Wpis z mikrobloga

Czy pech, to zbieg okoliczności czy też może suma wszystkich zaniedbań? Cz.18

Jazda była żmudna męcząca a i tyłek przypominały że kilkanaście godzin na jednośladzie dzień w dzień to zdecydowanie za dużo. Nabrałem już takie odrazy do siedzenia na czymkolwiek że nawet gdy jadłem śniadanie kupione w sklepie to kucałem przed nim zamiast usiąść gdzieś na murku. Nie zatrzymywałem się w barach na obiady ze względu na czasochłonność tego przedsięwzięcia. Starałem się kupić wszystko co potrzebne na cały dzień podczas przedpołudniowych zakupów. Postanowiłem także nie szukać miejsc pod namiot gdyż to zajmuje zbyt dużo czasu dlatego zatrzymywałem się w motelach.
Mimo tych małych niedogodności byłem szczęśliwy i optymistycznie nastawiony z powodu że za kilka dni miałem spać we własnym łóżku a łazienkę będę miał kilka metrów dalej.
Pierwszego dnia samotnego powrotu, wieczorem wyciągnąłem moje okulary porsche które zakupiłem w Uzbekistanie. Dzięki nim mogłem bez trzymania ręki nad kaskiem jechać ostatnie trzy godziny przed zachodem słońca. Tak zmierzałem prosto na zachód.
Zabawne jest to co człowiek robi gdy jest samotny i nie ma głębszej interakcji z jakimkolwiek urządzeniem.
Nigdy nie śpiewam gdyż nie umiem tego robić, należę do tych osób do których nawet w kościele ksiądz powie "Jezus mówił że kto śpiewa modli się dwa razy, chłopcze ty śpiewając nie modlisz się ani razu"
Po którymś dniu jazdy żałowałem że w zerówce i podstawówce nauczyli mnie tak mało piosenek. Parę lat temu poruszyłem temat śpiewania podczas jazdy motocyklem z kolegą, a on odparł że najczęściej śpiewa sobie piosenkę z przedszkola "kundel bury."
Miałem podobnie, dlatego jeszcze kawał drogi przed gurami Ural darłem się wniebogłosy.
-Kuundeeeellll buryyyyy, penetrujeeeee wszystkie dziuryyyy. Po czym uśmiechałem się w myślach.
Następnie przypominałem sobie większość kawałów które kiedyś znałem. Niewytłumaczalnym zjawiskiem było to że gdy opowiadałem sobie te najlepsze to zaczynałem się naprawdę śmiać.
To samo było jak zacząłem sobie przypominać najlepsze memy.
Tak jestem zwierzęciem stadnym jak większość ludzi.
Gdy byłem już mocno zmęczony i wydawało mi się że jest już naprawdę bardzo późno mimo tego że świeciło słońce. Zatrzymałem się w Motelu, okazało się że przejeżdżając tego dnia ponad 1000km prosto na zachód oszukałem organizm
Czułem się jak by była już 23 a do zachodu brakowało jeszcze czterech godzin, dodatkowo była druga połowa czerwca.
Pokój w motelu miał dwa plusy, pierwszy to od w gniazdu z prądem a drugi to ten że nie miał pluskiew w sobie.
Natomiast motel miał Cyganów którzy jak to oni, gnieździli się w dziesięciu w jednym pokoju i krzyczeli. Taki sposób komunikacji, krzyk i człowiek nigdy nie wie czy oni zaraz się pozabijają czy też żona uniżenie prosi męża aby w sklepie kupił chleb na kolację.
Moje pierwsze podejście do wykąpania się we wspólnej (dla całego piętra) łazience nie wypadło zbyt dobrze. Prysznic był okupowany przez Romów.
Drugie podejście wypadło tak samo jak pierwsze a trzecie podobnie do drugiego.
Nie wiem gdzie im się tak spieszyło z rana ale wrzaski zaczęły się przed szóstą, wiecie te budzone dzieci i ten wspomniany Cygański sposób komunikowania się.
Kolejna noc wypadła gdzieś pośród bagien i lasów, na szczęście była wioska z motelem. Na nieszczęście szef zabronił recepcjonistce przyjmować obcokrajowców.
Obiecałem jej że rano opuszczę motel przed przyjazdem szefa.
Jakoś się dała przekonać. Lecz miałem się nie pokazywać w barze i ogólnie siedzieć w pokoju.
A że jeszcze było widno i złapałem wifi to skorzystałem z internetu i obejrzałem pierwszy raz w życiu "Krwawy sport"
Kilka godzin później, recepcjonistka (ładna czterdziestoletnia blondynka) przyszła do mnie ubrana w szlafrok...

