Wpis z mikrobloga

Sacramento, kolejny czerwcowy dzień. Słońce rozgrzewało asfalt, gazolina po 1.78 $. Willie Caster pocił się w swoim niewielkim mieszkaniu z gabinetem czekając na kolejne zlecenie. Nie działo się tutaj, aż tyle jak w nadmorskim Los Angeles, ale zajęcia było dość, aby przetrwać do pierwszego i jeszcze schować coś za obrazem jakiegoś lokalnego mistrza pędzla, który nie był w stanie wyrazić dość podziękowań za odnalezienie córki. Niezwykłym było, że smarkula zdołała wymknąć się z domu i dostać się do Tjiuany, aby zaznać innego świata. Dziewczyna powinna siedzieć w szkole, a nie szukać problemów.

Po 13 miał już wyjść na obiad, gdy do mieszkania wparował wysoki facet, raczej miejscowy, nie wyglądał na bogatego.
- Willie Caster?
- Miałem wychodzić, ale słucham, co pana sprowadza?
- Moja żona zaginęła! Miała wrócić wczoraj na wieczór z San Francisco. Czekałem na dworcu, ale jej nie było. Dziś też czekałem. Musi mi pan pomóc!
- Spokojnie człowieku, przedstaw się najpierw.

Tom Bennett opowiedział całą historię o tym dlaczego Arabelle wyjechała do San Francisco i w którym motelu się zatrzymała. Wyjechała rzecz jasna w sprawach biznesowych, a zatrzymała się w Travis Lodge Motel. Willie w zasadzie miał rzucić, że pewnie znalazła kochanka i nie ma zamiaru wracać, ale Tom oferował 200 dolarów za odnalezienie żony, więc warto było przynajmniej przejechać się nad wybrzeże. Delikatnie wyprosił zaaferowanego męża i udał się do pobliskiego baru, żeby coś w końcu zjeść.

Przez szybę Mama's Pizza zauważył, że w środku stołuje się jego znajomy Willie Baxter, który do każdego kawałka pizzy wypijał jedno piwo. Poza tym był wicedyrektorem lokalnego banku, więc czasu miał dużo. Caster nie był przekonany czy wchodzić do środka, ale z burczącego brzucha wydobył się koronny argument.

- Willie!
- Baxter, widzę, że jesteś w formie.
- Siadaj, zaraz coś ci podadzą!

Detektyw dosiadł się i odczuł, że kolega zjadł już kilka kawałków pizzy.

- No i jak żyjesz?
- Robotę mam, muszę jechać na wybrzeże. - detektyw drapał się po głowie
- Oho, to jest kawałek.
- Zjem, spakuję się i pojadę. Zlecił mi to niejaki Tom Bennett.
- Kojarzę, ma jakiś interes na boku, ale nigdy mnie to aż tak nie interesowało.

Po paru chwilach kelnerka w zwiewnym stroju podała pół margherity z papryką i wołowiną. Baxter klepnął ją w tyłek, a ta pisnęła i uciekła za kontuar.

- Ech, w końcu byś sobie znalazł babę i żył jak człowiek. - westchnął wicedyrektor
- A ty? Klepiesz cudze kobiety po tyłkach, tak się zachowuje przykłady mąż?
- O już się czepia, będziesz miał swoją to zobaczysz!

Caster dojadał kolejny kawałek pizzy spoglądając za szybę lokalu i przecierał szyję od potu.

- Słuchaj, a może bym pojechał z tobą na wybrzeże, co? - na twarzy Baxtera coś zajaśniało
- A praca?
- Eeee tam, zaraz zadzwonię i wezmę urlop, potrzebuję się rozerwać! Morska bryza dobrze mi zrobi!
- A żona?
- Musisz wszystko komplikować? Zaczekaj tutaj.

Wicedyrektor zatoczył się do telefonu i po 5 minutach wrócił do stolika, na szczęście zostało im po ostatnim kawałku.

- Załatwione, jedziemy!
- No a rzeczy?
- Jak chcesz to się pakuj, ja mam portfel i nic więcej nie potrzebuję!
- No dobra, to za kwadrans tu podjadę.
- Nie mogę się doczekać!

#lisienierymowanie #opowiadanie
  • 3