Aktywne Wpisy

Wujek_Fester +203
Dla wielu osób wyjdę na buraka, ale co mi tam ¯\(ツ)/¯
Niedługo moje zdjęcie będzie wisieć w większości marketów na Dolnym Śląsku tylko z tego powodu, że mam alergię na kasy samoobsługowe. Dzisiaj za to o-------m na maxa ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Przychodzę do sklepu, aby moje zakupy skasował człowiek i wytyczne mówią, że kasjer musi podejść na kasę na żądanie klienta. Nie mam problemów z
Niedługo moje zdjęcie będzie wisieć w większości marketów na Dolnym Śląsku tylko z tego powodu, że mam alergię na kasy samoobsługowe. Dzisiaj za to o-------m na maxa ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Przychodzę do sklepu, aby moje zakupy skasował człowiek i wytyczne mówią, że kasjer musi podejść na kasę na żądanie klienta. Nie mam problemów z
Amigoyamigo +75
Krotki, prakryczny poradnik do zakupu butow trekkingowych/hikingowych:
1 nie kupuj goretexu bo zachowuje wlasciwosci wodoodporne na 2 lata badz krocej
2 nie kupuj butow wodoodpornych jesli poca ci sie stopy
3 jesli chcesz buty na dluzej to bierz skorzane
4 wysokie czy niskie?
Wysokie to NIE mid, wysokie to takie ktore sa za kostke i maja specjalne oczka do wiazania u gory.
1 nie kupuj goretexu bo zachowuje wlasciwosci wodoodporne na 2 lata badz krocej
2 nie kupuj butow wodoodpornych jesli poca ci sie stopy
3 jesli chcesz buty na dluzej to bierz skorzane
4 wysokie czy niskie?
Wysokie to NIE mid, wysokie to takie ktore sa za kostke i maja specjalne oczka do wiazania u gory.
źródło: Stavanger-for-the-website-2
Pobierz




Przejście Kotliny to dla mnie szczególne zawody z kilku względów. Po pierwsze - były to moje pierwsze w ogóle zorganizowane zawody i pierwsza noc w trasie w górach. Było to dawno temu, w 2007 roku. Wtedy zaczynało się on Karkonoszy nocą i dałem radę dojść do Janowic. Zajęło mi to 19h, szedłem z 10kg plecakiem i wlokłem się na samym końcu stuosobowej stawki. W kolejnych latach podchodziłem jeszcze dwa razy, już lepiej przygotowany, ale raz była straszliwa pogoda, raz mała kontuzja i nic nie wyszło. Pierwszy raz metę zdobyłem w 2012, zajęło mi to 41h z hakiem. W kolejnych latach trzy razy jeszcze startowałem, raz kończąc na mecie, dwa razy odpadając bo pogoda czy kontuzje. Więc przed startem miałem daleką od imponującej skuteczność 2/7. Drugim powodem, dla którego jest to dla mnie szczególna impreza jest fakt, że po prostu bardzo lubię takie trasy - bardzo długie, ale też nie trudne technicznie. Do tego jeszcze ten element dzikości - nie masz oznaczeń tras, punktów z żarciem co chwila - logistyka i planowanie jest też bardzo ważnym aspektem. No i ostatnim aspektem jest zawsze miła i pozbawiona rywalizacji atmosfera na trasie i w biurze, organizatorzy już bardzo doświadczeni, wszystko funkcjonuje bardzo dobrze.
Dla informacji - trasa ma 137km, biegnie przez wszystkie góry dookoła Jeleniej Góry, limit wynosi 48h. Biegnie w większości szlakami, ale są fragmenty dzikie które trzeba robić na mapę lub azymut.
Ok, koniec gadania, przejdźmy do edycji 2019. W tym roku udało mi się całkiem nieźle być przygotowanym do startu, choć oczywiście jak zawsze liczba treningów mogłaby być większa. Ale ogólnie byłem zdrowy, czułem się w formie a i trafiliśmy na fantastyczne okienko pogodowe. Od początku miałem w planach zrobic bardzo dobry wynik i znacząco poprawić dotychczasowy rekord. Byłem na trasie razem z kolegą Łukaszem, ale nie dość że nie szliśmy razem, ale zrobiliśmy sobie nieoficjalne zawody, co jeszcze podkręcało atmosferę. Godzina 11:59, minuta ciszy która zawsze poprzedza start. 12:00. Ruszamy.
