Wpis z mikrobloga

Od czego by tu zacząć? Może od początku chociaż opowieść i tak będzie niezrozumiała, chaotyczna i pełna błędów. Mimo to mam iskierke nadziei, że trafi do kilku osób i przemyślą swoje poczynania, życie, dalsze kroki i co z nim zrobić. Głównie do wszystkich #friendzone #tfwnogf #nolife

Swoją przygode z gramy komputerowymi online zacząłem w wieku 13/14 lat jeżeli dobrze pamiętam. Od razu zaangażowałem się w Counter-Strike'a jeszcze wtedy 1.0; potem wersje 1.5 na której odnosiłem większe i mniejsze sukcesy na polskiej scenie. Grałem w CS'a wymiennie z w3, dotą czy Tibia. Tak grałem w tibie, nie wstydze się tego. Z miesiąca na miesiąc coraz bardziej zawężałem krąg znajomych i spędzałem coraz to więcej czasu przy komputerze i nowych kolegach, e-kolegach. Zanim się obejrzałem miałem 16 lat, szedłem do liceum i na plecach niosłem bagaż internetowych i gamingowych doświadczeń. Postanowiłem, że zostane profesjonalnym graczem - będę zarabiał robiąc to co kocham w życiu najbardziej czyli będę grał w gry! Oczywiście moja rodzina się śmiała, znajomi (głównie bliscy przyjaciele bo tylko oni mi wtedy zostali) śmiali się z tego co mówiłem, aż w wieku 16 lat nie podpisałem pierwszego kontraktu za uwaga 600 zł miesięcznie + prowizje od sponsorów i zwycięstw. Dla 6nasto latka to coś, nie uważacie? Jak nie to przypomnijcie sobie swoje kieszonkowe, od rodziców bo nie zarobione "własnoręcznie". W liceum jeszcze jakoś się ocknąłem, chodziłem regularnie na siłkownie, na piłke ze znajomymi, wfy i basen. Jednak zamykałem się na ludzi, z dnia na dzień. Po roku zauważyłem, że mam problem z odezwaniem się normalnie do dziewczyny bo nawet "cześć" koleżanki z klasy czy szkoły było niebywale stresujące. Nie potrafiłem zamienić kilku zdań, a nie chwaląc się nigdy nie byłem brzydki, raczej odwrotnie do tego ćwiczyłem więc nie wyglądałem źle - napewno nie suchoklates czy klucha jak większość nolife'ów (takich książkowych). W szkole zgrywałem śmieszka, cwaniaka. Wychodziłem z ludźmi na piwo, imprezy, kręgle czy bilard. Co weekend tradycyjnie na kluby. Minął kolejny rok, klasa maturalna. Ja w dalszym ciągu nie posiadałem dziewczyny, a na każdym spotkaniu z przyjaciółmi zamęczałem ich tematem JAK TO BY BYŁO ZAJEBIŚCIE MIEĆ DZIEWCZYNE, KOGOŚ BLISKIEGO ITD. podejrzewam, że koledzy z klubu #tfwnogf wiedzą o co chodzi. I cierpiałem dalej na brak drugiej połówki jednak nic z tym nie robiłem. Spotykałem się jakiś czas z dziewczyną, w sumie.. Kilka lat z przerwami, całe gimnazjum i prawie całe liceum do wakacji z 2 na 3 klasę. Kiedy to byliśmy bardzo blisko w przyjaźni i ja czekałem w sumie od niej na odpowiedź czy będziemy razem czy nie - jednak wyjeżdżałem na wczasy i uzgodniliśmy, że zostaniemy przyjaciółmi. Przyjąłem ten friendzone na klate chociaż zależało mi na niej. Na tych wakacjach w Tunezji poznałem dziewczyne, zauroczyłem się. Spędziliśmy kilka nocy razem i właściwie wszystkie dni wyjazdu. Kiedy wróciłem do Polski od razu spotkałem się z moją przyjaciółką i w euforii opowiadałem jej kogo poznałem, jak było cudownie i w ogóle jestem zakochany. Jej reakcja była inna niż przewidziałem, myślałem że będzie się cieszyła moim szczęściem jak na przyjaciela przystało - natomiast ona rozpłakała się, uderzyła mnie w twarz, zaczęła bić pięściami po klacie i żebrach po czym odwrociła się i zaczęła biec w strone swojego domu. Podbiegłem i zatrzymałęm, przytuliłem próbowałem pocieszać.. Odprowadziłęm, jeszcze nie rozumiałem o co chodzi (byłem głupi). Dopiero kiedy wróciłem do domu to dotarło do mnie co właśnie się stało.. Wy chyba