Wpis z mikrobloga

1279 + 1 = 1280

Tytuł: Grochów
Autor: Andrzej Stasiuk
Gatunek: literatura piękna
Ocena: ★★★★★★★★★

Brakuje mi go. Nawet nie dlatego, że umarł. Do tego można się przyzwyczaić. Po prostu trochę inaczej myśli się o czyimś życiu jako rzeczy dokonanej. Trzeba się przyzwyczaić, że już nic się nie zmieni i będziemy mieli tylko przeszłość.


Cztery opowieści o umieraniu i o śmierci. Nie takiej, jak z danse macabre, nie takiej jak w wierszu Śpieszmy się księdza Twardowskiego, nie takiej jak u Pratchetta. Takiej swojskiej, bliskiej, o twarzy twojej babki. Jak w pierwszym eseju tego tomu - Babka i duchy. Autor w każdej z historii kogoś wspomina.

W pierwszej wspomina swoją babkę, która widziała duchy i opowiadała o nich. Ale bez ekscytacji, bez tajemniczości i metafizyki. Bo też nie spotykała duchów "wielkich". Jak pisze Stasiuk:

Dlaczego nigdy nie opowiadała o świętych? O bytach nadprzyrodzonych potwierdzonych przez naukę Kościoła? Dlaczego nie widziała Piotra i Pawła albo świętej Łucji? Używała ich jedynie dla odmierzania czasu. Zupełnie tak, jakby byli martwymi przedmiotami, czymś podobnym do odważników albo miar.

Duchy, które spotykała, to takie bliskie byty astralne, jak sąsiad czy zmarły krewny.

W drugiej, zatytułowanej Augustyn, wspomina wiejskiego pisarza, którego poznał, bo jego tekst, nadesłany na konkurs literacki jako jedyny zrobił na Stasiuku wrażenie.

Przeglądałem dziesiątki maszynopisów przysłanych na coroczny konkurs literacki "Czasu Kultury". No i jak to w takich konkursach: nuda, nuda, rozterki wieku dojrzewania, zły, niesprawiedliwy świat oraz rozdęte ego autora. Ale w pewnym momencie trafiłem na niezwykłe opowiadanie o wiejskim chłopaku i jego wojnie z podwórkowym kogutem. Sam pamiętałem takiego agresywnego kurzego samca z własnego dzieciństwa, więc opowieść mnie natychmiast wciągnęła. Było w niej wszystko, czym żywi się prawdziwa proza. Szczegół, zmysł obserwacji, lekki dystans do przedmiotu, lekka autoironia, lekkość opisu i przyprawione goryczą ciepło. To opowiadanie po prostu się wyróżniało. Świeciło spokojnym, szlachetnym blaskiem.

Augustyn po wylewie trafia najpierw do szpitala, a później do domu opieki. Mimo to, a też mimo kalectwa, które było następstwem wylewu, nie zmienia się. Dalej jest tym samym zadziornym, postępującym tak jak uważa za słuszne, Augustynem.



Trzecia historia, Suka, zrobiła chyba na mnie największe wrażenie. Opowiada o umieraniu psa, który towarzyszył autorowi przez szesnaście lat.

Raz, wiedziona dalekim echem instynktu, przyniosła szczeniakom podrośniętego kurczaka, Lecz nie zrobiła ptakowi najmniejszej krzywdy. Trzymała go w pysku tak ostrożnie, jakby niosła szczenię. Chyba nawet była zawstydzona tym wybrykiem. Wypuszczony ptak stanął natychmiast na nogi i powrócił do swoich.

Stasiuk opowieść o ostatnich dniach suki traktuje jako punkt odniesienia do naszego umierania, umierania ludzi. I tego, jak zachowujemy się w obliczu śmierci.

Rozmawiam z ludźmi, którzy mówią, że najrozsądniej byłoby ją uśpić. (Swoją drogą ciekawy eufemizm. Nikt nie mówi "zabić". Wszyscy mówią o "uśpieniu", czyli czymś łagodnym i jakby tymczasowym.


Czwarta, ostatnia opowieść - Grochów jest dedykowana Olkowi. Olek był przyjacielem Stasiuka, z którym dłużej się znali, niż się nie znali.

Opowiadałem stare historie. Sprzed naszej znajomości i nawet mnie to trochę dziwiło. Że był taki czas.

Autor przytacza wspólne przeżycia, które się im przytrafiły. Nie jakieś wyjątkowe i niespotykane. Ot, zwykłe, jak wyjazd nad Adriatyk, czy do Węgier, albo picie wina na Grochowie. Jednocześnie wspomina o swoim strachu, a wręcz tchórzostwie, kiedy dowiedział się, że Olek jest chory. Jak nie umiał z nim o tym rozmawiać. O tym, jak trudno mu jest (a może jak dziwnie?), że Olka już nie ma. I o tym, że Olek został skremowany a on, choć to może makabryczne, wolałby świadomość, że w grobie, który odwiedza jest jednak ciało. Książkę kończy, dla mnie bardzo mocna, scena o tym,


Celowo w tym wpisie przytaczam tyle cytatów, bo nieodmiennie, kiedy przeczytam książkę Stasiuka zachwycam się językiem, jakim on się posługuje. Jednak moim zdaniem to, co napiszę ja nie oddaje tego piękna, tych trafnych, acz skąpo odzianych w słowa uczuć i emocji; szczegółów, zmysłu obserwacji i wszystkich tych innych cech, które Stasiuk odnalazł w prozie Augustyna, a ja odnajduję w prozie Stasiuka. Cytaty to chyba najlepsza droga, żeby pokazać, co mnie tak zachwyca.

I na koniec jeszcze jedna rzecz. Za książkę wziąłem się wczoraj. Nie wiedziałem o czym ona jest. Bardzo cenię tego autora, a czasami mam po prostu ochotę zabrać się za coś, co na okładce ma napisane "Andrzej Stasiuk". Dziś uczestniczyłem w pogrzebie. Po wyjściu z kościoła w oczy rzuciło mi się, że na tablicy ogłoszeń między klepsydrami przypięta była reklama salonu optycznego. Te wszystkie kartki były za szkłem, więc ktoś chyba musiał na to wyrazić zgodę, żeby jedno było umieszczone obok drugiego. Zastanowiło mnie to zestawienie. Czy sacrum przesunęło się w stronę profanum, czy profanum w stronę sacrum? A może to jedno i to samo? Teraz zastanawiam się też, czy to lektura takich autorów jak Stasiuk wpływa na mnie w taki sposób, że zaczynam coraz częściej takie rzeczy zauważać, czy raczej ciągnie mnie w stronę takiej literatury, bo zauważam takie rzeczy?

Wpis dodany za pomocą tego skryptu

#bookmeter
GeorgeStark - 1279 + 1 = 1280

Tytuł: Grochów
Autor: Andrzej Stasiuk
Gatunek: lit...

źródło: comment_1626271503Elac3NSHc9Ypc5yArjgo4F.jpg

Pobierz
  • Odpowiedz