Wpis z mikrobloga

Nowa era, stare motto

Kiedy Liverpool przegrał finał Ligi Mistrzów w Kijowie, wielu prawiło o zmarnowaniu wiekopomnej szansy. Jurgen Klopp oraz jego piłkarze nie zaniechali jednak starań i rok po porażce z Realem Madryt sięgnęli po upragnioną "uszatkę". Klęskę udało się przekuć w sukces, a niepowodzenie zamiast zdemotywować, zmobilizowało do większego wysiłku. Na podobny scenariusz liczy Tottenham. Nadchodzący sezon ma być jeszcze lepszy od poprzedniego.

Finał Ligi Mistrzów, czwarte miejsce w Premier League, półfinał Pucharu Ligi. Na rozkładzie między innymi Manchester United, Chelsea, Arsenal, Borussia Dortmund, Manchester City oraz Ajax. Trudno pisać o spełnieniu, gdy w gablocie z trofeami wciąż brakuje nowych eksponatów, lecz minione rozgrywki w wykonaniu Kogutów należy ocenić co najmniej dobrze. Podopieczni Mauricio Pochettino nie tylko ugruntowali swoją pozycję na krajowym podwórku, ale też - a może przede wszystkim - zasiedli do stołu z najlepszymi klubami Starego Kontynentu i wstali od niego długo po tym, jak potentaci opuścili bal. Co więcej, osiągnęli to mimo natłoku problemów natury pozaboiskowej, z jakimi przyszło im się borykać na przestrzeni ostatnich dwunastu miesięcy.

Korzenie niełatwego okresu sięgają roku 2017. Wtedy wyburzono stare, poczciwe White Hart Lane, wtedy rozpoczęła się budowa pięknego i ze wszech miar awangardowego stadionu. Zanim jednak ten stał się nowym domem Tottenhamu, stanowił dla Londyńczyków istną puszkę pandory. Paradoks polegał na tym, iż w odróżnieniu od mitologicznego naczynia, obiekt wywoływał nieszczęścia na wiele miesięcy przed otwarciem.

Z uwagi na przeciągające się prace wykończeniowe, Koguty przez większą część sezonu 2018/19 podejmowały gości na Wembley. Znowu. Choć zawodnikom udało się okiełznać świątynię futbolu, ta nadal nie wyznaczała strefy komfortu, nie stanowiła twierdzy na miarę White Hart Lane. O poczuciu przewagi własnego boiska nie było mowy. Gdyby tego było mało, inwestycja w nowoczesny stadion pochłonęła zdecydowanie więcej pieniędzy, aniżeli było to planowane. Efekt? Brak wzmocnień zarówno w letnim, jak i w zimowym oknie transferowym. Złościł się zdający sobie sprawę z braków kadrowych Pochettino, swoje niezadowolenie wyrażali pragnący kolejnych gwiazd kibice. Eksperci wyrokowali zaś jasno: przesadnie eksploatowanych piłkarzy prędzej czy później dopadną urazy, a wobec wąskiej ławki rezerwowych drużyna wpadnie w kryzys. Stało się, jak zapowiedzieli - dziewiętnastu graczy zmagało się z bardziej lub mniej poważnymi kontuzjami, natomiast w końcówce rozgrywek Tottenham wygrał zaledwie dwa z ośmiu spotkań.

Z pozaboiskowego punktu widzenia, miniony rok nie należał do najprzyjemniejszych. Czysto sportowo - wręcz przeciwnie. Przyzwoite wyniki na ziemi angielskiej w połączeniu z zaskakująco dobrymi rezultatami w rozgrywkach europejskich przyniosły nie tylko radość oraz satysfakcję, ale również wzrost apetytów w związku z nadchodzącym sezonem. - Sądzę, iż nastała dla nas nowa era - stwierdził Lucas Moura w rozmowie ze Sky Sports. - Mamy więcej pewności siebie. Wraz z dotarciem do finału Ligi Mistrzów i przeprowadzką na nowy obiekt weszliśmy na wyższy poziom. Fani wierzą w nas jeszcze bardziej, więc pora potwierdzić, że jesteśmy wielką drużyną, wielkim klubem i posiadamy świetny skład. Nadszedł czas, by zdobyć trofeum - to nasz główny cel. Zrobimy dla niego wszystko, co w naszej mocy.

O wpływie wyników w europejskich pucharach prawił również Harry Kane: - Myślę, że to motywuje do stawania się lepszym. Wystąpiwszy w finale Ligi Mistrzów, chcesz cały czas grać w wielkich meczach. W kwestii Mistrzostwa Anglii napastnik zadeklarował natomiast jasno: - To zawsze stanowi nasz cel. (...) Cokolwiek wydarzy się do końca okienka, wiemy, iż mamy wystarczająco silny skład, by rywalizować. Wielka Szóstka jest mocna, więc chcemy po prostu dać z siebie wszystko.

