Wpis z mikrobloga

#anonimowemirkowyznania
Mirabelki, bo to głownie do Was, tym razem dodaje krótkie TL;DR. Bo szanuje Was czas
Ścianę tekstu podzieliłem tym razem na jakieś akapity. Przepraszam, że dopiero za drugim razem. Macie rację, słabo się to czytało. Teraz będzie ciut lepiej. Ważniejsze fragmenty oznaczyłem gwiazdką na początku.

TL;DR: Tekst jest o mnie i dziewczynie poznanej na Badoo. Opisuje naszą relację i zadaje wam pytanie odnośnie rozbieżności charakterów, generalnie co sądzicie o mojej sytuacji. Wytrwałych, znudzonych weekendem, zapraszam dalej.

---------------------------------------------------

* To będzie tekst o związku.

* Chciałem Was zapytać o zdanie odnośnie sytuacji, w jakiej aktualnie się znajduje. Nie będzie żadnego TL;DR [sic, jednak będzie!], ponieważ chciałbym uzyskać odpowiedzi osób, które chciały poświęcić mi choć trochę czasu, by przeczytać tę ścianę tekstu. Poznać nieco moją historię. I już na wstępie Wam za to dziękuje. To dla mnie bardzo ważne. Będę starał się przekazać dużo szczegółów. Niektóre mniej, drugie bardziej istotne. Ale chce opisać jak najwięcej, ponieważ to zawsze daje lepszy pogląd na sprawę.

Ale przejdźmy nieco do rzeczy. Ponad rok temu poznałem dziewczynę na Badoo. Mam 24 lata i dziewczyna którą opisuje także. Wcześniej byłem w związku, ale takim szczeniackim. W sensie, nie chciałem się wiązać, bo wiedziałem, że miłości w wieku gimnazjalnym i nieco powyżej mają niskie szanse powodzenia. A też wyznaje pewne zasady, takie wewnętrzne, na przykład, że nie szukam nikogo na chwilę, jako przystanek, przygodę, tylko chcę to zrobić raz na zawsze. Bo dla mnie to jest właśnie fajnie w miłości z drugim człowiekiem. Że dobieramy sobie takiego kompana na całe dalsze życie. To w sumie takie magiczne i jednocześnie bardzo poważne zobowiązanie. Wszak z takim nastawieniem decyzja musi być gruntownie przemyślana. Ale tak kilka(naście) razy, w końcu chodzi o całe nasze dalsze życie i przyszłość. A statystyki nie motywują pozytywnie (odnośnie rozwodów). Ten szczeniacki związek, w którym byłem, był dla mnie czymś magicznym. Bo dowiedziałem się jak bardzo potrafię przywiązać się do drugiej osoby. Same określenie związek też nie jest tu trafne. Ponieważ związaliśmy się ze sobą tak „oficjalnie” przez namowę innej osoby. A samo związanie ze sobą w sumie niewiele zmieniło w kwestii naszej relacji, bo już wcześniej byliśmy dość blisko siebie. Byliśmy dla siebie najlepszymi przyjaciółmi przed trzy lata. A zaczęliśmy jakoś w drugiej gimnazjum. Później, gdy wszystko szło dalej, bolało mnie to, że jednak dokonałem tej decyzji za namową osoby z zewnątrz. Bo wewnętrznie czułem, że to błąd. I to nie chodzi o nią. Chodzi o mnie. Że po prostu nie chciałem się z nią wiązać. Miałem poczucie, że jesteśmy z innej bajki. Tak to określałem. I było to strasznie smutne uczucie.

Mimo tego, że cholernie ją kochałem. I ona mnie. To problem polegał na tym, że będąc w związku czuje się odpowiedzialny za drugą osobę. I chcę być dla niej wystarczający. Ona pochodziła z dość bogatej rodziny. Ja z biednej. I moje poczucie własnej wartości było na tyle niskie, że uważałem, że to bez sensu. Że nigdy nie zapewnię jej tego co bym chciał. Mimo, że chciałem o nią walczyć, to czułem wewnętrznie, że to nie ma sensu. Nie będę dla niej wystarczający. To była naprawdę dobra dziewczyna. Więc robiłem później w końcowej fazie związku wszystko, by mnie w jakiś sposób znienawidziła. Udawałem obojętnego. Ale tak naprawdę nie byłem. Starałem się do siebie zniechęcić. I po jakimś czasie udało się. Czar prysł. Dalej ją kochałem przez długi czas, śniła mi się po nocach, wspominałem fajne chwile, ale już nasze drogi się rozeszły.