już pojmujecie, prawda? Kilka dni później dziewczyna poznana na wakacjach przyjechała do mojego miasta na kilka dni gdzie spędziliśmy kilka upojnych nocy, a ona dała mi jasno do zrozumienia, że to tylko wakacyjna znajomość bo ona ma chłopaka (?!) od 2 lat. Odprowadziłęm ją na dworzec i jak wsiadła do przedziału cały czas na nią patrzyłem i myślałem tylko "WYTRZYMAJ! WYTRZYMAJ! WYTRZYMAJ!" niestety łzy same zaczęły mi się lać po policzkach.. Poszedłem na autobus do domu, wsiadłem i zająłem miejsce przy oknie - całą droge łkałem i krztusiłem się własnymi łzami i szpikami z nosa jak upośledzony, gdzieś w połowie drogi mała dziewczynka może 4-6 lat podeszła do mnie i dała chusteczki i powiedziała "panu się bardziej przydadzą" na chwile zrobiło mi się miło po czym wróciłem do płaczu. Dojeżdżając na dzielnice zadzwoniłem do przyjaciela z płaczem, że musze się spotkać i porozmawiać - powiedział żebym wpadał. Warto dodać, że mieszka na tym samym osiedlu, na którym moja "była przyjaciólka" (bo od ostatniego spotkania kiedy się rozpłakała się nie odzywała i nie widzieliśmy się, a wcześniej po 2 razy dziennie). Oczywiście los tak chciał, że ja cały spłakany szedłem w strone osiedla, a z naprzeciwka zobaczyłem ją z jakimś facetem co jeszcze bardziej mnie zniszczyło.. Zobaczyła mnie - a własciwie ten facet i powiedział coś "zobacz jaka beksa" a ona podbiegła do mnie wykrzyczała moje imie i zapytała "CO SIĘ DZIEJE?" powiedziałem jej, że nie chcę z nią rozmawiać i żeby mnie zostawiła w spokoju i dalej ciągnąłem szybki krok ku blokowi, w którym mieszkał mój przyjaciel gdzie mogłem się spokojnie wyżalić i wypłakać. Zakańczając historie obu kobiet to poznana w Tunezji jest moją przyjaciółką do tej pory, jeżeli tak to mogę nazwać - regularnie spotykamy się u niej co 2-3 miesiące upijamy no i wiadomo (mimo, że ma faceta już jakieś 4 lata - innego niż poprzedni). Troche mi szkoda tego gościa bo wiem jaka ona jest chyba lepiej niż on, ale przecież WIDZIAŁY GAŁY CO BRAŁY? Za to nie jest mi żal, że z nią nie jestem bo widze jakby mnie dopiero mogła skrzywdzić, teraz jestem do niej totalnie zdystansowany i traktuje ją jak koleżanke - przyjaciółkę, a że czasem coś tam zajdzie to przecież "carpe diem". Druga zaś - nie rozmawiałem z nią od lat, nie wiem co u niej słychać, co robi i jak się zmieniła. A przez szkolne lata była mi najbliższą dziewczyną, jak i przez znaczną część mojego życia.

Okej, wracając do klasy maturalnej to chodziłem tylko przez pierwszy semestr na siłkę bo potem starzy uznali, że to czas na naukę! Ja w dalszym ciągu bez dziewczyny, stęskniony do uczucia bycia chcianym. Chciałem tylko poczuć, że komuś na mnie zalezy i jestem ważny dla drugiej osoby. Powoli zaczynałem wątpić w to, że spotkam taką osobe - moją drugą połówke, towarzyszke życia. Przyszła matura, zdałem całkiem całkiem. No i najdłuższe wakacje w życiu, w których nic znaczącego się nie wydarzyło, żadnych kobiet i znajomych, też nigdzie nie wyjechałem. Była tylko praca, myśl "wkrótce studia może coś się zmieni przecież to najlepszy okres w życiu", i gry. Nie miałem już sukcesów od 2 klasy kiedy to sporo balangowałem i zostałęm wyrzucony z drużyny przez brak czasu dla niej. Zapragnąlem znowu się wybić i zostać kimś w świecie e-sportu. Przestałęm się spotykać z kimkolwiek - bardzo sporadycznie widywałęm się nawet z kilkoma przyjaciómi, których mogłem policzyć na palcach jednej ręki. Przyszły studia, nie spełniły moich oczekiwać, ludzie byli dziwni.. nie imponowało mi już szaleństwo i pijaństwo ponieważ ja jestem z dużego miasta i wszystko przeszedłem w liceum, a znudzony tym byłem już jakoś w połowie drugiej klasy liceum. Nie złapałem kontaktu z nikim, zero nowych przyjaciół. Jebnąłem tymi studiami bardzo szybko oszukując rodzine i przyjaciól, że nadal studiuje co wymagało nie lada sztuki, sztuki kłamania.. jeżeli to można nazwać sztuką. Cały rok akademicki grałem, udawałem, że studiuje i grałem. League of Legends głównie - bez sukcesów, grałem i #!