Wpis z mikrobloga

#sepecharecenzuje 8. Mila (2002) (no.72)

Po kilkunastu latach – już jako nieco bardziej doświadczony kinomaniak – powróciłem do 8. Mili. I muszę przyznać, że obecnie filmową historię Boga Rapu odbieram zupełnie inaczej. Przed laty odpychający luzacki styl, teraz potrafi mnie zaintrygować, bo w tle dostrzegam niezgorszą historię o wyrwaniu się z biedy i drodze na szczyt. Jako miłośnik muzyki Eminema – jaram się składaniem rymów i dissowaniem na punkty, a głowa sama się kiwa, gdy Rabbit składa kolejne zwrotki i łoi dupska przeciwników. Ale nie ma co bajdurzyć, zapraszam na plusy i minusy :P

+Bóg Rapu, czyli sam Eminem jako B-Rabbit. W sumie to koleś zagrał lepiej niż niejeden profesjonalny aktorzyna. Obawiałem się tego, bo pamiętam co odwalili Ninja i Yolandi z Die Antwoord w Chappiem. Tu mamy znośnie zagraną rolę zagubionego i nieopierzonego rapera, któremu łotry podkładają świnie, ale który brnie w zaparte mimo kolejnych kopów.
+historia przewidywalna, ale kurr, wciągająca jak diabli. Obejrzałem na jednym tchu i szczerze kibicowałem młodemu raperowi z mlekiem pod nosem.
+klimacik zdecydowanie na plus. Szare, zimne Detroit, obskurne uliczki i rapujące gangusy na każdym rogu. Jest w tym coś sentymentalnego i na swój sposób specyficznie urokliwego.
+no i wizualnie to małe cudeńko. Seans naprawdę przyjemny dla oka. Za same zdjęcia daję jedną gwiazdkę więcej.
+film poświęca sporo czasu na ukazanie codziennej rutyny B-Rabbita – robota w fabryce, pisanie tekstów w autobusie i śmiganie po mieście gratem od matki – obraz nabiera realizmu ogromnymi haustami.
+sceny rap bitw – o Boziu, szczere złoto. Chwalę gorąco scenografię, ale też świetną pracę kamery i wreszcie wyczuwalną dozę podniecenia i złości płynący z każdego pocisku. Finalna walka najlepsza :3
+napisy końcowe i Lose Yourself w tle. Piosenka, którą Rabbit pisał przez cały film to taki symbol sukcesu, który można odnieść ciężką pracą. Cóż, w realu bywa różnie, ale w konwencji kinowej taki motyw jak najbardziej robi robotę.

-o ile postać Rabbita jest napisana (i zagrana) całkiem przyzwoicie, tak chociażby matka naszego bohatera to wielkie XD Jej zachowanie i charakter przypomina mi przerysowaną p0lkę, która nagle staje się dobrą i odpowiedzialną matką. Meh, a jest tu więcej takich kwiatków, chociażby blond dzieweczka marząca o karierze modelki.
-nie jestem do końca fanem musicalowego motywu „rozśpiewanego społeczeństwa”. Wiem, że w kulturze grup społecznych przedstawionych w 8. Mili hip hop jest głęboko zakorzeniony, ale sceny z dissowania się na przerwie w robocie to delikatne kek. Niewielki minus.

No i co mam powiedzieć, 8/10. 8. Mila zasługuje już na miano klasyka. Prosta i satysfakcjonująca historia o drodze na szczyt, ale przede wszystkim ten kapitalny klimat a la Łódź 2015 i początki kariery polskiego króla rapu – Tigera Bonzo. A mówiąc poważnie – zaskakująco angażujący tytuł. Co prawda emanuje to wszystko pewnym patosem, ale jednocześnie film aż ocieka miłością do muzyki, co potrafi zarazić odbiorcę. No i kurczę, Eminem!

#kino #film #usa #filmnawieczor #recenzja #eminem #rap #muzyka #8mila
Sepecha - #sepecharecenzuje 8. Mila (2002) (no.72)

Po kilkunastu latach – już jako...

źródło: comment_159095042730WiEzxWC15zD3Urf1dq14.jpg

Pobierz
  • 8
  • Odpowiedz
W sumie to koleś zagrał lepiej niż niejeden profesjonalny aktorzyna. Obawiałem się tego, bo pamiętam co odwalili Ninja i Yolandi z Die Antwoord w Chappiem


@Sepecha: mi się tam mimo wszystko podobało.

Ale najlepszy film o rapie to moim zdaniem Straight Outta Compton, to jest dopiero majstersztyk - czułem się czarny po seansie xD Szkoda tylko, że muzycznie NWA to moim zdaniem nędza i sukces osiągnęli przede wszystkim, dzięki tekstom.
  • Odpowiedz
via Android
  • 0
@geuze No mi też podobało przeca, Eminem jak dla mnie zagrał bardzo przyzwoicie. Jeszcze nie widziałem Straight Outta Compton, ale na pewno nadrobię, bo lubię takie klimaty. Dzięki!
  • Odpowiedz
@geuze: Oba widziałem, A Star Is Born mnie nie porwał, choć Bradley śpiewał pięknie. Natomiast Begin Again byłem zauroczony - ciepły, sentymentalny i bardzo pozytywny film, to łażenie nocą po mieście i granie po ulicach () Niebawem z pewnością do niego wrócę. Z filmów muzycznych poleciłbym Ci Whiplash od Damiena Chazelle. W sumie Rocketman też był całkiem niezły. Niedługo zabieram się też do
  • Odpowiedz
@Sepecha: za Rocketmana nawet się nie zabieram, dopóki nie będzie mi się bardzo nudziło, Whiplash widziałem - odrobinę mnie zawiódł, bo jest w nim sporo błędów jeżeli ktoś chociaż liznął gry na jakimś instrumencie, ale ogólnie podobał mi się. Walk the Line jest naprawdę dobre, chociaż mniej muzyczne, a bardziej dramat.
  • Odpowiedz