Wpis z mikrobloga

#cenzopapa #wykopobrazapapieza #bestialirycznie
#2137
PAN KAROL, CZYLI OSTATNI ZAJAZD W WATYKANIE
                     Księga MMCXXXV
Część 3

Na wzgórzach siedmiu - Rzym rozciągnięty,
Tam Tyber się pieni, tak długi i mętny,
Tam zgniła perła jest Watykanu,
Tam dziedzina Bestii i kleszego klanu.
Gdzie dzieci płaczących mrowie przeogromne,
Gdzie złotem kapiące kościoły nieskromne,
Gdzie człeka traktują, jak dojne zwierzę,
Oto Bestii siedziba, oto jego leże.
Na tłuszczę naraz cień mroczny zapada.
"Okrutnik powraca! Czy śmierci nam zada?"
Płaczą głośno płaczki i zawodzą wdowy,
A krew wciąż obfitsza, niźli Tybru wody.
Jucha barwi drogi, trakty no i dukty.
Wzmaga ciągle tumult i ryk przeokrutny.
Ściany wnet zadrżały, takoż i część stropów,
Ziemia się zatrzęsła, od Bestyji kroków.
Ospale nieco, drepcząc z tyłu trochę,
Idzie imć sekretarz za Bestyji tropem.
Wielki, tłusty kałudn, łeb jak wąż kaprawy,
Załatwia przeróżne za Bestyję sprawy.
W kufrze niesie złoto - ilość tego duża.
On by za to złoto i w gnoju się nurzał.
Papy jest najmilszym z wielu ulubieńców.
Chroni też występki w sutannach zboczeńców,
Wielkie krzywdy taji rozgrzeszając klechy
Z rozpusty i gwałtu, młodych ciał uciechy.
Takoż klechy gwałcą - w szczególności dzieci,
Krew z małych odbytów strumieniami leci.
Liżą małe stópki, podgryzają sutki,
W brudnych koloratkach, śmierdzących od wódki.
Grają często w karty, nie kryjąc się wcale.
Poker, brydż, makao - no i po makale.
Uzurpując sobie prawo do sumienia,
Wmawiając owieczkom cel ich przeznaczenia.
Purpuraci wiedzą, owce wiedzą też,
Że im przeznaczona jeno krwawa rzeź.
Wracając do Bestii człapiącej niezdarnie,
Była tak zmęczona, wyglądała marnie.
Nie zjadła kremówki już od godzin trzech,
A dla tej istoty najgorszy to pech.
Mordowaniem ludzi umęczona wielce,
Zbladła i skarlała, aż bolało serce.
Woła sekretarza - "Bywaj tu, gałganie!
Rad bym skonsumować, swe drugie śniadanie."
Prawa ręka bierzy, o bruk się potyka,
Nie chce dziś rozsierdzić tego okrutnika.
Grzebie łapą w worku z zapasami ciasta,
Pomruk w gardle Bestii miarowo narasta.
Szczęściem, powracając z wadowickiej trasy,
Nabrali kremówek, oscypków, kiełbasy.
Bestyja zajada, znów rzułta się robi,
To stan jej zwyczajny, takoż wielkie rogi.
"Wiesz mój przyjacielu" - rzeknie najedzona -
"Turbuje mnie jedno, rzecz ci to znajoma:
Krwi mi trzeba świeżej, i ludzkiego ciała"
Zdziwił Stanisława - mordował od rana.
"Ależ Papo miły, krew spływa do rzeki,
Gęsta i czerwona, są jej pełne ścieki."
"Mało wszystko, mało! Więcej chcę i basta!"
Klechom oczy łzawią, trwoga w nich narasta.
"Pamiętać nam przeto, trzeba o umiarze,
Ludzie nie ziemniaki, nie ma ich w nadmiarze."
- Sekretarz to rzekłszy, aż się skulił w sobie.
"Wymyśl, więc coś rychło, ja zaufam tobie"
- Bestia, tak odparła i patrzy na sługi.
"Raz się już udało uda się i drugi,
Świat jest tak ogromny i pełny ludzkości,
Może do Irlandii wyruszymy w gości?"
- tak Don Stanislao, wypalił po chwili.
Wszyscy nań spojrzeli, lecz nic mówili.
Bestii twarz zrzułciała, jakby słoneczniki,
Błysnął w oczach ognik - okrutny i dziki.
"Postanawiam zatem, byśmy pojechali,
Pomordować trochę, by złota nam dali.
Lecz Irlandia mała, nasycić nie zdoła,
USA zwiedzimy i świat dookoła."
Nieuchronny koniec historii dobiega,
Będzie część czwarta, czy więcej nie trzeba?