$%@?łem się, że nie jestem najlepszy. Traciłem około 17 godzin dziennie przy grze, w nocy nie spałem. Okłamałem rodzine, że oba kierunki mi zamkneli bo za mało ludzi przeszło - nie interesowało ich to zbytnio chociaż zadziwiło. Przez ten rok przytyłem około 20 kg, nie chodziłęm na siłownie, nie ćwiczyłem, w ogóle nic nie robiłem. Z przystojnego faceta zrobił się hipopotam. Wakacje też nic nie zmieniły, troche pracowałem, a tak to grałem. Nikogo nie poznałem. Rodzice od lat próbowali ze mną rozmawiać, że za dużo gram na komputerze: miałem zakazy, odłączany internet, płaciłem 1 zł za godzine na internecie itd. Próbowali wszystkiego jednak nic do mnie nie przemawiało, po chwili sam zdałęm sobie sprawe, że jestem uzalezniony. Ale kiedy oni mi to mówili to mówilem NIE NIE SKĄD JAK NIE CHCE TO NIE BEDE GRAŁ. Jednak kiedy nie grałem to albo spałem albo oglądałęm telewizje, ogłupiałem się. Przyszedł kolejny rok i kolejne studia na prywatnej uczelni, tam poznałem troche osób, z którymi się trzymałem bliżej jednak żadna kobieta się obok mnie nie zakręciła co było bardzo frustrujące (nawet pomimo mojego facebookowego spamu żadna nie zwracała na mnie uwagi). Na tych studiach wpadłem w złe towarzystwo, miałem za łatwy dostęp do narkotyków, do których miałem ogromną słabość. Po 2 miesiącach przestałęm chodzić na uczelnie (znowu udawałem przed całym światem), przychodziłem tam tylko po to żeby dostać towar i pierwsze co po przebudzeniu oczu to było kręcenie - palenie podczas porannej kupy - nie mycie się - kawa - gastro i zasiadałem przed moim league of legends żeby zdobyć te kilka punktów rankingowych! Nie było sukcesów, minął kolejny rok. Były wakacje.. pojechałęm ze znajomymi nerdami z league of legends (moimi jedynymi kolegami wtedy) na ECC w Warszawie poznać naszych mistrzów. W dniu powrotu kiedy wróciłem do domu około 22 rodzice z dziwnymi minami siedzieli w salonie i zawołali mnie.. dowiedzieli się o wszystkim, w domu była policja, znaleźli w szufladzie pisma z 3 uczelni o wydaleniu mnie ze studiów. Poznali cała prawde, nie krzyczeli.. ale było widać, że w nich się gotowało. Myślałem, że ojciec dostanie zawału, a matka mówiła spokojnie, ale przez łzy. Ja płakałem cały czas kiedy mówili mi jak bardzo się zawiedli, jak mogłem ich tak okłamywać przez tyle lat, w każdej kwestii. Nie ufali mi już w niczym. Wtedy porzuciłem narkotyki, ale nie gry.. od tego nie mogłem się tak łatwo uwolnić, to było dużo mocniejsze "przyzwyczajenie" od jarania. Uciekałem w gry, uciekałem w świat fantasy, uciekałem na summoner's rift, na de_dust2 czy na ankrahmun. Byle tylko nie myśleć o tym co zrobiłem, o tym jak skrzywdziłęm siebie a co gorsza swoich najbliższych. Wtedy powstała ściana, nie było ze mną dialogu. Coś we mnie się zmieniło i to jeszcze na gorsze. Grałem cały czas uciekając w ten cybernetyczny świat oddalając od siebie problemy rzeczywistości, które wracały jak tylko kończyłem rozgrywke i starałem się usnąć. Dlatego grałem tak długo aż nie byłem tak wymęczony aby po prostu paść i odpłynąć w objęcia Morfeusza. Moi rodzice genialnie spełniali swoją role całe moje życie. Widzieli, że nie mogą do mnie dotrzeć, rozmowa