Wpis z mikrobloga

#historiaiwojskowosc

Pancernik "Shikishima" prowadzi ostrzał w czasie bitwy 10 sierpnia 1904 roku (autor koloryzacji na grafice)

JEDEN POCISK, KTÓRY ZBUDOWAŁ MIT WIELKIEJ JAPONII - BITWA NA MORZU ŻÓŁTYM - CZĘŚĆ 3

Krótko przed godz. 10 w dniu 10 sierpnia 1904 roku admirał Witgeft wyprowadził swój szwadron z Port Arthur. Oczywiście od razu został dostrzeżony przez japońską flotę.

Zaczęło się o mylących manewrów - Witgeft próbował wyrolować Togo Heihachiro co do rzeczywistego kierunku swojej podróży. Próbował stworzyć wrażenie, że dąży do przecięcia japońskiej blokady na pół i zaatakowania jej w walnej bitwie. Obaj dowódcy byli warci swoich potężnych flot - manewr Witgefta zadziałał i na niemal godzinę wprowadził IJN w błąd, ale na taką okoliczność Togo przygotował plan awaryjny, gdyby Rosjanie podjęli się próby wyrwania na otwarte morze. Ok. godz. 11 Witgeft kupił trochę czasu, ale Togo nadal nastawiał się na przechwycenie wyłamania.

Ok. godz. 12 pojawił się pomocniczy szwadron krążowników dowodzony przez Dewę Shigeto. Oba szwadrony próbowały wziąć Witgefta w kleszcze.

I tak, około godz. 13 Togo przystąpił do swojego pierwszego manewru, o którym ostatnio wspomniałem, czyli tzw. crossing the T (będę też używać własnego polskiego określenia, czyli "krzyżowanie T"). Jego celem było ustawienie się bokiem na froncie do kolumny Witgefta, tak żeby zmaksymalizować ogień na pierwszych, prowadzących okrętach, czyli pancernikach.

Togo strzelał pierwszy - z kosmicznego jak na ówczesne czasy zasięgu 8 mil morskich (ok. 13km). Salwę oddał oczywiście flagowy "Mikasa", na co "Retwizan" odpowiedział ogniem. Oczywiście nikt się nie trafił, ale fatalna celność (o ironio!) miała być znakiem rozpoznawczym tej bitwy. Potężne 305mm wstrząsnęły okrętami, a salwy widoczne były z wielu kilometrów.

Witgeft - jak ostatnio wspomniałem - był dowódcą zdolnym dobrze przewidywać manewry przeciwnika. W efekcie wykrył z dużym wyprzedzeniem próbę krzyżowania jego T i zawrócił w stronę Port Arthur, jednocześnie przyspieszając tempo do maksymalnego jak na ówczesne czasu 32 km/h. A po ok. pół godziny zawrócił formację na swój standardowy kurs. W ten sposób jako pierwszy rosyjski dowódca wymanewrował japońską admiralicję w tym konflikcie, a także zwiększył dystans dzielący floty.

Togo został z tyłu. Nakazał zapalić w piecach na pełną moc. Cała japońska flota przystąpiła do pościgu, strzelając znów na dystansie ok. 8 mil morskich. Togo był na ten moment celniejszy - "Retwizan" otrzymał aż 12 trafień, choć żadne z nich nie było istotne. "Retwizan" odpowiedział ogniem... i też trafił. Pierwsze trafienie okazało się w pewnym sensie krytycznie - zniszczyło radiostację na "Mikasie", niwelując w ten sposób przewagę komunikacyjną Japończyków. Po kilku minutach chaosu - Japończycy nie byli przygotowani na takie zdarzenie - Togo dowodził już w klasyczny dla okrętów sposób, a wiec wywieszając na maszcie flagi o umówionym we flocie znaczeniu.

Wkrótce jednostki podeszły do siebie na niespełna 6 kilometrów. Wtedy też bitwa rozgorzała na dobre, a do walki mogły włączyć się także działa 254 i 152mm z obydwu stron. Huk był ogłuszający, w ciągu minuty z każdego okrętu sypało się kilkanaście pocisków, które w starciach lądowych byłyby ostrzałem nie do wytrzymania, wywracającym czołgi i wyrywającym okopy wraz z żołnierzami.

Ale nie tu - wśród stalowych morskich potworów, największych, jakie człowiek zbudował. Była to pierwsza poważna bitwa pancerników w historii, gdzie obie strony mogły pokazać co takie jednostki naprawdę potrafią. W całej zatoce śmierdziało prochem, rozkazy padały w kilku językach, ranni wili się w kałużach krwi po swoich pokładach, a następnego dnia na plażach leżały setki zatrutych i ogłuszonych ludzką bronią ryb...

