Wpis z mikrobloga

Gdy dosiada mnie o świcie, to w miarę coraz gwałtowniejszych ruchów łapie się wznoszącego się nad nami regału i bezwiednie wykrzykuje nazwiska autorów znajdujących się na wprost jej oczu. Och! Bułhakow! Ech! Mandelsztam! Oj! Sołżenicyn, À propos! Szestow! Na „à propos Szestow” kończą się jej zmysłowe – i w większym stopniu spółgłoskowe, niż to zapisuję – przerywniki. Przechyla głowę w stronę literatury francuskiej i pruje samymi, błyskawicznie na język oryginału (miałem wyłącznie polskie przekłady – nie znam francuskiego) z powrotem przetłumaczonymi tytułami: l’Assomoir, l’École des femmes, Zazie dans le métro, Le Misanthrope ou l’Atribilaire amoureux. O każdym z wymienionych dzieł – oczywiście w nieco mniej porywających okolicznościach – miała rzeczy zupełnie niekonwencjonalne do powiedzenia, o tych, o tamtych i jeszcze o owych. Jakkolwiek byśmy się bowiem w mojej lilipuciej sypialni ułożyli, zawsze było tak, jakbyśmy na dnie płytkiej, za to książkami wyłożonej studni leżeli – Weronika zawsze miała jakieś tytuły czy nazwiska przed oczyma. Spowszedniało jej to do tego stopnia, że przestała pytać, czy to a to czytałem i co sądzę.

Fragment książki Jerzego Pilcha pt. „Żółte światło"

#pilch #seks #ksiazki
  • 7
  • Odpowiedz
@PorzeczkowySok: coś w tym Pilchu jest, że można go poznać po pierwszym cytowanym zdaniu ;/ Może i ma grono licznych fanów, dla mnie zawsze jednak będzie seksoholikiem-grafomanem ( ͡° ʖ̯ ͡°)
Tak, wiem, ale to ja dzwonię.
  • Odpowiedz