Wpis z mikrobloga

CZĘŚĆ 1
CZĘŚĆ 2
CZĘŚĆ 3
CZĘŚĆ 4

CZĘŚĆ A

***
- Gdzieś ty się szlajał?

Caster zaczął przeglądać kosmetyczkę, ale nie miał tam niczego co by pomogło w takiej sytuacji.

- Idź się przemyj, a potem powiesz co się stało.

Baxter zataczał się, ale rozumiał polecenia, więc poczłapał do łazienki i zaczął myć twarz, przy czym było słychać kolejne syki bólu. Wyglądało to tak sobie. W końcu wrócił nieco orzeźwiony, usiadł na łóżku i miał już się kłaść.

- Gdzie?! Gadaj co się stało!

Wicedyrektor opowiedział jak potoczyła się randka, wszystko szło świetnie, aż do momentu kiedy podczas picia kolejnego piwa w pubie, podszedł do nich jakiś facet. Okazało się, że był mężem kobiety z recepcji. Jako, że jego postura była potężniejsza niż Baxtera, to nie zawahał się użyć argumentu siły. Willie brzydzi się przemocą, więc jak tylko dotarło do niego, że jeden cios ogłuszył go na parę sekund, to ewakuował się pierwszym drzwiami. Pod wpływem emocji doznał nadludzkich mocy i uciekł siłaczowi wprost do motelu.

- Teraz to już nie mamy po co tu siedzieć. Kładź się i spróbuj się przespać, z samego rana wychodzimy stąd.
- Mhm.

Baxter położył się i zasnął do razu przy czym chrapał niemiłosiernie. Casterowi nie było łatwo zasnąć, kalkulował co zrobić. Sen jednak był silniejszy. Obudził się po 6, poszedł w stronę łazienki, jego uwagę zwróciła kartka przed drzwiami wejściowymi, a napis na niej głosił "1599 Lombard St". Willie sprawdził ten adres. Kiedy przeczytał co tam się znajduje, przestraszył się na chwilę. Wszedł do łazienki, aby obmyć twarz. Starał się panować nad myślą, że są obserwowani. "Przecież to miała być prosta sprawa." - pomyślał.

- Willie! Willie! Wstawaj! - zawołał

Usłyszał w końcu odgłosy z pokoju wskazujące na to, że wicedyrektor zwlókł się z łóżka.

- Ogarnij się i wychodzimy.
- Mhm. - pomruk wskazywał na poważny ból głowy
- Jak potrzebujesz to weź aspirynę, mam w kosmetyczce.

W ciągu kwadransa zebrali się i opuścili pokój. Na ich szczęście w recepcji przyjmował mężczyzna.

- Dzień dobry panom, już nas opuszczacie?
- Dzień dobry, niestety tak, sprawy nas gonią, a czas to pieniądz. Będziemy płacić kartą. - odrzekł Caster
- Oczywiście.

Recepcjonista przygotował terminal, a detektyw zapłacił za nocleg. Baxter starał się utrzymać pion, ale kiepsko mu to szło. Opuścili motel i wsiedli do samochodu. Tutejszy bar był wciąż zamknięty, więc musieli skorzystać z czegoś po drodze do San Francisco. Poranny posiłek postawił ich na nogi, ale amantowi doskwierał ból głowy. Podczas śniadania, przez chwilę złapało go olśnienie: wymacał spodnie i kurtkę, znalazł portfel, na szczęście niczego w nim nie brakowało. Ze spokojem kontynuował gapienie się w ścianę bezdennym wzrokiem.

- Jednego żałuję. - rzucił od niechcenia Baxter
- No mów.
- Zostawiłem bourbon w motelu.
- Cały ty.

Godzinę później byli pod Buena Vista Motor, nie planowali zatrzymywać się, szukali tylko Arabelle. W recepcji przyjmował młody chłopak, ledwo ukończył 21 lat.

- Dzień dobry panom, w czym mogę służyć?
- Mamy tylko jedną sprawę, chcieliśmy zapytać czy wynajmuje u was pokój pani Arabelle Bennett? - Caster zapytał spokojnie
- Już sprawdzam. - młody spojrzał na listę gości - Nie, pani Arabelle nie wynajmuje teraz u nas pokoju.
- A wcześniej wynajmowała?
- Takiej informacji nie mogę panom udzielić.

Caster sięgnął do kieszeni i wyjął coś.

- Coś mi się wydaje młody, że nie zarabiasz tutaj zbyt dużo. - starał się być miły jak tylko potrafił
- Nie jest źle.
- Masz tutaj za dobrą obsługę. - przekazał mu 10 dolarów, chłopak odebrał je
- Niech panowie tutaj chwilę poczekają.

Chłopak odszedł od kontuaru i zniknął gdzieś na zapleczu. Detektyw słyszał, że rozmawia z kimś, ale nie wiedział o czym. Recepcjonista wrócił do nich i powiedział:

- Pan Donald prosi panów o przyjście na zaplecze, proszę wejść tylnymi drzwiami, są w bocznej uliczce po prawej stronie.
- Dziękujemy chłopcze.

Caster odwrócił się na pięcie i pociągnął za sobą Baxtera, opuścili motel i zatrzymali się przed wejściem. Dobrze wiedział co oznaczają takie spotkania w bocznych uliczkach, ale była to jedyna szansa na dowiedzenie się czegokolwiek o Arabelle.

- Słuchaj Willie, zaraz może być gorąco, postaraj się ogarniać co się dzieje dookoła, a w razie czego to zwiewaj do auta.
- Jasne. - odrzekł markotnie, myślał tylko o tym, aby napić się wody, albo jeszcze lepiej walnąć klina

Weszli w boczną uliczkę, zielone drzwi będące wejściem dla pracowników uchyliły się, a z nich wyszedł typek o niezbyt przyjemnej aparycji. Zatrzymali się 4 jardy przed nim.

- Szukamy Arabelle Bennett. - zaczął detektyw
- Tak? To niedobrze. Macie pozdrowienia od Aivarsa!

Facet wyciągnął bez ostrzeżenia pistolet i zaczął w nich strzelać. Caster odwdzięczył się tym samym, ale miał problem z wycelowaniem podczas ucieczki. Baxter biegł przed nim, jego nadludzkie moce ujawniały się tylko w takich sytuacjach. Udało im się zbiec, wsiąść do auta i odjechać z miejsca. Problem był w tym, że nie mieli pojęcia gdzie uciekać.

- Baxter myśl! Aivars! Kto to jest Aivars! - detektyw uniósł się
- Nie krzycz tak.
- Nie ma czasu, myśl Willie, ten jeden raz!
- Gruba ryba, ma na wybrzeżu parę interesów, w tym...
- Nie potrzebuję jego historii z dzieciństwa, musimy go znaleźć!
- To prędzej Aivars znajdzie nas i już to zrobił.
- Bez Arabelle nie mamy po co wracać, myśl Willie, proszę cię!
- Zobacz czy w ogóle nas ścigają.

Caster obejrzał się w lusterku wstecznym i w tym właśnie momencie ukazała mu się scena zderzania samochodu osobowego z ciężarowym. Nie wiedział czy to pościg, ale liczył na to, że chociaż opóźni złapanie ich.

- Pojedziemy do mojego znajomego, coś na pewno nam doradzi, już wpisuję ci adres w nawigację...
- Świetnie.

#lisienierymowanie #opowiadanie
  • Odpowiedz