Wpis z mikrobloga

Wszyscy mamy jakieś sekrety. Niekiedy bardzo mroczne sekrety. Niektórzy dłubią w nosie. Inni dłubią w nosie, a potem to zjadają. Jeszcze inni są koprofilami, generalnie ludzie robią #!$%@? rzeczy. Ja np. jem robaki i nikomu się jeszcze do tego nie przyznałem, aż do dziś.
Niektóre robale są mięciutkie, inne gumowe, niektóre chrupią, a są też takie, które pękają w ustach. Lubię tę różnorodność. Zaczęło się jak byłem mały, od biedronek. Biedronki wydzielają taki gorzkawy płyn, ale całkiem smaczny. Potem zacząłem jeść inne owady. Np. stonogi - są chrupiące i wszędzie ich pełno. Najfajniej jak są zwinięte w kulkę, jakby się jadło chocapic. Nie chodzi tu o smak, bardziej o konsystencję. Jem je cały czas, do dziś.
W miarę jak dorastałem chciałem spróbować jeszcze czegoś, więc zacząłem jeść pająki. Niektóre są serio duże, np. kątniki. Kiedy się w nie wgryzam zwijają się i wypływa z nich taki pyszny kremowy płyn. Jedyny problem to odnóża, które włażą mi między zęby.
Dzisiaj zjadłem jednego pająka, takiego z długimi, cienkimi nóżkami. Siedział sobie w pajęczynie razem z jakąś zaplątaną ćmą. (Btw ćmy są obleśne, smakują jakby się jadło łyżkę mąki.) Włożyłem pająka do ust i zacząłem żuć. Tylko zanim go ugryzłem, on ugryzł mnie… Zapiekło mnie w ustach jakbym się poparzył. Ale nie tak przyjemnie poparzył, jak np. przy jedzeniu chili. Najpierw język, potem zaczęła mnie piec cała szczęka, aż poczułem jakby mózg miał mi eksplodować.
Mam bąbla na języku i nie wiem czy iść z tym do lekarza, bo co mu #!$%@? powiem, jak to wyjaśnię…?