To była dla mnie strasznie mocna lekcja życia. Po pierwsze, nie robić nic za namową innych (a teraz pytam Was o zdanie… nieźle, ale chce, czytajcie dalej!). Po drugie, strasznie przywiązuje się do bliskiej mi osoby i to cholernie boli, gdy coś idzie nie tak.

* Także to byłoby takie krótkie [tak naprawdę długie] o mnie. A teraz o niej. Jak już wcześniej wspominałem jesteśmy w tym samym wieku. Poznaliśmy się na Badoo. Ona sama była tylko raz w czymś podobnym do związku, ale krótki czas. Zauroczyła się w facecie (swoją drogą również z Badoo), który w sumie ją olewał. Jak to określił: „możemy spróbować”. Ale to w sumie jej wina, bo sama naciskała na gościa, by się określił co chce robić dalej. Ona sama zawsze marzyła o związku i rodzinie. Stąd pewnie takie zachowanie. Opowiadała mi to wielokrotnie, że nawet jak była mała to się bawiła, że zasypia z kimś kogo kocha. W sumie urocze, nie? Trochę taka marzycielka jak ja. No i jakoś strasznie dobrze nam się zawsze rozmawiało. Bo na początku jak się poznaliśmy to wypisałem jej listę moich wad. Co ją zaskoczyło. Ale tak robiłem na Badoo. W sumie nie szukałem tam niczego szczególnego. Tylko jak to określałem - szczęścia. Bo pod tym słowem może kryć się naprawdę wiele. Ale jakoś liczyłem na to, że znajdę tam może kiedyś dziewczynę choć do pogadania sobie, tak po prostu. Bo lubię bardzo rozmawiać i dzielić się swoimi przemyśleniami. To fajne. Takie długie rozmowy po nocach. By zaspanym wstać do pracy, ale z poczuciem, że było warto. No więc na początku ona w ogóle uznała moją listę wad za jakiś żart. A ja po prostu jestem bardzo szczery. I chce grać w otwarte karty. Jeśli ktoś nie akceptuje moich wad, nie ma sensu, by zawracać mu głowę.

* Chwilę po tym kontakt nam się zerwał. Ona była w gronie znajomych, gdy pierwszy raz ze sobą pisaliśmy, więc oni też pisali trochę za nią i wiecie jak to jest. No ale mniejsza z tym. Nie gadaliśmy ze sobą. Aż do pewnego momentu, gdy napisałem jej jakoś losowo z ciekawości czy się spotkamy. I tutaj chwila przerwy. Nigdy bym tego nie zrobił. Nie lubię spotykać się z dziewczynami, jeśli ich wcześniej nie poznałem. Najpierw wolałem długo pogadać, poznać kogoś i dopiero zdecydować się na spotkanie. Ale dla testu tak napisałem, z ciekawości. I ona w tym momencie też się zdziwiła. Bo przecież sam jej pisałem, że bym tak nie zrobił (w pierwszej rozmowie). Potwierdziłem jej, że tak tylko pytam. Po prostu. Z ciekawości. I od tego momentu stało się coś, co bardzo nas zbliżyło. Siedzieliśmy jakoś z niedzieli na poniedziałek całą noc na telefonie. I rozmawialiśmy na takie bardzo wewnętrzne tematy. Ona wtedy opowiadała mi właśnie o tym pechowym (pseudo)związku i swojej mocnej wierze w Boga, która jej pomaga. Ja opowiadałem jej też o osobie, mojej sytuacji rodzinnej i byłej miłości, która wciąż nie wygasła w moim sercu. I tak gadaliśmy codziennie.

* Ale mieliśmy jedną zasadę. Ze względów na rozbieżność charakterów, nie możemy być razem. Bo nie pasujemy do siebie. Stąd nie traktowałem jej jak kogoś do wzdychania, tylko przyjaciółkę. I ona mnie tak samo. Nasze rozmowy były bardzo prawdziwe, bez zbędnych masek. Po prostu fajne, wyjątkowe, wewnętrzne, właśnie dzięki temu założeniu.