Podejście na Szrenicę idzie bardzo sprawnie, co mnie cieszy bo podejścia zawsze były moją pięta achillesową. Ruszam na starcie trochę biegiem by uniknąć tłumów, potem obok Kamieńczyka i Hali Szrenickiej równo i bez przerw. Łukasz mnie co prawda mija, ale to było nieuniknione, gdyż on w podejściach mnie zawsze bił. Ale już na pierwszym zejściu go wyprzedziłem i ruszyłem do przodu. Ogólnie plan był prosty - iść równo, czasem lekko podbiegać jak trasa temu sprzyja, nie robić niepotrzebnych przerw. Trasa grzebietem Karkonoszy nie jest trudna technicznie, to i poszło zgodnie z planem. Dom Śląski omijam, Śnieżka zaliczona po około 4:30h, pierwsze przerwa planowana w Okraju. Docieram tam nieco przed 18-tą, powoli widać że robi się wieczór. Tam pajda chleba ze smalcem, cola i p--o, które w połowie zostawiam Łukaszowi co mnie dogania. Ruszam gdy on siada. Następne kilometry to mój ulubiony rodzaj trasy - lekko w dół, szutrowe ścieżki lub ziemia/trawa, napieram mocno póki dzień jeszcze. Przed Skalnikiem robi się ciemno, zakładam czołówkę i idę dalej. Skalnik zaliczony sprawnie, mała przerwa na szczycie, schodzę. Na tym odcinki prawie już nie spotykam innych ludzi, ale trasę znam na pamięc - z 10 razy już tam szedłem. Cały czas czuję na plecach oddech ścigającego Łukasza, co motywuje by trzymać tempo :) Podejście na Wołek już się nieco dłuzy, w końcu to 50-ty km i już zaczynam odczuwać zmęczenie. Z Wołka do Janowic idę wraz z innym uczestnikiem, Wojtkiem, z którym aż do mety będę się wielokrotnie mijał. W Janowicach jestem po 22-ej, nieco dłuższa przerwa na zupę, herbatę i nieudaną próbę naprawienia zegarka. Jest już dosyć zimno, a że ja ubrany raczej lekko to nie mogę za długo odpoczywać by się nie wychłodzić. Dalej obowiązkowe zakupy w sklepie u Mirka (:D) bo następne 40km będzie w totalnej pustce jeśli chodzi o jakiekolwiek jedzenie. Za Janowicami znajome podejście na Różankę i nieco zdziwienia, jak nie poznałem drogi przez wycięty las. Potem długi i niefajny asfalt i wejście w Kaczawy. Na punkt na Przełęczy Komarnickiej (66km) wchodzę tuż przed drugą w nocy. Za punktem pierwszy kryzys, kładę się na ziemi i chcę zasnąć na chwilę. Ciało chciało, rozsądek nie. Na szczęscie drugi wygrał i po 5 minutach leżenia ruszyłem dalej. Pół godziny później mijam półmetek trasy. Dalej trasa szła nieco lepiej, podjeście na Widok, podejście na Łysą Górę i tamtejszy nieoficjalny poczęstunek, podejście na punkt kontrolny pod Okolem. Tam mała przerwa na smarowanie stóp i wchodzę na Okole. Osoba, która układała tam szlaki chyba robiła to na kwasie, ale na szczęście byłem tam 3 razy, więc nie musiałem zgadywać. Nawet wszedłem na nowy punkt widokowy by zobaczyć dookoła te wszystkie góry na których byłem. Za Okolem znów 5-minutowy kryzys, o dokładnie takim samym scenariuszu co poprzedni. Schodzę do Chrośnicy i zaczynam podejście na Leśniaka. Zaczyna się robić jasno. Cały czas myślałem, że Łukasz depcze mi po piętach, ale wtedy dostaję telefon, że takie się pogubił na tym Okolu, że stracił przynajmniej godzinę. Choć to paskudne, to dodało mi to dużo morale i ruszyłem szybciej, mimo pewnych problemów z żołądkiem (od 20 godzin jadłem w zasadzie same batony i podobne). W nagrodę otrzymałem absolutnie przepiękny wschód słońca na Górze Szybowcowej. 