Wpis z mikrobloga

"Samobójstwo. Życzliwy stosunek do samobójstwa stanowi jeden ze stałych elementów mojego myślenia. Jakie widzę argumenty przeciwne? Właściwie tylko dwa: jeden, zupełnie niepoważny, operujący zarzutem rzekomego tchórzostwa; drugi, nieco wyższej klasy, głoszący, że samobójstwo to uchylanie się od obowiązków społecznych i, ponadto, krzywda, którą wyrządzam pewnym poszczególnym jednostkom.

O „tchórzostwie” nie ma co mówić. Kto zdolny jest przezwyciężyć instynkt samozachowawczy, ten daje dowód odwagi całkiem niezgorszej, i śmiesznie jest epilogować na temat, czy zniesienie hańby i wstydu, pustki po straconej miłości, czy rozpaczy po upadku ojczyzny, świadczyłoby o odwadze większej czy mniejszej. Ci zresztą, którzy tak potępiają samobójstwo z patriotyzmu, z miłości itp., czynią to na ogół dlatego, że w swym ubóstwie wewnętrznym nie doceniają cierpień z tymi sprawami związanych i złoszczą się na samobójcę niczym starcy na zakochanych, bankierzy na poetów, filistrzy na romantyków i entuzjastów: za branie na serio przykrostek, którymi się przejmować nie warto. Kamienie żółciowe, to nieprzyjemność; ale śmierć Julietty? klęska pod Tapsus?

Główny jednak jest argument społeczny. I tu wydaje mi się, że w wyjątkowych wypadkach, w razie jakiegoś całkowitego zdania kogoś na naszą tylko pomoc i oparcie, wzgląd na bliźniego winien rzeczywiście przeważyć. Ale to jest współczucie dla słabych, nie obowiązek społeczny służenia grupie (narodowi, rodzinie). Tę ostatnią zaś sprawę ująłbym ostro. Prawo stawiania nam żądań nieograniczonych w zakresie pozostania przy życiu za wszelką cenę dajemy społeczeństwu o tyle, o ile sami od niego przyjmujemy usługi i dobrodziejstwa ponad miarę wymiany świadczeń między jednakowo w kontrakcie zainteresowanymi kontrahentami. Ale ten wypadek jest raczej rzadki. Na ogół i normalnie jest tak, że wszystko, co jednostka od społeczeństwa otrzymała, jest zapłacone; samobójstwo nie jest poszkodowaniem wierzyciela; jego istotą jest wypowiedzenie kontraktu; albo, jeśli kto chce: jest nią wstanie od gry, w której braliśmy udział według umownych prawideł. Reguły gry wiążą mnie tylko póki gram; z chwilą gdy powiem: „nie gram więcej”, odzyskuję swą wolność. Tak samo obowiązki społeczne wiążą mnie tylko póty, póki przez swą obecność w życiu deklaruję się jako uczestnik gry; ale przysługuje mi każdej chwili prawo usunięcia się, i z tą chwilą wszystkie obowiązki się kończą. Formułując jeszcze dobitniej: człowieka przynależnego do społeczeństwa wiążą obowiązki społeczne; ale sama przynależność do społeczeństwa nie jest obowiązkiem społecznym. Jest to akt dobrowolny człowieka, który chce brać udział w grze: żyć i korzystać ze zbiorowych urządzeń życiowych. Ten akt dobrowolny jest odnawiany codziennie przez sam fakt naszego dalszego trwania przy życiu; ale możemy go każdej chwili nie odnawiać, i jednostce wolno się zabić, tak jak wolno jej, przez naturalizację, przyłączyć się do innego społeczeństwa albo się wynieść w samotność wyspy bezludnej.

Jeżeli zaś poszczególne jednostki, jako jednostki z winy mojego samobójstwa wyraźnie ucierpią, to — pomijając wypadek skrajny, o którym wspomniałem przed chwilą — odpowiadam: wasze żądanie, bym pozostał przy życiu, kiedy ja nie chcę, jest nie mniej egoistyczne niż moja, przez zdarzenia wymuszona, wola odejścia. Przeważnie nawet bardziej egoistyczne: bo ofiara, którą przez pozostanie przy życiu bym poniósł, jest większa niż ta, którą wy ponosicie przez moje wyniesienie się z życia. A jeśli mnie — jak, przyparci do muru, lubicie czasem mawiać — „kochacie” — i dlatego, nie dla własnej korzyści, pragniecie, iżbym pozostał, to to chyba jest niekonsekwencja: bo jeśli kochacie, winniście sprzyjać memu naczelnemu pragnieniu.

A teraz coś o nie ujawnionych, wstydliwych motywach, dla których samobójstwo jest potępiane. Samobójca, przez swój czyn, wszystkim więźniom pokazuje bramę wyjściową, wszystkim niewolnikom — drogę wolności: w oczach dozorców i w oczach właścicieli niewolników to zbrodnia. Ale także współniewolnicy — a pod pewnym względem są nimi wszyscy, łącznie z rzeczonymi właścicielami — mają mu jego czyn za złe: bo, sami bez odwagi, wmówili w siebie, że niewola ich to konieczność, fatalność, wobec której jest się bezsilnym. Samobójca im przypomina, że jeżeli są w niewoli, to z własnej winy; na nich zwala z powrotem odpowiedzialność, którą oni zwalili na fatum. Za jego sprawą czują się nędzni, bardziej nieszczęśliwi niż przedtem; zazdrościliby mu, ale brak im śmiałości. W ich ustach zakaz samobójstwa znaczy mniej więcej: „nikomu niech nie będzie wolno zrywać łańcuchów, na których zerwanie nas nie stać”.

Wreszcie — i o tym może na pierwszym miejscu należało powiedzieć — samobójstwo uświadamia nam grozę stosunków, których byśmy chcieli nie widzieć. Samobójca, śród zaspokojonych życiowo, to jak żebrak w cukierni: przypomina nie w porę o innej, mniej słodkiej rzeczywistości."

12 X 1930

Henryk Elzenberg, Kłopot z istnieniem. Aforyzmy w porządku czasu, Znak, Kraków, 1994

Wrzucałem już kiedyś, ale chcę mieć to pod tagiem, więc wrzucam jeszcze raz.
________________________________________

Mój tag #psychacontent na którym postuję fragmenty z literatury, historii i filozofii dotyczące depresji, śmierci, kobiet, samobójstwa, samotności i pesymizmu.

#przegryw #depresja #samobojstwo #filozofia
  • 1