Wpis z mikrobloga

#godelpoleca #muzyka #bossanova #indierock

Dekada w muzyce.

czysto informacyjnie - #dekadawmuzyce - pod tym tagiem zacząłem publikować osobiste podsumowanie ostatnich 10 lat w muzyce. w formie dwóch, jednocześnie rozwijanych rankingów - 30 piosenek i 30 wydawnictw długogrających(w tym epek). pierwszy wpis - tu

Albumy.

#30
Dorgas - Dorgas (2013)

Gatunki: psychedelic pop, indie rock, bossa-nova
RIYL: Lo Borges, Syd Barrett, jazz-fusion, granie w Simsy po ekstazy, godelpoleca

zespół Dorgas i lider projektu Gabriel Guerra od początku działalności stoją na czele, ciężkiej do jednoznacznego sklasyfikowania, sceny de-janeirskiej alternatywy. i również od samego początku istnienia, widnieli oni na radarze światka polskiego recwritingu(zorientowanego wokół portalu screenagers), jako grupka ludzi mający coś ciekawego do powiedzenia.
ja również "połknąłem bakcyla" a jako, że niedługo przed wydaniem ich debiutanckiej płyty w 2013r, rozpocząłem namiętną znajomość z bossa-novą, nie mogłem przejść obojętnie obok takiej płyty - pomimo absolutnie najgorszej, odstraszającej i kuriozalnej okładki. ale spokojnie, ten smutny kindermetal to tez część "ciężkiego do sklasyfikowania" charakteru grupy.

rekompensata i przeprosiny za nieciekawy początek znajomości przychodzi już w intro pierwszego kawałka i ciągnie się, trwając w podobnym tonie przez wszystkie kawałki. układanka akordów, zgrywana egzotycznie brzmiącym, nowofalowym syntezatorem, dodatkowo zniekształcana housowym drygiem(z soczystym, tropikalnym tripem skumulowanym w połowie płyty pod postacią Campus Elysium) i połamaną rytmiką, działa jak hipnotyzująca, zakłamująca muzyczną rzeczywistość iluzja. z jednej strony znajome samba-rozwiązania wyssane z mlekiem matki, a z drugiej zupełnie inna czasoprzestrzeń, która komplikuje doznania i wyciąga z harmonicznego bogactwa bossa-novy jeszcze więcej drzemiących w niej dysonansów.

wyrazista odrębność, ciężkie do mimowolnego zazębienia poziomy i warstwy, również wokalne(momentami wręcz piskliwy falset, przeplatany wąsatym nudziarstwem), na których sklecony jest album to coś, co jest w nim najbardziej pociągające i jednocześnie najbardziej komplikuje powierzchowny odbiór.
absurdalna fantazja Brazylijczyków zmusza słuchacza do ogarniania za jednym zamachem, tego z jak oryginalną paletą kolorów podchodzą do malowania kompozycji. czyli do tego jak używają jazz-fusionowych patentów, nieoczywistego humoru, radioaktywnej hipnagogi spod znaku Ariela Pinka i indie-rockowej otoczki, jako własnoręcznie spreparowanej odtrutki na powagę rodzimej muzyki. nie godząc się na łatwe zaszufladkowanie pod postacią spadkobierców jakiegokolwiek ruchu wyrosłego wokół MPB.

niestety, nieco niezręcznie ucinając poprzednie wywody - Dorgas wydali tylko jedną płytę a kolejne projekty, za którymi stoi Gabriel Guerra są naprawdę solidnym graniem(niektóre skręcają w post-punk, synthpop a inne znowu w klubową DJke) i czuć w nich pierwotną energię, jednak to już nie to samo. a zespół oprócz aprobaty rodzimej sceny w Rio, skradł serca zaledwie kilku polskim słuchaczom. ale właśnie dlatego myślę, że warto było, w zgodzie z własnym sercem, upchać ten oderwany od rzeczywistości album do osobistego top 30. mając w poważaniu, że publicznym paradowaniem w koszulce z logiem Iron Maiden, narażam się na śmieszność...

  • 5