Wpis z mikrobloga

Jadę sobie autobusem, wszystkie usta przykryte szalami, ludzie kompulsywnie dezynfekują ręce. Nawiasem mówiąc, jestem przekonany, że autobus zużywa teraz w przeliczeniu na kilometr więcej żelu antybakteryjnego niż paliwa.

Jedna baba to w ogóle wygląda jakby ją ktoś ubrał w skafander pszczelarza. Przy drzwiach czeka już jakiś cham ulany i podryguje nóżką, najwyraźniej wypatruje chińczyka, i kmini, czy jak przekopie dwa razy mniejszego typa, to wirus sam się z dezaktywuje. Ludzie kasują bilety trzymając je nie opuszkami, ale knykciami, po czym maczają palce w słoiku że spirytusem.

Na przystanku wchodzi matka z dzieckiem, obie kieszenie wypchane białym jeleniem, młodemu to nawet do kaptura tego mydła napakowała. Dzieciak nie mówi nic całą drogę - usta ma pewnie pełne żelu pod prysznic. Non stop ktoś się wywraca, bo ludzie boją się trzymać poręczy w obawie przed zarażeniem. Niektórzy przezornie kucają, by obniżyć środek ciężkości. Na drugim końcu autobusu mdleje młoda kobieta, która próbowała wstrzymać oddech na czas podróży, bo na telebimie przeczytała, że wirus przenosi się drogą kropelkową.

W tym momencie czuje, że coś zaczyna mnie swędzieć w nosie, walczę z odruchem kichania, na początku dyskretnie potem coraz bardziej heroicznie. Ludzie chowają głowy między kolana, baba na przeciwko mnie zaczyna owijać sobie głowę folią aluminiowa. Dzieciak, któremu matka nalała do buzi żelu pod prysznic zaczyna wymiotować. Matka popada w histerię i nadstawia mu plecak pod usta - nic nie może się zmarnować.

W tym czasie ja otwieram usta, jestem już gotowy, by kichnąć. Nie ma innego wyjścia. Kątem oka widzę, jak kobieta siedząca obok mnie pisze pożegnalnego SMSa, ludzie rzucają się w amoku na młotki bezpieczeństwa, ale 17 par rękawiczek nie pozwala im chwycić narzędzia.

Wiedzą, że to przegrana walka.

#heheszki #koronawirus #pasta
  • 1