Gdyby te wspomnienia pisał Sapkowski pewnie brzmiały by mniej więcej tak:
Gdy Geralt usłyszał kroki które dobiegały z korytarza, zgasił świeczkę i nasłuchiwał. Kroki ucichły a po chwili znów się pojawiły. Tajemnicza postać zbliżała się po cichu do drzwi. Wiedźmin schował się za drzwiami i wyciągnął nuż z pochwy.
Nie musiał długo czekać, gdyż końcówka klamki w drzwiach bezdźwięcznie skierowała się w dół.
Widać było że ktoś kto ją naciskał miał doświadczenie w skradaniu się. Gdy ciemna postać weszła bezszelestnie do pokoju, Wiedźmin rzucił się na nią od tyłu i nastąpiła szarpanina podczas której obydwie postacie wylądowały na łóżku. Wilk jedną dłonią zakrył postaci usta a drugą wykorzystał aby przystawić ofierze nóż do gardła.

-Kim jesteś i czego chcesz? Nie krzycz bo to ostrze poderżnie Ci gardło. Wyszeptał pogromca strzyg.
Gdy Geralt lekko zluzował uścisk, z ust postaci dobiegł go kobiecy głos.
-Nie tak ostro wiedźminie, może się najpierw napijemy?
-Mów czego chcesz!?
-Chciałam z tobą pogadać na pewien temat, przewidywałam że nasza rozmowa może się różnie zakończyć, nawet dopuszczałam do siebie taką myśl że wylądujemy razem w łóżku ale nie myślałam że będzie to tak szybko.
Po chwili milczenia dodała.
-Lubię ostre zabawy ale ten nuż może kogoś zranić.
Gdy zabrał dłonie z jej ciała ona w rewanżu ugryzła go w wargę i przyciągnęła do siebie.
Wtuleni w siebie zasnęli kilka godzin później.
Siwowłosy wstał o brzasku, dokładnie w tym momencie gdy mgła zaczęła się unosić nad sąsiednimi mokradłami. Powietrze było wilgotne, okno otwarte a w pokoju tylko on, samotny wilk.
Droga przed nim była długa i nużąca, dlatego bez śniadania osiodłał konia i ruszył przed siebie.

Lecz życia nie pisze Sapkowski, przynajmniej nie mojego a jego książki to fantastyka która nie zdarza się na co dzień.
Dlatego blondynka przyszła rano a nie wieczorem.
A dokładniej to o piątej rano, ubrana w szlafrok, narzucony na odzież. Nie skradała się, zwyczajnie zapukała do drzwi, ja otworzyłem. Komunikat wypływający z jej ust był jasny i bezlitosny.
-Musisz szybko opuścić budynek bo szef może się zjawić przed siódmą rano.
Co było robić spakowałem się przytroczyłem bagaż do mechanicznego konia i pojechałem.
Przynajmniej wyjazd z miejsca noclegu miałem jak wiedźmin, bez pocałunku, przytulania i pożegnania.
Nie pamiętam już dokładnie jaką drogą wracałem ale pamiętam że trochę drogi nadrobiłem gdyż nie potrzebnie pojechał przez jedne miasto. Tak w Rosji jak pomylisz drogę i za późno się zorientujesz to możesz i 500km nadrobić.
Kilkaset kilometrów za Moskwą tył motocykla zaczął mi się dziwnie zachowywać.
Gdy się zatrzymałem okazało się że połowę kostek w mojej tylnej motocrossowej oponie zostało wyrwana. Wymieniłem ja w Kirgistanie i od tamtej pory znaczną większość drogi pokonywałem po asfalcie z wysokim ciśnieniem w kołach..
Dalsza jazda była nie możliwa, zawróciłem i powoli wjechałem do pobliskiego miasteczka w którym mieszkało kilkadziesiąt tysięcy ludzi. Było już po południu gdy dojechałem do centrum. Ustawiałem motocykl na jednej z ulic i dotarło do mnie w pełnej rozciągłości że jestem w kompletniej dupie. Nie mam planu miasta, nie mam internetu za kilka godzin będzie ciemno a jak nie mogę nigdzie jechać. W dodatku nie ma sklepu z oponami do motocykli ani warsztatu motocyklowego.

#mpetrumnigrum #podroze #motocykle
Pobierz mpetrumnigrum - Czy pech, to zbieg okoliczności czy też może suma wszystkich zaniedba...
źródło: comment_1625690268JJ63bvMDHB4LLT9QQwogF6.jpg
  • 13
@mpetrumnigrum: za fragment o szlafroku masz piwo i wpierdziel. "ubrana w szlafrok, narzucony na odzież." - w tym miejscu oplułem się kawą i koszulka do prania. Na szczęście praca zdalna, to się przebiorę.
to majtasy C02? mocno stare były? czy po prostu tak rwie mięcho na ruskich drogach?


@nopayn: Ani jedno ani drugie.
Mój błąd polegał na tym że po założeniu nowych w Kirgistanie napompowałem powietrza na około 2.0 bar.
Może te opony by to jakoś wytrzymały ale gdybym w 70% jeździł po gruncie.
Natomiast ja od wymiany w 95% jechałem po asfalcie. Po takim dopompowaniu pracowała tylko podstawa klocka a opona pod nim