Około godz. 14 Vitgeft znów wyprzedził Togo. Starając się dogonić czoło rosyjskiej floty, pancerniki "Mikasa" i "Asahi" ostrzelały pancernik zamykający, czyli "Połtawę", która po poprzednich walkach z początku wojny nadal miała pomniejsze problemy z silnikami i płynęła nieco wolniej. To był błąd. Mądrą decyzję podjął admirał Łukomski dowodzący "Piereswjetem" i nakazał zwolnić także "Sewastopolowi". To zaskoczyło Japończyków, bo "Połtawa" - choć trafiona kilkukrotnie odpowiadała celnym ogniem, a właśnie trzy pancerniki rosyjskie strzelały do dwóch japońskich. Po kilku minutach flagowy "Mikasa" był już trafiony ok. 20 razy z armat różnego kalibru, a prawie 20% jego załogi nie żyło lub było wyłączone z walki - tu zaczęły się problemy flagowego pancernika. Togo ostatecznie polecił swojemu pancernikowi - a także towarzyszącemu "Asahi" - by zerwać kontakt i szukać szczęścia na czele rosyjskiej floty.

Vitgeft był jednak szybszy. Do kolejnego starcia doszło ok. godz. 16 i znów Togo zdecydował o atakowaniu "Połtawy" (bo tylko jej dosięgał), która mimo, że najwolniejsza, to totalnie nie chciała zatonąć.

Wtedy na "Asahi" załadowany pocisk doskonałej japońskiej produkcji zdetonował się przedwcześnie i wysadził całą wieżę z armatami 305mm, de facto potężnie uszkadzając pancernik i znacznie osłabiając jego siłę ognia. Kilka minut później do podobnego incydentu doszło na "Shikishimie" - japońska przewaga ogniowa malała. Czas też nie działał na korzyść Togo, który był coraz bardziej przerażony wizją wyłamujących się Rosjan.

Witgeft aż trzykrotnie wymanewrował Togo, w tym raz przeciwko krzyżowaniu jego T. Japońskie pancerniki były na skraju wytrzymałości - nawet gdyby udało się dopaść "Połtawę", trzon rosyjskiej floty nadal wyszedłby do Władywostoku. Witgeft wygrywał zdecydowanym działaniem, podczas gdy Togo nie zadbał nawet o to, by na wypadek utraty łączności radiowej flota wiedziała co ma robić, wobec czego Japończycy strzelali losowo do różnych jednostek. Jakkolwiek Togo był świetnym admirałem, tak ewidentnie przegrywał z kunsztem i kalkulacjami Witgefta.

"Mikasa" wycofywała się wkrótce z bitwy na wskutek zniszczeń, jej rolę w strzelaniu do "Cesariewicza" przejął "Asahi".

O godzinie 18:40, gdy zmrok już zapadał, "Asahi" wystrzelił kolejną salwę 305mm. Jak przeprowadzono potem badania, ogólna celność salw z dział 305mm nie przekraczała 2%, a pozostałych dział - 0,5%. Strony generalnie wystrzeliły tysiące pocisków, z których trafiło kilkadziesiąt.

A jednak "Asahi" strzelił. Tak jak setki razy tego dnia.

Pocisk 305mm - wielka, wściekła kolubryna o wadze prawie 400 kilogramów - trafił "Cesariewicza" prosto w opancerzony - ale nie na TAKĄ okoliczność - mostek. Admirał Vitgeft oraz co najmniej dwudziestu najwyższych stopniem oficerów we Flocie Pacyfiku zginęło na miejscu. Z samego Vitgefta nie zostało NIC.

Szanse na takie trafienie wynosiły może tysięczne procenta.

Jednym pociskiem cała głowa świetnego rosyjskiego manewru... po prostu zniknęła w pojedynczej sekundzie. Wyparowała w konkretnym i najważniejszym dla bitwy - i wojny - momencie.

Trafienie nie wznieciło nawet pożaru. Z zewnątrz wszystko wyglądało w porządku. Załoga przez pół godziny nie wiedziała, że ich kapitan i sztab nie żyje. Jednocześnie pocisk rozwalił w "Cesariewiczu" ster, a sam okręt zaczął powoli, acz niekontrolowanie skręcać w prawo, w sam środek japońskiego pościgu. Oczywiście sternicy też nie żyli, bo byli na mostku :)

Rosyjski okręt flagowy płynął prosto na Togo. Bez steru. I bez dowódcy floty.

Nikt nie wiedział o tragedii. Nikt nie ostrzegł podążających okrętów. Wszystko wyglądało w porządku.

Reszta Floty Pacyfiku podążyła za "Cesariewiczem" prosto ku własnej zagładzie, po której nad Pacyfikiem miało wzejść nowe słońce...

Cdn...

/MK

#historia #japonia #rosja #wojna #gruparatowaniapoziomu

Autor postu: [Historia i wojskowość - wszystko, czego mógłbyś nie wiedzieć](https://www.facebook.com/Historia-i-wojskowość-wszystko-czego-mógłbyś-nie-wiedzieć-1710778358946910/)
Mleko_O - #historiaiwojskowosc 

Pancernik "Shikishima" prowadzi ostrzał w czasie b...

źródło: comment_JyVsA63kPyoSyMFPErPFSgdCyk1wl2y4.jpg

Pobierz
  • 12
@Mleko_O: I niech ktoś powie że szczęście nie ma znaczenia xD
Taki headshot tylko na globalną skale, temu kto wypalił wtedy z tego działa to z miejsca powinni dać jakiś stopień kapitana, oraz dziwki i lasery.