Jan Vertonghen postawił zaś tezę, iż ekipy Manchesteru City oraz Liverpoolu nie będą w kolejnych rozgrywkach na tyle silne, by zdystansować resztę stawki. - Prawdopodobnie jest sześć zespołów, które chcą powalczyć o tytuł i wszyscy wiemy, o kogo chodzi. Postrzegam nas jako jedną z trzech, czterech najlepszych drużyn w lidze.

Nie trzeba być psychologiem sportowym, by dostrzec, jak wiele dał piłkarzom ostatni sezon. Z ich wypowiedzi bije determinacja, pozytywna pewność siebie, a także świadomość własnej wartości oraz możliwości. O swoich dążeniach mówią jasno i konkretnie, nie tracą czasu na pustosłowie. Co zaś najważniejsze, w nadejście lepszych czasów wierzą równie mocno - jeśli nie mocniej - co kibice.

Swojej nadziei nie kryje również Mauricio Pochettino. - Jeśli rezultat finału byłby inny, być może pomyślałbym: “Okej, nastał dobry moment na opuszczenie klubu i danie mu szansy na otwarcie prawdziwie nowego rozdziału z nowym sztabem szkoleniowym” - wyznał Argentyńczyk na jednej z przedsezonowych konferencji prasowych. - Jednak po finale poczułem, że nie jest to najlepsza decyzja. Nie jestem osobą, która unika mierzenia się z problemami lub trudnymi sytuacjami. Kocham wymagające wyzwania. Misja odbudowania mentalności, potrzebnej do powtórzenia podobnego sezonu, bardzo mnie ekscytuje i motywuje.

Cel Kogutów jest więc klarowny - sprawić, by kolejne rozgrywki były nie gorsze od poprzednich, a ponadto zdobyć pierwsze trofeum od dwunastu lat. Czego potrzeba do wcielenia planu w życie?

Przede wszystkim spokojnie, rzetelnie przepracowanego okresu przygotowawczego. I tu pierwsza różnica względem roku ubiegłego. Jako że zeszłe lato upłynęło pod znakiem rosyjskiego mundialu, a aż dziewięciu piłkarzy Tottenhamu było członkami kadr, które dotarły do półfinałów turnieju, drużyna Pochettino zmuszona była do trenowania bez swoich najważniejszych członków. Lloris, Vertonghen, Trippier, Dele czy chociażby Kane wrócili z urlopów znacznie później niż reszta. Tym razem jest zgoła inaczej. Poza Aurierem, Sanchezem i Wanyamą, którzy reprezentowali swoje kraje na Pucharze Narodów Afryki lub Mistrzostwach Ameryki Południowej, a także Dierem oraz Daviesem, którzy kontynuują rehabilitację pourazową, wszyscy zawodnicy, znajdujący się w kręgu zainteresowań menedżera, udali się na tournee do Azji. Tam, w ramach International Champions Cup, Londyńczycy zmierzyli się z Juventusem (3:2), a w czwartek podejmą Manchester United. Po powrocie do Europy wezmą natomiast udział w Audi Cup, gdzie rywalizować będą między innymi z Realem Madryt, a na zakończenie przygotowań rozegrają sparing z Interem Mediolan.

Zespół wreszcie ma więcej czasu na wspólne zajęcia przed rozpoczęciem zmagań o najwyższe cele. Fakt ten niewątpliwie cieszy sztab szkoleniowy, wszak to dobra okazja nie tylko do szlifowania rozwiązań taktycznych i nauki schematów wykonywania stałych fragmentów gry, ale też do przyjrzenia się nowo sprowadzonym jednostkom. Tych wciąż jest jednak zbyt mało.

Jako że Jack Clarke, zakontraktowany przez zarząd na początku lipca, najbliższy sezon spędzi na wypożyczeniu w Leeds United, jedynym nowicjuszem w kadrze Tottenhamu pozostaje Tanguy Ndombele. Pozyskany z Olympique Lyon za rekordowe w dziejach klubu 63 miliony funtów 22-latek znany jest ze swoich umiejętności taktycznych i technicznych, potrafi dryblować, odbierać piłkę oraz rozpoczynać akcje ofensywne z głębi pola. Poza tym, jest bardzo dynamiczny i wytrzymały kondycyjnie, co dopełnia zestaw atrybutów, których środkowej linii Kogutów zdecydowanie brakowało. Istnieje tylko jeden problem. Francuz nie zagra jednocześnie w pomocy, na bokach obrony oraz w centralnej części ataku. Tam świeża krew jak dotąd nie dotarła, a z uwagi na transfery wychodzące powinna.

Wraz z końcem czerwca stolicę Anglii opuścił Fernando Llorente, który nie otrzymał propozycji przedłużenia umowy. W jego ślady poszli pragnący nowych wyzwań Kieran Trippier oraz marzący o odbudowaniu formy Vincent Janssen, natomiast Danny Rose wciąż pieczołowicie poszukuje kolejnego pracodawcy. Następców zaś ani widu, ani słychu. Owszem, Daniel Levy przejawiał zainteresowanie Ryanem Sessegnonem, Danim Alvesem, Hiroki Sakaim czy Lucasem Digne, lecz do żadnych poważnych rozmów nie doszło. O chęci sprowadzenia rezerwowego napastnika nie wiadomo absolutnie nic. I choć Lucas do spółki z Sonem udowodnili, iż potrafią zniwelować absencję Kane’a, nie ulega wątpliwości, że kapitanowi Synów Albionu przydałby się dubler z prawdziwego zdarzenia.

