Wpis z mikrobloga

Cześć. Mam 25 lat. Niby dorosły, dojrzały, ale jednak nie do końca.
To co przeżyłem nie życzę nikomu.
Mój tata - prze silny człowiek Ryszard. Od jakiegoś czasu problemy finansowe, gdy zdiagnozowano u Niego raka płuc.
Sytuacja też prze ciekawa.
Tata, gdy miałem 9 lat (1sza komunia święta) postanowił rzucić palenie papierosów. Nic z tego nie wiedziałem, nie zdawałem sobie z tego wszystkiego sprawy.
Równy rok po mojej komunii świętej dostał raka płuc. Lekarze dawali mu do 1 - 1,5 lat życia, jakiś #!$%@? był, okazało się, że jest złośliwy i wtedy zaczęły się nasze problemy jak chodzi o utrzymanie. Mama chora na chorobę wieńcową, tata j/w.
Troche lat minęło, tata wiązał koniec z końcem cały czas, skonczył na ochroniarce jakiegoś obiektu.

Dowiedział się o zmianie godzin pracy, na 5:00 (jako ochroniarz - godzina, w której nie miał żadnego połączenia transportem miejskim.)
Zdecydowaliśmy się, że kupimy dla Niego auto, jakiekolwiek, żeby mógł dojeżdżać do pracy.
Od paru dni rozpoczął research aut na lokalnym rynku. Podjarany był, jeszcze bardziej niż ja, gdy kupowałem pierwsze auto.. Padło na fiata uno.
Był 26.10.2018r. Czekał niecierpliwie aż skończę pracę, i pojedziemy 30km+ po uno dla Niego. Mama od rana śmiała się z niego, że żartował z Niej, łaskotal, że weźmie ją nad morze etc.
Przyjechaliśmy po auto, spodobało się, bierzemy - płacimy.
Wsiadamy do aut i jedziemy. I wtedy zaczął się mój koszmar, który nie może wyjść z głowy.
Po 10 minutach drogi, jadąc za tatą coś się stało - przestał kierować, przestał skręcać.

Zaczął się odbijać od jednej belki do drugiej. Całe szczęście, że były.
Jedyne co mogłem to trąbić dopóki się nie zatrzymał.. Wysiadłem ze swojego auta - zacząłem się dobijać do jego auta. Próbowałem otworzyć któreś, ze drzwi ale zapomniałem, że te uno to taki szrot, że zamki były popsute. Skakałem po masce, próbując dojść do drugiej strony auta, nic z tego.
Ja w szoku. Przyszedł przechodzień jakiś. Krzycze rozpaczliwie - ,,Dzwon po karetkę! '' A on na to: ,,To dzwoń na 112''
Chłop pewnie zobaczył, że coś się dzieje i wyszedł ze swojego gospodarstwa - nie mam żalu do niego.
Podbiegł następny przechodzień, albo przejazdowicz. Nie wiem, bardzo szybko to się działo. Okazało się, że ma siekierę, którą wybił szybę tylną, i wyciągaliśmy mojego tatę, który był nieprzytomny.
Ja zapłakany, w szoku, paraliżu, dzwonie na 112. Tak piszcząo mówiłem do Pani, że wzięła mnie za kobietę, ale w #!$%@? to miałem.

Mówię co się stało, gdzie mniej więcej był wypadek - pierwszy raz byłem w takim miejscu - przechodniów się zebrało tyle, że nie umiałem zliczyć, ale mi podpowiadali gdzie jesteśmy.

Patrze na tatę, a jestem w #!$%@? wrażliwy na krzywdę ludzi - reanimują go jakiś chłopak i dziewczyna. Trzeci koleś stał i tylko patrzył. Chodzę w te i wewte i gadam babce ze 112, że oddycha tata.
- To proszę go położyć na bok - pomoc już jedzie.

wtedy dziewczyna, która go reanimowała okazało się, że uczyła się Medycznej Szkole Policealnej, także przejęła dowodzenie zaprzeczyła temu, co pani ze 112 mówiła.
- To nie jest oddech, żeby go kłaść na bok. Masuj! - do faceta, który jej pomagał.
Przyjechała straż w bardzo szybkim czasie, potem policja na końcu karetka.

W między czasie cała trójka na mnie popatrzyła, kiwając głową na nie. Tata nie żyje.
Zatrzymały się krążenie. Tata naprawdę nie żył.
Przyjechała straż, kontynuowali reanimację, potem karetka. Wzięła go do środka. Odzyskał oddech.
Nie czułem obydwu rąk, brzucha, nóg - ścinało mnie co chwilę.
Policjant spisywał dane, chciał dowód - nie miałem sił wyciągnąć portfela z kieszeni. Widział, że coś nie tak.
-Potrzebujesz czegoś?
-Coś na uspokojenie, proszę.
Wtedy strażak podrzucił mi wodę, przeokropnie wdzięczny jestem, bo mi strasznie pomogła, myślałem, że wyjdę z siebie..
Policjant podchodzi po chwili - idź do karetki, dadzą Ci coś na uspokojenie się.
- Można jakąś tabletkę? Spytałem.
- W tej chwili najważniejszy jest Pana ojciec.
- Ma pan racje.
Przewieźli go do szpitala.
W między czasie, postanowiłem w końcu poinformować mamę, że coś się stało, że był wypadek. - Mamo przyjeżdżaj na Lwowską do Rzeszowa, tata miał wypadek.
Nie chciałem od razu jej mówić, bo nie wiedziałem co było z tatą.
Cała roztrzęsiona zaczęła ogarniać sobie transport. Dojechała.
Mgła jak #!$%@?, odstawiłem kawałek auto, które tata rozbił i jadę swoim szybko do szpitala.

