha i mówi, że Kazimierz w ogóle nie powinien na ten film wpłacać, bo według raportu wysłanego inwestorom kilka miesięcy wcześniej budżet był już zamknięty. Po co Stępień zbierał więc dalej?
Krzysztof, inwestor, który też wyłożył na „GROM": – Spotkaliśmy się w czwórkę, ja z partnerką, Stępień i Doda. Stępień przedstawiał pomysł, ale motorem napędowym zachęcającym mnie do inwestycji była Doda. Licytowała kwoty, pytała, czy nie dołożyłbym więcej. I tak namówiła mnie na „GROM".
– Jak? – pytam.
– Zapewniała, że jej nazwisko otwiera drzwi w Ministerstwie Obrony Narodowej. Ministrem był wtedy Macierewicz. Dzięki temu dostaną dostęp do planów na poligonach. Mówiła o patronacie Kancelarii Prezydenta, który uzyskają dzięki jej medialności.
– I wierzył pan?
– Nawet miało to wszystko ręce i nogi, bo podawali konkretne terminy, a w kraju było wtedy ciśnienie na wojskowość, zbliżała się rocznica odzyskania niepodległości. Wytworzona była atmosfera przyjaźni, mieliśmy nawet zacząć się spotykać pozabiznesowo. To się nie wydarzyło. Wpłaciłem na „GROM" 250 tysięcy złotych.
– I co było dalej?
– Zaczęły przychodzić raporty – odpowiada.
Raport nr 8 z dnia 2.12.2017 r.: „Trwają prace castingowe. Do Chyry i Fronczewskiego dołączył Kondrat oraz Gierszał". Raport nr 14 z dnia 13.10.2018 r.: „Rozpoczęliśmy plan filmowy produkcji GROM. Pierwsze zdjęcia były kręcone w Jordanii oraz Kurdystanie". Mail do inwestorów z dnia 22.10.2018 r.: „Dodatkowo Łukasz Palkowski [reżyser, m.in. „Bogowie"] przyjaźni się z GROM-em. On bezpłatnie otwiera nam tam drzwi i mamy dodatkowo jednostki amerykańskie i brytyjskie".
Raport nr 17 z dnia 13.01.2019 r.: „Mamy gotowość filmu na poziomie 25%". Raport nr 18 z dnia 26.02.2019 r.: „Trwają prace związane z koloryzacją i udźwiękowieniem zdjęć z zeszłego roku oraz prace nad efektami specjalnymi. Będzie też kręcony GROM 2 gdzie zebrano już 60% budżetu. Produkcją GROM 1 zainteresował się Netflix, umowa będzie do miesiąca".
Krzysztof: – Były też inf
  • 1
  • Odpowiedz