Wpis z mikrobloga

Opowieści z meekhańskiego pogranicza.
Zuid - Zuid-West.
Bosak i pochwa (część druga, pierwsza tam ).

Anna doszła do skraju lasu, jak zawsze o poranku roztaczał się z niego wilgotny, ciężki zapach, czoło wypełniały cienkie, nowe pnie, a zagęszczała je wysoka, zielona trawa. Postąpiła naprzód i zniknęła za tą ścianą.

- Witamy cię z powrotem, Upadła z Gniazda.

- Czy to moje nowe imię? - Anna uśmiechała się do małego mężczyzny w skąpym ubraniu ozdobionym piórami.

- Tak, plemię uznało, że Mała Kukułka umarła, gdy wypadła z Gniazda. Ale miesiąc temu wróciłaś, i musi być dla ciebie inne imię.

- Jak tam twoje życie, wodzu?

Mężczyzna po prostu odwrócił się i zaczął jednocześnie wchodzić coraz głębiej i wyżej w las, używając tylko widocznych dla niego stopni niewidzialnej drabiny z gałęzi . Mimo to Anna bez trudu podążała za nim, choć była od niego o dwie głowy wyższa.

Wszyscy siedzieli w wielkim gnieździe plemiennym, praktycznie cale stado, stado ptaków, jak sami siebie nazywali. Nawet dzieci, te które były odważniejsze od reszty, opuszczały się z wyższych gałęzi, żeby dotknąć Małej Kukułki. Była najciekawszą rzeczą, jaka przytrafiła się stadu od bardzo dawna, była postacią z bajek ich matek, a teraz powróciła, jakby wszystkie te historie okazały się w końcu prawdą.

- Powstrzymałeś nas przed odlotem, Mała Kukułeczko, miesiąc temu, - ze zmartwieniem zaczęła kobieta, po czym gwałtownie przerwała i pozwoliła wodzowi prowadzić rozmowę.

- Zobaczyliśmy, że ta armia zatrzymała się i nie poszła dalej, Upadła z Gniazda, wysłali oni kilku ludzi na zwiad, ale wystraszyliśmy ich strzałami. - powoli powiedział wódz.

Anna przyglądała się z zaciekawieniem, jak wódz był tak poważny i stanowczy w swoim stroju z piór. Była to dla niego bardzo ważna chwila. Musiał zdecydować, co ma zrobić jego plemię. Chcieli po prostu pójść głębiej w las, gdy przyszło wielkie stado uzbrojonych ludzi.

- To nie jest armia, wodzu, to tylko jeden pułk. I nie boją się twoich strzał, nawet jeśli je zatrujesz. Nasza trucizna może ci przynieść kaczkę, albo pozbawić przytomności kobietę, dla cesarskiego żołnierza to tylko wymiociny, albo...

Wódz podniósł rękę dając znak, że rozumie. Miesiąc temu chcieli po prostu zejść głębiej w las z podróżi tego dużego klucza uzbrojonych ludzi. Ale wtedy znaleźli ją na skraju lasu, znowu tak jak już raz plemię znalazło ją tam prawie dwadzieścia lat temu, ale wtedy była tylko małą dziewczynką.

- Dlaczego więc nie pójdą do lasu i nie wypędzą nas?

Powiedziała im przy tym nowym spotkaniu, miesiąc temu, że podróż, która do nich przyszła, nazywa się droga. Oni nie są na podróży tych ludzi, oni są na ich drodze. I to jest taka rzecz, że jak ją znajdziesz za plecami, to ona już zawsze za tobą chodzi. Nawet nie zapytali jej, kim jest teraz, bo w świecie leśnego plemienia kobieta zawsze ma tylko jedną rolę.

I znów szeroko się uśmiechnęła. Gdyby plemię nie było tak pokojowe, już dawno zostałaby przebita rytualnym oszczepem wodza. Jej mali ludzie zawsze byli dla niej zabawni.

- Wodzu, mogłabym ci wyjaśnić obecną sytuację w stosunkach wielkich wodzów w wielkim głównym gnieździe tych ludzi daleko stąd, o grze wpływów w wielkim stadzie stad przybyłych, mogłabym ci opowiedzieć o cennych małych jasnych kręgach, które właśnie teraz zmieniają ręce, ale - zrobiła pauzę - nasz język po prostu nie zna takich słów.

Sama sobie dodała, że nie mogła tego powiedzieć, bo nie wiedziała nawet jednej czwartej tego, co teraz mówi. Jedno wiedziała na pewno, że pułk zatrzymał się, kiedy mógł spokojnie przejść przez las jak nóż przez masło. Ale się zatrzymał.

Z dołu rozległ się gwizd. Grupa myśliwych trzymała w sieci wysokiego, młodego żołnierza. Cała grupa, w tym żołnierz zachęcany własną włócznią w rękach jednego z myśliwych, wspięła się do gniazda plemiennego.

- Śledził i szedł za Upadłą z gniazda - meldował do wodza głowa łowców, albo przynajmnej nowy posiadacz stadardowego sprzętu cesarskiego piechura.

- Czy to twój mąż? - zapytał wódz od Anny.

Rozejrzała się uważnie i rozpoznała w tym chłopaku niegdyś prawiczka ze wsi, też niegdyś żołnierza trzeciego pułku, a teraz uciekiniera z obozu i jeńca nieprzyjaciela, i przypuszczalnie podglądacza-początkującego za ładnymi kobietami na spacerze do skraju lasu. Ale biorąc pod uwagę to, co było ostatniej nocy, wódz nie był szczególnie daleki od prawdy.

- To mój ochroniarz, - odpowiedziała Anna ku zerowemu uznaniu zebranych. - Człowiek, który patrzy, czy nie dostałam strzały. - dodała, kobiety przytaknęły, było to wystarczająco blisko do męża.

Widok jednej z podążających za pułkiem dziwek i jego pierwszej kobiety, rozmawiającej z wrogiem w jego języku i otrzymującej aprobatę plemienia posiadającego rzekomo potężną nie aspektowaną ptasią magię, spowodował, że w głowie żołnierza w jakimś dowolnie wybranym miejscu ułożył się puzzel, a on sam padł na kolana i zaczął całować stopy Anny.

Oczy wodza wspięły się na czoło - Mała Kukułka, zrobicie to przy wszystkich?

- Mój ochroniarz, Ptaszek, musi jak najszybciej zmyć z siebie wstyd, że został schwytany, wodzu, przez kopulację ze mną natychmiast.

Całe plemię wstrzymało oddech, wszystkie te bajki bladły w porównaniu z życiem.

Przerzuciła nogę przez go ramiona, usiadła na mu na karku i mruknęła do ucha - Złaź i uciekaj do obozu, zboczeńcu.

Przynajmniej trzeci syn kowala był na tyle silny, że zrobił dokładnie to, co mu kazano, i pół godziny później cała załoga pułku widziała, jak żółtodziób z obłąkańczo przerażonymi oczami wybiega z jedną z markietanek u sobie na karku z lasu. Kobieta śmiała się i pobudzała rumaka.

( ciąg dalsze nastąpi jeśli ktoś będzie interesujący)
#czytajzwykopem #tworczoscwlasna #meekhan Wywołany: @hoszin:
mobutu2 - Opowieści z meekhańskiego pogranicza.
Zuid - Zuid-West.
Bosak i pochwa (c...

źródło: comment_1624040025dJSquB5ZIteRgQPJz2n6I5.jpg

Pobierz