87km. Godzina 7 rano. Od początku miałem w planach by skończyć przed drugą nocą, także dlatego że w niedzielę musiałem z dzieckiem wracać do domu. Więc o ile dojście na metę było całkowiecie niezagrożone, o tyle nie mogłem pozwolić sobie na zrobienie wolnego. Najbliższym celem jest stacja Lotosu gdzie planowałem śniadanie z hot dogiem. Trudna orientacyjnie Góra Gapy poszła bardzo sprawnie, Dolina Bobru w świetle poranka wygląda urzekająco, a hot dog i kawa na stacji dodała dużo do morale i sił. Zaczęło się też robić gorąco. Kolejny etap to 4 małe skoki między wioskami - niewielkie górki, które oddzielają są proste do podejścia, ale można się pogubić. Udało się jednak nie zrobić tego, w miedzyczasie stuknęło mi 100km trasy. Na ostatniej z nich jednak złapał mnie kryzys, najgorszy na trasie. Niefajne zejście, potem punkt kontrolny z wygodną kanapą. A za nim najdłuższe podejście na trasie. Ale nic to, trzeba iść, na górze schronisko to coś zjem. W 1/3 podejścia łapie mnie dół, siadam i mam dość. I zaczynam się dołować, że mimo iż od 100km prowadzę w wyścigu to zaraz niechybnie zostanę dogoniony i wspólni koledzy będą to wypominać. I wtedy zdarzyła się chyba najbardziej niezwykła przemiana gdy dostałem smsa od Łukasza że jest jeszcze 1:30h za mną. Z oka mgnieniu wstałem i ruszyłem do góry. Nawet nie zauważyłem pozostałego podejścia, taką fazę złapałem. Obiad w schronisku, bo jednak żołądek domagał się czegoś ciepłego, a potem długie i banalne zejście do Jakuszyc. Nawet udawało mi się czasem podbiegać, czego nie robiłem w zasadzie od pięcdziesiątego km. W Jakuszycach jestem o 18, ale nie zwalniam, by ostatni trudny orientacyjnie odcinek zrobić za dnia. I udaje się, ciemno się robi 5 minut po tym, jak znajduję ukryty skręt w boczną dróżkę. Stamtąd już tylko godzina upierdliwego zejścia, ale nie ma jak się zgubić. Metę osiągam po 32:26h, czym poprawiłem mój poprzedni rekord o prawie 9 godzin. Łukasz też skończył z dobrym czasem, 35h.
Dlaczego tak dobrze poszło? Przede wszystkim nie popełniłem żadnego dużego błędu. Zero niepotrzebnego sprzętu, mały plecak 5l, ale nigdy nie brakowało wody czy żarcia. Ani razu się poważnie nie zgubiłem (tak może z 5 minut dołożyłem), trochę problemów żołądkowych i z astmą, ale nic poważnego. Zero poważnych urazów czy obtarć. Dobra motywacja, świetna pogoda i jakoś wyszło. :)
#gory #ultratrail
Oraz #pokazmorde z punktu na połowie trasy :)
FYI @booolooo @mateolinho @meltom
źródło: comment_J6R3Ivb5y9WxuOTjkTbxs1YE9KNEb7AO.jpg
PobierzNajważniejsze by były sprawdzone. Ja już od lat chodzę w niskich butach, ale nic nie stoi na przeszkodzi by iść w innych - trasa sama w sobie jest dość urozmaicona, więc na poszczególne fragmenty różne buty będą najbardziej dopasowane.
Robiłem w takich: https://www.inov-8.com/eu/roclite-g-290-mens-graphene-running-shoe
Ostatnio stwierdziłem, że może sobie odpalę. Nie odpaliło się, odpuściłem sobie :)