Wpis z mikrobloga

Znalezisko - Wspomnienia por. Duryasza o pierwszym starciu dywizjonu 213 z Messerschmittami

Wkrótce po przybyciu do Anglii por. Marian Duryasz otrzymał przydział do brytyjskiego dywizjonu 213. Oto poruszające wspomnienia polskiego pilota z wielkiej Bitwy o Anglię i pierwszego spotkania z Messerschmittami.

Kiedy przybyłem do dywizjonu, Bitwa o Anglię była w pełni. Jednak rejony zachodniej Anglii nie leżały w strefie intensywnych działań powietrznych. Od czasu do czasu Luftwaffe dokonywała nalotów na: Bristol (przemysł lotniczy), Plymouth (baza marynarki wojennej) i Portland (baza łodzi podwodnych).

Na drugi dzień po zameldowaniu się – to jest 19 sierpnia – polecono mi zapoznać się z okolicą z powietrza. Następnego dnia pełniłem już normalną służbę. Dwa dni później wystartowałem w składzie klucza na alarm. Stanowisko dowodzenia zmieniało kursy, anonsowało nieprzyjaciela, lecz nic nie widzieliśmy i wylądowaliśmy. Dowódca eskadry przydzielił mnie do swojego klucza i odtąd zawsze latałem z nim jako nr 2. Dużo słyszałem rozmów przez radio – tak z ziemi, jak i odpowiedzi mego dowódcy – lecz w zasadzie z wyjątkiem pojedynczych słów nic nie rozumiałem. (...)

W pewnej chwili zauważyłem, że z kierunku południowego leci w naszą stronę olbrzymia liczba samolotów, około 50–60; to były bombowce He 111 i Do 17, a reszta, mniej więcej tyle samo, to osłona składająca się z Me 110. Ja leciałem jako nr 2, a kolega Belg (nazwiska nie pamiętam) jako nr 3. Dowódca zaczął zajmować pozycję do ataku. W tym samym momencie po dostrzeżeniu naszych samolotów Messerschmitty sformowały nad bombowcami tzw. karuzelę w celu uniemożliwienia nam ataku. Teraz nasz dowódca musiał odczekać na odpowiedni moment do ataku. Gdy tylko w kole nieprzyjacielskich maszyn zrobiła się większa przerwa, dowódca dał sygnał do ataku i cały nasz dywizjon spłynął w dół w celu rozbicia koła stanowiącego groźną formacje obronną. (...)

Gdy maszyna przeciwnika znalazła się w odpowiedniej odległości, wycelowałem i nacisnąłem spust. W momencie przerwania pierwszej lub drugiej serii zauważyłem, że dowódca przerwał atak, wywrócił samolot na plecy i pionowo odszedł w dół. Spojrzałem wokół i zobaczyłem z prawej trzy Me 110 ziejące ogniem w odległości 100–150 m, mniej więcej trzy czwarte z tyłu, a obok kabiny smugi przelatujących pocisków. Natychmiast kopnąłem orczyk i poszedłem za dowódcą. Gdy wyrównywałem, zobaczyłem, że samolot Belga płonie, a za jego samolotem ciągnie się dym. Belg nie zauważył i przypłacił to życiem. Reszta dywizjonu nie poszła za nami, gdyż zauważyła, co się dzieje. (...)

Wykonując unik, zauważyłem, że jestem atakowany przez cztery lub pięć Me 109, których dotychczas w ogóle nie widziałem. Najpewniej nadleciały w momencie wykonywania przez nas ataku lub były o wiele wyżej. Znalazłem się więc w ciężkich opałach, ponieważ atakowali jeden za drugim. Wiele myśli przeskakuje w takich momentach, ale jedna, jak się okazało, była zbawienna. Przypomniało mi się, co mówił instruktor, że Me 109 jest gorszy w prawym skręcie niż Hurricane. Szybko więc zawiązałem prawy ciasny skręt i starałem jak najszybciej oderwać od samolotów wroga. Niżej, jakieś dwa–trzy tysiące metrów, zauważyłem olbrzymią chmurę. Dostać się do niej jak najprędzej – to było wszystko, o czym mogłem zamarzyć w danym momencie. Pomimo że wcisnąłem pełny gaz, a silnik wył na pełnych obrotach, miałem wrażenie, że ciągle jestem tak samo daleko od chmury. Wiedziałem, że oni są za mną, że będą strzelać. (...)

Sukcesy były bardzo nikłe. Tylko dwa samoloty niemieckie zestrzelone (por. Strickland i zastępca dowódcy naszej eskadry). Ale wydaje mi się, że samolot, do którego strzelał poległy Belg, również nie doleciał do Francji. Mnie przyznano uszkodzenie nieprzyjacielskiego samolotu, mimo że nie zgłaszałem żadnych pretensji. Piloci, którzy atakowali w następnych kluczach, oświadczyli, że widzieli unieruchomiony silnik oraz odejście w dół samolotu, do którego strzelałem. Ja nie mogłem tego zauważyć. Ten belgijski porucznik był niezwykle sympatyczny – było mi serdecznie żal, że zginął. Mówiono, że osierocił w Belgii żonę i syna. Ponieważ walka odbywała się nad kanałem, więc nawet nie odnaleziono ciał, gdyż poszli do wody.

------
Jeśli interesujesz się historią i lubisz konkretne materiały (takie z rzetelną bibliografią i ciekawymi zdjęciami/filmikami), to zaplusuj komentarz pod tym wpisem - mniej więcej codziennie wrzucam jedno znalezisko i z chęcią bym Cię zawołała () #rozowaihistoria
------

Ten wpis jest fragmentem książki, której autorami są Marian, Marek i Wojciech Duryasz. Więcej jest w linku znaleziska.
Fot. Messerschmitt Me 110 (Bundesarchiv, Bild 101I-377-2801-013 Jakobsen (Jacobsen), CC-BY-SA 3.0

#historia #ciekawostkihistoryczne #histmag #ciekawostki #mikroreklama #swiatnauki #liganauki #qualitycontent #starszezwoje #gruparatowaniapoziomu #lotnictwo #samoloty #polska #niemcy #anglia #iiwojnaswiatowa
jupjupjupek - Znalezisko - Wspomnienia por. Duryasza o pierwszym starciu dywizjonu 21...

źródło: comment_1598715532uoa8btYMXdKE71nGYJk6e4.jpg

Pobierz
  • 13
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

Zaplusuj ten komentarz jeśli interesujesz się historią i lubisz konkretne materiały (takie z rzetelną bibliografią i ciekawymi zdjęciami/filmikami). Mniej więcej codziennie wrzucam jedno znalezisko i z chęcią bym Cię zawołała, gdybyś zechciał(a) zapisać się do mojej mirkolisty () #rozowaihistoria
  • Odpowiedz