nic nie dawała więc postanowili, że zrobią to w sposób jaki ja porozumiewam się ze światem - przez internet. Którego dnia kiedy to wstałęm o 14 rano po ciężkiej nocy i poranku w lol'a dostałem maila, czytając go płakałem, czytałem go kilka razy, dalej płakałem. Ogarnąłem siebie - umyłem, posprzątałem w domu i czekałem na rodziców aż wrócą z pracy. Usiadłem z nimi przy obiedzie i w salonie, przytuliłem się jak dzieciak i przeprosiłem. Poprosiłem o pomoc jeszcze ten jeden raz. Powiedzieli, że jestem ich jedynym dzieckiem i największym skarbem, że nigdy mnie nie opuszczą w potrzebie i zawsze staną po mojej stronie, ale nie wiedzą kiedy uda mi się odzyskać ich zaufanie i czy w ogóle się uda. Zrobili chyba to co najlepszego mogli - odłączyli internet. Nie miałem kontaktu ze światem internetowym, ciężko to znosiłem, jednak szybko zdałem sobie sprawe jak to właśnie internet mnie niszczył - największe uzależnienie. Zdałem sobie sprawe, że siedziałem w nim i grałem bo tutaj byłem KIMŚ, kimś w miare rozpoznawalnym, mała gwiazdą w Tibii czy na innych platformach e-sportowych. W prawdziwym życiu byłem nikim poza wielkim otłuszczonym grubasem, który stracił wszystkich przyjaciół, kolegów, znajomych, a nawet rodzine. Postanowiłem, że zmienie swoje życie - szukałem pracy, jak się domyślacie i z internetem jest to bardzo ciężkie w dzisiejszych czasach, a bez niego.. pewnie nie potraficie sobie tego nawet wyobrazić. Zacząłem odnawiać konakty z przyjaciółmi, o dziwo przyjeli mnie jakbyśmy się nigdy nie rozstawali. "To prawdziwi przyjaciele" pomyślałem i miałem racje bo znamy się od podstawówki, a do tej pory trzymamy się paczką. Chodziłęm do nich wysyłać na gumtree swoje CV. Nie ciągneło mnie do gier, bylem twardy. Znalazłem pracę, mało ambitną - na kasie w TESCO. Ale była, miałęm pieniądze, coś się zaczeło wreszcie dziać w moim życiu. Potem dostałęm pracę w dyspozytorni taxi, wtedy przemkło mi przez myśl - waże już prawie okrągłe 120 kg, trzeba coś z tym zrobić. Pracowałem po 12 godzin 6 dni w tygodniu, ćwiczyłęm i dietowalem. Zaplanowałem to sobie wyłącze te miesiące z życia gdyż od Maja miałem mieć lepszą oferte pracy. Także wyjąłem znowu znajomych z życia i postanowiłem "PRACA - DIETA - SIŁKA" i tak też zrobiłem. W ciągu tych 3 miesięcy poczyniłem niesamowite efekty, wrociłem do formy bardzo szybko i zrzuciłęm z siebie ponad 30 kg. Czułem się lepiej i wyglądałem lepiej. Zmieniłem prace, na lepszą, lepiej płatną i miałem mniej godzin pracy w tygodniu. Zacząłem wychodzić do ludzi, spotykać się na klubach, na rynku. Poznawałem dziewczyny, zaczeły się obok mnie kręcić same. Jedna z nich jest moją obecną i nie chce jej zmieniać. Mam to czego chciałem całe życie, kobiete której na mnie zależy, która mnie kocha. Nie wiem czy jest coś piękniejszego niż chwila, w której to różowy pasek wyznaje Wam miłość i mówi KOCHAM CIĘ. Życze tego wszystkim. Obecnie radze sobię bardzo dobrze, nadal chudne i dbam o forme. Jestem szczęśliwy, nie mogę na nic narzekać obecnie w życiu. Odzyskałem troche rodzine i przyjaciół. Czuje się spełniony. Mam nadzieje, że ta opowieść da do myślenia i może zmieni coś w życiach niektórych, tych którzy też się boryjaką/borykali z takimi problemami.

Pozdrawiam.

tl; dr


#truestory #coolstory #sadstory #mozemoje
  • 46
  • Odpowiedz
@niepoprawny_marzyciel: wielki szacun, jakkolwiek można powiedzieć, że dobrze się czytało w sumie to się trochę popłakałem nawet. no nieważne. masz fajny styl, może nawet gdyby nie daj Boże się coś #!$%@?ło to możesz rozwijać się w tym kierunku. :> pozdrowienia.
  • Odpowiedz