Na miejscu mama, narzeczona, narzeczonej mama i siotra. Wbiegłem do tego szpitala.
Tata miał zawał to 100% mi powiedzieli, w głębokiej śpiączce. Lekarka podeszła do mnie, nie dawała za dużo szans.

Zaprosił nas policjant do środka sali, jako że był wypadek musieli być i mogli nas zawołać.
Patrzymy tata śpi - mama w panice "tatuś obudź się!" - Koszmar.
Zrobili mu tomograf, nic nie wyszło - żadnych złamań, stłuczeń - nic.
Przewożą go na OIOM, a przed tym robią koronografię. Pielęgniarze, którzy go zawozili mówili, że to potrwa 20-30 min ale, żeby nie liczyć na coś dobrego. Nawet oni przygotowywali nas na najgorsze.
Koronografia trwała ponad 3h! W między czasie jakaś lekarka podeszła, kazała nam jechać do domu po wszystkie dokumenty ze szpitali, w których tata się leczył i leki, jakie zażywa.
W drodze zatrzymuje nas policja bo nie zatrzymaliśmy się na STOPie.
-Mój tata walczy o życie panie policjancie! Bardzo pilna sprawa.
-Mhmm, pokaż dowód i puszczamy was.

Wróciliśmy z lekarstwami a dalej zabieg trwa. Jakiś czas minął, kończył się zabieg chyba. Odszedłem od reszty i odmawiałem różaniec, który tata miał ciągle przy sobie. Od lat. Spotkaliśmy ordynatora - Panie ordynatorze, prosze o informacje nt pacjenta...
"Niedotleniony mózg, przygotujcie sie na najgorsze, stan krytyczny. Jeśli ma się obudzić, to od 4-6 tyg i nie daje gwarancji" Tyle zapamiętałem, zwaliło mnie do końca z nóg.
Straszył nas paraliżem, nie dowładnością kończyn, amnezja etc. Wszystko, że może być rośliną.
Drugi dzień przyjeżdżam do taty do szpitala - 0 reakcji, głęboka śpiączka, próbowałem coś do niego mówić - pielęgniarka mówi, że to nie ma sensu, bo on nie słyszy.
Wracam załamany do domu, zdesperowany pisze do @dendrofag , z prośbą o modlitwę za mojego tatę. Wraz z mirkomodlitwą modlą się przed północą.
Z rana już jestem u taty.
Wchodzę z mamą, no patrzymy - bez zmian - podchodzę.. tata otwiera oczy! Patrzy na nas! Widać ten blask w oczu, ze szczęścia. Jeszcze nic nie mówił, ale na pytania czy nas kojarzy etc zamykał oczy i kiwał głową na tak.
Podchodzę do pielęgniarki i pytam kiedy się obudził. - No coś po północy zaczął się budzić.
No ku**a przypadek? Dziękuję Bogu za łaskę.'
Nie chcieliśmy go męczyć, jedziemy do domu na drugi dzien wracamy. Gdy go zobaczyłem, zacząłem mu płakać prosto w twarz. Musiałem wyjść na korytarz. Najgorsze jest to, że to nie był płacz szczęścia, nie wiem do tej pory dlaczego płakałem. Chyba porostu tak zareagowałem na to wszystko.
Chyba musiałem odreagować te 2 dni..
3ci dzień od wypadku.
Zostawiłem mamę i wujka, ja szukałem miejsca do zaparkowania. Wchodzę w końcu a tu śmiechu słyszę na OIOMiE. Tata śmieszkuję z nimi, rozmawia z nami, trzyma za rękę, większość rzeczy pamięta co się działo, wie kim jestem...
Cud.

W 3 dni doszedł do takiego stanu. Jutro ma mieć ostatnią koronografię, i wychodzi z OIOMU. Zacznie chodzić, spacerować, wracać do mobilności.
Dziękuję wszystkim, którzy Mu pomogli.

I to napisałem rok temu..
Co się działo w czwarty dzień?
31 pazdziernik. Rocznica.
Zacząłem chodzić normalnie do pracy. 8:30 dostaje telefon z nieznanego numeru z informacją o najgorszym - tata nie żyje.
Nie mam nawet słów, co się działo wtedy, nie życzę nikomu tego.
Nie wiem do końca jak, ale wszystko ogarnąłem. Całą procedurę pogrzebu, przybranie, pochowek, grób, stype etc. Nie chcę się rozpisywać na ten temat.
Wiem, że wspominałem o taty różańcu, który miał zawsze przy sobie. Oczywiście w momencie wypadku go miał przy sobie. Zastanawiałem się, co z nim zrobić. Pytałem paru osób. Nikt nie wiedział do końca, czy go dać tacie do trumny czy go zachować. A wierze, ze nam pomógł. Chociaż go 'wskrzesić' na kilka dni, żeby dać nam się pożegnać.. Stwierdziłem, że albo go założę tacie na ręce albo sobie go wytatuuje. Druga opcja wygrała.
Mija równy rok, rzuciłem palenie papierosów (12 grudnia minie rok) i zastanawiałem się nad wrzutą tego tekstu od dawna. Chciałem się po prostu podzielić najgorszym przeżyciem w moim życiu w internecie.

#nocnazmiana #smutnazaba #feels #przegryw
GrubyGringo - Cześć. Mam 25 lat. Niby dorosły, dojrzały, ale jednak nie do końca.
To...

źródło: comment_66iGsXMKoYjhSFGkkjAuY00nxilJIMGk.jpg

Pobierz
  • 132