Aktywne Wpisy
gosvami +313
fujiyama +37
#programowanie #programista15k
Chyba czas zmienić zawód. Chciałem wybić dziury na okna w domu, który kupiłem.
Trzeba wziąć piłę, wyciąć w ścianie 6 dziur 2x1.5 metra, a wcześniej wstawić nadproże czyli kawałek betonu nad oknem i zacementować.
Przyszedł Pan, obejrzał, pomierzył po czym zadzwonił i powiedział, że za całość to on weźmie 36K bo tak mu wyszło z cennika z jakiegoś zasr$#go portalu dla budowlańców.
To za te max 5 dni roboty wyjdzie
Chyba czas zmienić zawód. Chciałem wybić dziury na okna w domu, który kupiłem.
Trzeba wziąć piłę, wyciąć w ścianie 6 dziur 2x1.5 metra, a wcześniej wstawić nadproże czyli kawałek betonu nad oknem i zacementować.
Przyszedł Pan, obejrzał, pomierzył po czym zadzwonił i powiedział, że za całość to on weźmie 36K bo tak mu wyszło z cennika z jakiegoś zasr$#go portalu dla budowlańców.
To za te max 5 dni roboty wyjdzie
Czy pamiętasz chaos młode,
Mglisty zamiar niebieskawy,
Bezdźwięk błogi, cel łaskawy,
Gdy wypłynął duch na wodę?
Gdy się lęgło, gdy się częło
Wątłą mgiełką, pierwojądrem,
Gdy się ciało słowa jęło
Pierwszem ciepłem i okrągłem,
Gdy westchnęło, przeznaczone,
Nie wiedzące, że się ziści,
Jaką przyszłość sobie wyśni
Lekkomyślnie nieskończone.
Czy pamiętasz, jak nas przejął
Luby dreszczyk, domysł tajny,
Przed stworzeniem, przed nadzieją,
Przed rozkazem życiodajnym?
Przed stworzeniem, przed nadzieją,
Przed marzeniem o istnieniu,
Już miłosny, urodzajny,
Zapowiedzią, Melodeją.
Ach, i kiedyś — czy pamiętasz? —
Niestworzonych, niewiadomych,
Połączyło nas w odmętach
W ruch tworzący, w rytm ruchomy.
A już potem gwiazd miliardy,
Światy, dzieje — błahe sprawy...
Patrzę: teatr planetarny,
Co przyjechał do Warszawy.
Wiersz pojawił się w 233 odcinku Rodziny zastępczej plus pt. "Ryba zdrowieje od głowy"
#poezja #rodzinazastepcza #tuwim
Miauczy kotek: miau!
- Coś ty, kotku, miał?
- Miałem ja miseczkę mleczka,
Teraz pusta jest miseczka,
A jeszcze bym chciał.
Wzdycha kotek: o!
- Co ci, kotku, co?
- Śniła mi się wielka rzeka,
Wielka rzeka, pełna mleka
Aż po samo dno.
Pisnął kotek: pii...
- Pij, koteczku, pij!
Skulił ogon, zmrużył ślipie,
Śpi - i we śnie mleczko chlipie,
Bo znów mu się śni.
Ledwo słoneczko uderzy
W okno złocistym promykiem,
Budzę się hoży i świeży
Z antypaństwowym okrzykiem.
Zanurzam się aż po uszy
W miłej moralnej zgniliźnie
I najserdeczniej uwłaczam
Bogu, ludzkości, ojczyźnie.
Komunizuję godzinkę,
Zatruwam ducha, a później
Albo szkaluję troszeczkę,
Albo, gdy święto jest, bluźnię
Zaśmiecam język z lubością,
Znieprawiam, do złego kuszę,
Zakusy mam bolszewickie
I sączę jad w młode dusze.
Czasem mnie wujcio odwiedza,
Miły, niechlujny staruszek,
Czytamy sobie, czytamy
Stoję na balkonie,
Załamałem dłonie
I w kwietniowym niebie
Szary wzrok mój tonie.
Bzy mi zapachniały,
Żale mnie owiały,
Twarz mi ojedwabia
Wiew znieruchomiały.
Zmierzch się wiewem żali,
Żeśmy się rozstali,
Przymkniętymi oczy
Widzę ciebie w dali:
Stoisz na balkonie,
Załamałaś dłonie
I w kwietniowym niebie
Modry wzrok twój tonie.
Miła moja, poradź mi, poradź,
Jak tę martwą niemilość znieść?
Jak się z pustym sercem uporać,
Do którego się wdziera śmierć?
Tak nadzieją dysząc nieskromną,
Ufnie, pewnie, za krokiem krok,
Za kochanką, za wiarołomną
Przyjaciela podąża wzrok.
Tak nikczemni czekają skrycie,
Węsząc lubej korzyści plon,
Żeby umarł stary właściciel
I zostawił wygodny dom.