Wpis z mikrobloga

Wolny rynek nie istnieje

Już pierwszy rzut oka na polską scenę polityczną pozwala dostrzec Janusza Korwin-Mikkego jako gwiazdę jasno świecącą od dekad. Jego postulaty znane są chyba każdemu w Polsce i wyróżniają się bezkrytyczną fascynacją kapitalizmem nieskrępowanym regulacjami - w ostatnich latach nieustannie oskarżany o krzewienie rosyjskich wpływów co na pierwszy rzut oka kłóci się z wolnym rynkiem. Co jednak jeśli nasze zachodnie pojęcie "free market" zostało zepsute - wszak rosyjski wolny rynek to zupełnie coś innego niż europejski wolny rynek. To rozdwojenie jaźni jest oczywiście na rękę władzy - Rosja nie jest skrępowana ścisłymi unijnymi regulacjami oraz dysponuje tanią niewymagającą siłą roboczą zaś UE jest topowym kierunkiem migracyjnym dla zmotywowanych wysoko kwalifikowanych specjalistów oraz eksportuje high-tech na wschód.

Co ci mówią

Rynki muszą być wolne. Gdy rząd interweniuje, aby narzucić uczestnikom rynku to, co wolno im robić, a co nie, zasoby nie mogą swobodnie przepływać w kierunku ich najefektywniejszego wykorzystania. Jeśli zaś zabroni się ludziom robić rzeczy, które uznają za najbardziej zyskowne, tracą motywację do inwestowania i wprowadzania innowacji. Dlatego w sytuacji, gdy rząd nakłada ograniczenia na wysokość czynszu, właściciele mieszkań tracą motywację do utrzymywania swoich nieruchomości i budowania nowych. Albo jeśli rząd nakłada restrykcje na sprzedaż niektórych produktów finansowych, to dwie układające się strony – mające szansę skorzystać na udziale w innowacyjnych transakcjach skutkujących zaspokojeniem ich specyficznych potrzeb – nie mogą zawrzeć umowy i zebrać jej potencjalnych owoców. Ludziom powinno się pozostawić "wolny wybór", jak głosi tytuł słynnej książki wizjonera wolnego rynku, Miltona Friedmana.

Czego ci nie powiedzą

Wolny rynek nie istnieje. Każdy rynek rządzi się jakimiś zasadami i funkcjonuje w pewnych ramach, które ograniczają wolność wyboru. Rynek wydaje nam się wolny tylko dlatego, że tak bezwarunkowo akceptujemy restrykcje, którym on podlega, że nawet ich nie zauważamy. Nie można obiektywnie zdefiniować tego, jak bardzo jakiś rynek jest "wolny" – to określenie mające charakter polityczny. Zwyczajowe twierdzenie powtarzane przez wolnorynkowych ekonomistów o tym, że próbują oni bronić rynku przed politycznie motywowaną ingerencją rządu, jest fałszywe. Rząd jest zawsze w grze, a wspomniani wolnorynkowcy posiadają polityczne motywacje, tak samo jak wszyscy inni. Obalenie mitu, że istnieje coś takiego jak obiektywnie zdefiniowany "wolny rynek", jest pierwszym krokiem w kierunku zrozumienia kapitalizmu.

Praca powinna być wolna (nieuregulowana)

W 1819 roku w brytyjskim parlamencie została przedstawiona ustawa regulująca działalność fabryk bawełny. Jak na współczesne standardy ustawa ta była niewiarygodnie „łagodna”. Zakazywała zatrudniania małych dzieci, tych poniżej 9. roku życia. Starsze dzieci (między 10. a 16. rokiem życia) nadal mogłyby pracować, tyle że ograniczono liczbę godzin ich pracy do 12 dziennie (no tak, bardzo łagodnie je potraktowano). Nowe zasady miały zastosowanie tylko do fabryk bawełny, bo uznano, że praca w nich jest szczególnie niebezpieczna dla zdrowia pracowników. Propozycja wywołała ogromne kontrowersje. Przeciwnicy uważali, że narusza ona świętość, jaką jest swoboda zawierania umów, niszcząc w ten sposób sam fundament wolnego rynku. Podczas dyskusji nad tym przepisem niektórzy członkowie Izby Lordów sprzeciwiali się mu, argumentując, że „praca powinna być wolna”. Ich tok myślenia był następujący: dzieci chcą (i muszą) pracować, natomiast właściciele fabryk chcą je zatrudniać – w czym więc problem?

