Aktywne Wpisy
ChlopoRobotnik2137 +1187
Palacze to podludzie…sytuacja z przed chwili , chuop po 40 pali cienkiego papierosa czem prędzej na peronie żeby jak najwiecej nawciagac się. Pociąg już jedzie a pet nadal cały. Zaciąga się jak szalony by resztę pęta wrzucić na tory… już nie wspomnę o toaletach na lotniskach gdzie wiecznie śmierdzi fajkami bo jaśniepan nie umie wytrzymać bez fajki kilka godzin. No podludzie
#papierosy #fajki #palenie #tyton
#papierosy #fajki #palenie #tyton
KingaM +5
Mieć tyle hajsu, a mieć stylistę/poczucie stylu na poziomie gimnazjalisty podczas dojrzewania na wsi.. #modameska #zuckerberg
Chyba, że to celowo, w sensie, jak pawie: ten ogon do niczego się nie przyda, jest bezużyteczny, ciąży, większe ryzyko, że zginę, a mimo to mnie stać na niego, czyli jestem zacnym samcem.
Chyba, że to celowo, w sensie, jak pawie: ten ogon do niczego się nie przyda, jest bezużyteczny, ciąży, większe ryzyko, że zginę, a mimo to mnie stać na niego, czyli jestem zacnym samcem.
Serdecznie zapraszam i polecam :)
#lacunafabularniereptilianie #lacunafabularnieczarnolisto dla zasięgu, mam zezwolenie na reklamę ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Pilot
Drewniany wóz powoli wytoczył się z wąwozu. Ciągnięty przez gniadego konia powoli sunął po ledwie widocznym trakcie. Droga ta była doskonale znana tubylcom, jednak biali ludzie dopiero niedawno zaczęli jej używać. Na wozie znajdowało się kilkanaście upolowanych jeleni oraz mnóstwo skór: szopów, bobrów a nawet wilków. Na przodzie siedział gruby, starszy mężczyzna. Miał gęstą, rozczochraną brodę, na głowie kapelusz, w jednej ręce trzymał fajkę, drugą powoził. Obok niego siedział młodziutki, niski chłopak. Miał na sobie nieco poszarpane ubranie. Na wozie siedział także trzeci mężczyzna. Ubrany na czarno, miał starannie przystrzyżoną czarną brodę i wąsy, sączył drinka. Na pierwszy rzut oka sprawiał wrażenie cwaniaka, na drugi - przebiegłego cwaniaka.
- Hehe! Zwierzyna nam dopisała, co? Sam? Jak to sprzedamy Dawidowi, to może nawet wyjdzie po 15 dołków na łebka! Ho ho! Ale sobie zaszaleję z naszą Betty! - opowiadał starszy z nich, Stanley Edwards.
Żaden z jego towarzyszy nie kwapił się do rozmowy. Młodziutki Sam, jescze nie nawykły do trudów dziczy, był zbyt wyczerpany polowaniem. Natomiast Ed Lorenz nie lubił rozmawiać, o jak to określał “bezsensownych #!$%@?”.
Nagle monolog starego przerwał świst strzały, która wbiła się w bok wozu i zadrżała z charakterystycznym brzdęknięciem. Ed natychmiast zeskoczył z wozu i sięgnąwszy po rewolwer, oddał dwa strzały na oślep w kierunku zagajnika, z którego przyleciała. “Idiota” - pomyślał Stan, który też już zdążył zeskoczyć i ukryć się za wozem. Młody Sam także zszedł na dół, choć w jego wykonaniu wyglądało to jakby z wozu spadł worek kartofli. Kolejne strzały świszczały wokół, na szczęście dla traperów, trafiając w wóz, przed niego lub obok. Stan nie robiąc sobie nic z niebezpieczeństwa, rozgrzebał skóry ułożone na wozie, po czym wyciągnął swoją strzelbę. Oparł ją z największym spokojem o wóz, spojrzał przez lunetę, przymierzył i wypalił. W odpowiedzi usłyszeli wrzask Indianina. Po chwili kolejna seria strzał poszybowała w ich kierunku. Ed także strzelał do napastników, ale bezskutecznie.
W pewnym momencie ze środka wąwozu rozległ się kolejny huk, a z zagajnika - kolejny wrzask. Przed wąwozem stały dwa konie, a za nimi, ukrytych dwóch traperów strzelało do Indian z zagajnika. Wymiana ognia i strzał trwała niedługo. Przytłaczająca przewaga jaką dawała broń palna spowodowała, że Indianie postanowili się wycofać. Dwóch jeźdźców podjechało do wozu.
- Jak tam Stan? Jesteście cali?
- Ja tak, ale nie wiem czy Sam się nie zsikał, hłe hłe hłe.
Młodzieniec wstał, otrzepał się i ze wstydem wgramolił na wóz. “Znów to ja jestem tchórzem!” - strofował sam siebie w myślach. “Następnym razem muszę się wykazać! Inaczej zawsze będą mnie traktować jak popychadło!”.
- #!$%@? #!$%@? suko ty #!$%@? - powiedział Ed po czym zaklnął szpetnie. Następnie złamał strzałę wystającą z jego prawego ramienia, po czym pociągnął ją za wystający z drugiej strony grot, usuwając ją w ten sposób ze swojego ciała.
- To ledwie draśnięcie - ocenił Stan. - Masz napij się księżycówy, pomaga na wszystko, hehehe.
Ed w rzeczy samej wziął duży łyk bimbru, po czym oblał nim też swoją ranę, a następnie zawinął rękę kawałkiem szmaty.
W tym czasie Daniel i Chris, jeźdźcy z wąwozu, podjechali do zagajnika. Odkryli tam czterech martwych Indian, a dalej niewielkie obozowisko. Natomiast po przejściu na drugą stronę zarośli, zobaczyli prerię, a tam w oddali niewielką grupę Indian odjeżdżających konno. Kiedy wrócili z powrotem, wóz był już na skraju zagajnika. Ed i Stan przeszukiwali poległych oraz ich obozowisko.
- A chłopak? - zapytał Daniel.
- Przykro mi. Tchórzom nie przysługuje udział w łupach. Zapamiętaj to na następny raz Sammy - wyjaśnił Stan.
- To był ich zwiad? - zapytał Chris.
- Gdyby to był ich zwiad w ogóle byśmy się o nich nie dowiedzieli - odparł Ed.
- Ma rację. To musiała być jakaś grupka młokosów polujących na jelenie. Pewnie pomyśleli, że samotny wóz będzie łatwym celem. I na szczęście nie zauważyli was wyjeżdżających z wąwozu. Hehehe. Głupki.
- Teraz już każde polowanie będzie się kończyć spotkaniem Indian? - zapytał Sam.
- Nie wiem, młody. Na pewno będziemy ich spotykać częściej. Hehehe. Niech tylko spróbują mi stanąć na drodze. Już ja im załaduje śrutu w te ich czerwone dupska. Hohoho.
Nikt z obecnych nie podzielał entuzjazmu Stana. Wszyscy zdawali sobie sprawę z tego, że każda kolejna potyczka, taka jak ta, nieuchronnie prowadzi do czegoś większego. Tak jak rzucenie małego kamyczka wywołuje lawinę.
Chcę być indiańcem