Wpis z mikrobloga

Dzisiejsze WTF sponsoruje @mBank

Miałem MBank za dość przyjazną placówkę, bo w sumie przez 15 lat zawsze byłem bardzo zadowolony. Kontakt z klientem zawsze na tip-top, trochę nie dowierzałem sygnałom o tym, że coś może być nie tak. Ale pewnie wszelakim konsultantom wyświetlało się, że klient dobry - więc trzeba chuchać i dmuchać, żeby mu u nas było dobrze. No i tak trzy lata temu potrzebowałem środków na koncie "na wczoraj", więc skorzystałem z tzw. kredytu odnawialnego. Kosztowało to 1000zł, spoko... oprocentowanie fajne, spłacam ile chcę, o niewielu rzeczach trzeba pamiętać. Luz...

Pokorzystałem przez rok, mega super... później nie potrzebowałem, więc po prostu trzymałem balans dodatni. I wtedy mBank zablokował moje środki do momentu uaktualnienia numeru DO. Szlag by trafił, bo mieszkam zagranico. Kiedyś rodzice szli do urzędu, odbierali dla mnie nowy dowód i było super. Teraz? Zapomnij, sam muszę jechać do Polski. Pół roku zajęło mi rozwiązanie problemu, uwierzytelnienia, rodo-srodo, upoważnienia, dowody upoważnień do upoważnień, itd... udało się. Wchodzę na swoje konto i co? -1000zł za przedłużenie kredytu. WTF...

Dzwonię do konsultanta - "no ale takie warunki kredytu" - dobra, spoko, moje niedopatrzenie. Patrzę rok wcześniej, kurde przeoczyłem wtedy i tym razem to już drugi tysiąc za usługę, z której nie korzystam. No serio? Dobra. Tłumaczę sytuację, że w Polsce nie mam dochodów, jestem długoletnim klientem, zawsze z mBankiem, sraty-traty, a konsultant do mnie szyderczo, że powinienem nauczyć się zarządzać swoimi finansami, WTF...

Składam wniosek o umorzenie - no bo w sumie bank na mnie zarobił 1000 jak korzystałem, 1000 za nieuwagę jak nie korzystałem, a teraz kolejny 1000 za nieuwagę - tym razem się kapłem po kilku dniach, mówię konsultantowi, że chcę taki wniosek. On coś naskrobał... mówi, że wysłał, patrzę na konto, zwrot 250zł. Serio? A gdzie reszta, a on do mnie znowu z tą samą szyderą, że o co mi chodzi, przeciez bank wykazał się dobrą wolą, oddał 250zł... no dobra, ma rację, pieprzyć jego ton wyższości... ale jednak uderzyło mnie to, że nigdy z takim traktowaniem nie spotkałem. Stawiam, że z powodu spadku obrotów na koncie już się konsultantom nie wyświetla jakiś VIP czy coś - tylko "bieda-klient, można się wyżywać aby poprawić sobie dzień", WTF...

Dobra - ostatnia próba, czy mogę się zapoznać z umową, którą podpisałem z bankiem? Nie. Ale ja chcę. Nie. A dlaczego? Bo Pan powinien mieć umowę przy sobie i wiedzieć co Pan podpisuje. Aha. Dobra, ale ja takiej umowy nie mam - gdzie ją mogę znaleźć? Jakaś zakładka? Nie. To co? Bank też nie ma takiej umowy? Ma, chce Pan złożyć wniosek o kopię? 80zł. Miodzio. No ale OK, banki z czegoś muszą żyć, trafiło na mnie. No to pytam, ale nie powinienem dostać takiej kopii? Np. na maila? Bank nie wysyła na maila. Kurna, przez 15 lat mi cośtam zawsze wysyłał, a tym razem nie. O co chodzi? Mówię "Paaaanie, ale ja w Polsce nie byłem ileśtam lat", to nie dostałem kopii. A on, że sprawdzi. Wiecie co się okazało. Pan mówi, że umowa mi się wyświetliła i miałem ją przed oczami zanim kliknąłem. Czyli co? Miałem ją zapamiętać na lata i pamiętać wszystkie punkty i niuanse, a jeśli chciałbym jej kopię, to musiałbym płacić extra? WTF...

No nic, zapominam o sprawie. Za gapiostwo się płaci. Ale nie... wróć... zadzwonię jeszcze raz. Tym razem bardzo miła Pani, która naprawde chce pomóc, naprawdę złota kobieta. I mówię, to ja jeszcze raz taki wniosek poproszę. A co ona ma w nim napisać? No tak, żeby było dobrze. No to mi mówi, że ona nie może tak - to klient musi napisać. Zaraz, zaraz, konsultant przed chwilą sam coś naskrobał i zwrócili 250zł - czyli on mógł, a Pani nie... Czy ja mogę sprawdzić co napisał we wniosku? Tak, ale to kosztuje 100zł. WTF...