Dzisiaj nawet najbardziej zagorzali obrońcy wolnego rynku w Wielkiej Brytanii i innych bogatych krajach nie wpadliby na to, żeby przywrócić pracę dzieci w ramach pakietu reform liberalizujących rynek, którego tak bardzo pragną. Jednak jeszcze w końcu XIX i na początku XX wieku, kiedy wprowadzano pierwsze poważne regulacje dotyczące pracy dzieci w Europie i Ameryce Północnej, wielu szanowanych obywateli uważało, że regulowanie pracy dzieci jest niezgodne z zasadami wolnego rynku. Tak widziana "wolność" rynku jest jak piękno: zależy od tego, co się komu podoba. Jeśli sądzisz, że prawo dzieci do niewykonywania przymusowej pracy jest ważniejsze niż prawo właścicieli fabryk do zatrudnienia każdego, kogo tylko uznają za stosowne, to nie będziesz postrzegał zakazu pracy dzieci jako naruszenia wolności rynku pracy. Jeśli zaś uważasz odwrotnie, będziesz widzieć „zniewolony” rynek w okowach źle pojętych regulacji rządowych.

Nie musimy cofać się o dwa wieki, by dostrzec normy, które uznajemy za oczywiste (i akceptujemy je jako "szum w tle" wolnego rynku), a które – w momencie ich wprowadzania – poważnie kwestionowano jako podważające wolny rynek. Kiedy kilkadziesiąt lat temu pojawiły się regulacje związane z ochroną środowiska (na przykład dotyczące emisji spalin przez samochody czy fabryki), wielu ludzi sprzeciwiało się im, twierdząc, że naruszają one naszą wolność wyboru. Przeciwnicy regulacji pytali: skoro ludzie pragną jeździć samochodami bardziej zanieczyszczającymi środowisko, albo jeśli fabryki uznają, że bardziej zyskowne są metody produkcji, które wiążą się z jego większym skażeniem, to dlaczego rząd miałby zapobiegać takim wyborom? Dziś większość ludzi uznaje tego typu regulacje za "naturalne". Wierzą oni, że działania krzywdzące innych, choćby w sposób całkowicie niezamierzony (jak w przypadku zanieczyszczeń środowiska), powinny być po prostu ograniczane. Rozumieją też, że rozsądnie jest ostrożne korzystać z zasobów energii, bo wiele z nich ma charakter źródeł nieodnawialnych. Może im się również wydawać słuszne ograniczanie ludzkiego wpływu na zmiany klimatyczne. Skoro ten sam rynek bywa przez różnych ludzi postrzegany jako charakteryzujący się odmiennymi stopniami wolności, to naprawdę nie ma obiektywnego sposobu zdefiniowania tego, jak bardzo jest on wolny. Innymi słowy, wolny rynek to złudzenie. Jeśli pewne rynki /w y d a j ą s i ę/ wolne, to tylko dlatego, że do takiego stopnia zaakceptowaliśmy regulacje, na których są one oparte, że przestajemy je zauważać.

Do brzegu

Wszystko to może wydawać się nam bardzo odległe, ale co jeśli na naszych oczach odbywa się swoiste przebiegunowanie? No bo co tak naprawdę będzie dla nas, ludzi zachodu, oznaczać dominacja Chin na świecie? Być może wkrótce to w państwach europejskich do przymusowej pracy w chińskim Foxconn wysyłać się będzie dzieci. Być może już wkrótce to do nas statkami przypływać będą kontenery z odpadami do składowania na naszej ziemi. Być może to w tych krajach sabotowana będzie jakakolwiek sensowna polityka (w tym demograficzna). Być może to do nas sprowadzony zostanie przemysł powodujący skażenie powietrza, gleby i wody. Patrząc z boku na dzisiejszy kapitalizm można się zastanowić czy czasem magiczne stwory takie jak polski android napędzany cukrem oraz Lenin-Grzyb to nie tylko postacie z jednej baśni ale również z jednego zamku.

Żródła:
- większość tekstu bezwstydnie zerżnąłem z książki "Ha-Joon-Chang : 23 Rzeczy których Nie Mówią Ci o Kapitalizmie", polecam bardzo całość

#neuropa #4konserwy #kapitalizm #akap #gruparatowaniapoziomu
  • 1
Gdyby tak było jak piszesz to kraje (np. na wschodzie Azji) nie dorobiły by się sukcesu gospodarczego.
Europa się po prostu cofa i to widać.
Fakt faktem, że co do wizji Korwina to masz po części rację, ale tak po prawdzie to i on ma też nieco racji.
Zapomniałeś jednak o tagu #konfederacja, #korwin.

Odnośnie rosyjskich wpływów to ludzie mają tu z reguły na myśli jego poglądy obyczajowe, a nie