Rywalizacja na czterech frontach wymaga właściwie skonstruowanej, wyrównanej jakościowo kadry. Na ten moment Tottenham takowej nie posiada i jeśli do końca okienka nic się w tej kwestii nie zmieni, o sukces będzie niezwykle trudno. Nie da się bowiem grać co trzy dni tym samym składem, a rotacja bez zwiększenia ryzyka poniesienia porażki jest aktualnie niemożliwa.

I tu płynnie przechodzimy do kolejnego warunku powtórzenia lub nawet poprawienia wyników z zeszłego sezonu, jakim jest odpowiednie zarządzanie siłami zawodników. W minionych rozgrywkach Mauricio Pochettino nie miał w tym aspekcie większego komfortu. Dysproporcja jakościowa, dzieląca piłkarzy wyjściowej jedenastki i rezerwowych, była zbyt duża. W efekcie czołowi piłkarze nie mogli liczyć na pełną regenerację między występami i raz po raz doznawali urazów, po których w ekspresowym tempie przechodzili rehabilitację, by czym prędzej wrócić na boisko. Niekiedy pośpiech tylko pogarszał sprawę - na przestrzeni ostatnich dziesięciu miesięcy Aurier, Dele czy Kane zmagali się z dwoma, a nawet trzema kontuzjami. To w żadnym razie nie może się powtórzyć, lecz ponownie, jeśli do końca okienka zarząd nie poczyni wymagających inwestycji, próżno wypatrywać poprawy w kwestii rotacji.

Do odniesienia sukcesu Kogutom niezbędna będzie także wysoka, równa dyspozycja liderów. W zeszłym sezonie tylko Christian Eriksen nie schodził poniżej pewnego poziomu, nie miewał długotrwałych kryzysów. Inna sprawa, że Duńczyk jako jeden z nielicznych uniknął poważniejszych urazów i nie opuszczał drużyny z powodu obowiązków reprezentacyjnych, jak Heung-min Son. O ile jednak Koreańczyk niezwłocznie po powrocie z absencji wchodził na najwyższe obroty - czego dowodem 20 goli i 10 asyst - o tyle przerwy spowodowane nieszczęsnymi kontuzjami kompletnie wybijały z rytmu Harry’ego Kane’a oraz Dele.

- To był dla mnie bardzo trudny sezon, prawdopodobnie odniosłem więcej urazów niż kiedykolwiek wcześniej - przyznał angielski pomocnik w wywiadzie udzielonym Sky Sports. - Przyglądanie się z boku, kiedy chcesz być na boisku i pomóc drużynie, jest trudne zarówno mentalnie, jak i fizycznie. Jednak musisz to przetrwać i starać się nie myśleć przesadnie negatywnie. Wykorzystałem ten czas, by poprawić rzeczy, które nie funkcjonowały dobrze, by odbudować się i wrócić silniejszym. Sądzę, że mi się udało. Pracowałem nad tym na przestrzeni całego sezonu. Uważam, że dobrze spożytkowałem ten czas.

Jeśli Eriksen i Alderweireld zostaną w północnym Londynie, Son ponownie wzniesie się na wyżyny swoich możliwości, Kane oraz Vertonghen unikną problemów zdrowotnych, a Dele nawiąże do najlepszych momentów w dotychczasowej karierze, Pochettino może być spokojny o trzon zespołu. Odpowiednio obudowany jest on w stanie poprowadzić Tottenham do wielu zwycięstw.

Jak widać, warunków sukcesu jest całkiem sporo, a czasu do pierwszego gwizdka sędziego w nowym sezonie coraz mniej. Za piętnaście dni rozpocznie się rywalizacja o mistrzostwo Anglii, następnie rozegrane zostaną wstępne rundy Pucharu Ligi, a we wrześniu ruszy Liga Mistrzów. Czy Koguty zrealizują swoje plany? Czy podążą śladami Liverpoolu i przekują porażkę w triumf? Na tę chwilę sprawa pozostaje otwarta, wszystko zależy od dalszych poczynań zarządu oraz kondycji zdrowotno-sportowej piłkarzy. Jedno jest pewne - odwagi im nie zabraknie. Od tej zaś, zgodnie z klubowym mottem, krótka droga do czynu.

Serdecznie zapraszam na mój fanpage, na którym publikuję opinie, spostrzeżenia oraz przemyślenia związane z piłkarskim światem.

Jeśli spodobała Ci się wrzutka, zaobserwuj #zycienaokraglo
Dzięki!

#sport #mecz #pilkanozna #premierleague #ligamistrzow #tottenham #spurs #zycienaokraglo

Zdjęcie: Tottenham Hotspur
Pobierz
źródło: comment_WbYmzfJ2aBwG1nWADc9oThKwK4JfJiD4.jpg
  • 1