Ostatni wniosek napisany z pomoca miłej Pani został odrzucony. Dobra, jestem nieuważnym frajerem, bank skasował mnie 1750zł za dwa lata niekorzystania z kredytu. Wszystko zgodnie z ich umową. Moja wina, biorę na klatę. Proszę Pani, to ja poproszę o wypowiedzenie tej umowy, mogę? Może Pan. No to bomba, za rok mnie nie skasują znowu 1000, maleńki sukces na froncie z nauką kontrolowania swoich finansów, jak szyderczo doradził mi Pan Konsultant numer 1. Wszystko załatwione, Pani czyta mi formalnie warunki, że mam tyle i tyle czasu, żeby spłacić niewielki debet, który tam się pojawił, pyta o powód zamknięcia (nie korzystam z kredytu no i jestem niezadowolony z postawy banku), sprawa zamknięta. Ufff... tak? No nie. WTF...

Dzisiaj dzwoni do mnie babka z mBank - myślę sobie - oho.. poszli po rozum do głowy, jednak klientem byłem zacnym przez kilkanaście lat, ostatnio może nie korzystam z konta, ale przecież nadal jakieśtam drobne tantiemy wpływają, więc zawsze to lepiej mieć go niż nie mieć... se myśle... Nic bardziej mylnego! Babka startuje z gadką o powód wypowiedzenia - no to mówię historię, tę samą co wczoraj, że nie chcę mieć nic wspólnego z bankiem, który nie uznaje reklamacji z usługi, z której kilkunastoletni klient nie korzysta od dwóch lat. A ona, że ma nową ofertę kredytową... NOŻ #!$%@?! ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Skończyło się tak, że musiałem przechodzić przez całą procedurę ponowanie, opowiedzieć o powodzie zamknięcia, i jak Pani zamykała to miała "problemy techniczne" - więc jej mówie, że w sumie to mogę taką oferta być zainteresowany, ale warunkiem jest, żeby bank umorzy ostatnio pobrane 1000zł, czyli jeszcze 750zł. Bank sobie zarobił rok temu za nic - fajnie, ale teraz, kilka dni po skasowaniu mnie mogliby pójść na rękę. Za chwilę mi Pan powie, bo jeszcze kończę. Spoko, czekam. Pani skończyła - pyta czy chcę nową ofertę, mówię że tak, pod warunkiem zwrotu prowizji za usługę, z której od dwóch lat nie korzystam. Ale ja już zamknęłam wniosek i już sie nie da, tak mi przykro. WTF...

No i puenta - Pani pyta ponownie czy chcę usłyszeć ofertę kredytową. Kurtyna.

P.S. Po powtórzeniu mojej oferty Pani się... rozłączyła bez pożegnania...

Teraz rozumiem co ludzie mieli na myśli narzekając na mBank, przykre to, no ale mają swoje 750zł i ode mnie ani groszą więcej. A rachunek niech sobie wisi - 15 lat temu oferowali bezpłatne prowadzenie do końca... mojego albo ich. To niech sobie jest.

#mbank #gorzkiezale
Vit77 - Dzisiejsze WTF sponsoruje @mBank

Miałem MBank za dość przyjazną placówkę, ...

źródło: comment_1590414388EFpwzoQ2piIjbSbMA92yPz.jpg

Pobierz
  • 6
@Vit77: Podczas zawierania umowy wyświetlił ci się link do jej pobrania, a zaraz pod nim pola do zaznaczenia, że umowę pobrałeś i zapoznałeś się z jej treścią, a także z regulaminem do niej dołączonym oraz taryfą opłat i prowizji. Klikanie bez czytania kosztuje 80 zł za kopię - zwykły wydruk z systemu, nawet bez pieczątek bankowych (przerabiałem to kiedyś jak brałem kartę kredytową u nich)
@sylwke3100: Przecież nie mam pretensji do banku, że nie pilnuję swoich spraw. W rozmowie wyjaśniłem, że mam ich w dupie i nie chcę korzystać z kredytu - proszę zamknąć usługę, koniec... potwierdzili. A na drugi dzień znowu dzwonią z kredytem.
@iAndrew: No to nie zwróciłem uwagi - i tak jak napisałem, moja wina. Przyzwyczaiłem się do niepolskich usług, że dostaję zawsze powiadomienia przed reaktywacją umów - a zatem moja wina, że straciłem czujność. I ja to przecież rozumiem, że to jest moja wina. Sytuacja lose-lose. Bo ja już nigdy nie zawrę żadnej umowy kredytowej z @mBank.
@nerevarr: Ale ja nie mam pretensji o zgodę na takie czy inne warunki kredytu. Ale jeśli wg Ciebie prztyczki pracownika, żeby nauczyć się kontrolowac swoje wydatki są normalne - to ja nie mam pytań. Albo po mojej prośbie o wypowiedzenie kredytu dzwonienie nachalne z kolejnymi kredytami - gdzie wyraźnie powiedziałem, że nie jestem zainteresowany finansowaniem banku w przyszłości. Kilka lat temu świetnie dogadywałem się z obsługą - ale może to dlatego,