* A teraz nieco o tych różnicach. W czym się różnimy. Ona jest ekstrawertykiem, ma dużo znajomych, łatwo nawiązuje nowe relacje, lubi jak coś się dzieje. Koncert czy ślub, żaden problem. Ja jestem raczej introwertykiem, ekstrawertykiem tylko w gronie znajomych, choć męczy mnie to bardzo szybko. Wyczerpuje baterię i musze je naładować. Mam wąskie grono zaufanych znajomych. Ciężko mi komuś zaufać i łatwo stracić moje zaufanie. Ponadto jestem niewierzący, ale niczego nie neguje. Po prostu nie utożsamiam się z żadną religią. A czy Bóg istnieje czy nie? Nie wiem. Dowiem się na końcu. Ona z drugiej strony osobą mocno wierzącą. I nie widzę w tym nic złego. W sumie nawet lepiej, ma jakieś narzucone zasady moralne, które są poniekąd zbieżne z moimi. I serio było mi cholernie przykro, gdy powiedziała, że nie moglibyśmy być nigdy razem, bo jestem niewierzący. Strasznie mnie to zabolało. Ale zrozumiałem i zaakceptowałem to. Z jednej strony było mi przykro. Bo wrzuciła mnie do szufladki złych ludzi, bo nie pasuje do jej ramek. Ale z drugiej wiedziałem, że to ma sens. W końcu ważne jest by znaleźć sobie odpowiednią osobę do życia. A wiem, że to dla niej ważne. Więc czemu ma z tego rezygnować? Ale to było na początku, jak dopiero ze sobą pisaliśmy, przed jakimkolwiek spotkaniem (w sensie to skategoryzowanie do osób złych ze względów na wiarę).

Teraz nieco przeskoczę, bo tego tekstu byłoby zbyt dużo. Po naszym pierwszym spotkaniu, które było w sumie przypadkowe, bo pomagałem jej się przeprowadzić. Zrozumiałem, że ją kocham. I czułem się z tym źle, bo pamiętałem wszystko o czym gadaliśmy wcześniej. Czego ona oczekuje. Czego oczekuje ja. Jakie mamy różnice. Ale stało się. Kocham ją. Co robić? W sumie wszystko wyszło tak, że jednak jesteśmy ze sobą dziś [odp. na pytanie @agaja to znaczy od kiedy i ile – generalnie to wygląda tak, że poznaliśmy się rok temu i w takim niezdefiniowanym związku jesteśmy do teraz, a tak bardziej blisko siebie to od 10 miesięcy, więc te 10 mc bym brał pod uwagę jako ten okres bycia razem], bo też mnie pokochała.

* Ale jestem w takim momencie, że chciałbym Was zapytać o zdanie. Często wybuchają między nami konflikty. Mniejsze bądź większe, ale wynikające właśnie z tych różnic charakterów. Poza tym ona ma strasznie ciężką mamę, która też jest mocno religijna, a jednocześnie podle mnie traktuje (tak czuję, że będzie mi robić wiecznie pod górkę i może być punktem zapalnym do rozpadu naszej relacji). Ją samą też traktuje źle. Nie wspiera jej, ciągle dogryza. Chce zawładnąć jej życiem. Mieć ją na sznurki i trzymać w piwnicy. Moja mama jest dla niej jak matka. Dobrze ją traktuje i serio ma sporo z górki. Naprawdę mi przez to przykro, bo takie coś bardzo demotywuje. Dodatkowo to, że przez różnice naszych charakterów możemy być ze sobą nieszczęśliwi. Przecież nie pójdę z nią nigdy na pielgrzymkę, a wiem, że to dla niej ważne. Nie będę udawał szczęśliwego przy jej znajomych, gdy czuje, że mnie nie lubią. A nie lubią mnie też trochę przez nią. Bo wysyłała jakieś wyrwane z kontekstu screeny z rozmów, gdy o coś się pokłóciliśmy. I ma taką przyjaciółkę, która non stop mnie hejtuje. To serio też tak dobija, że masarka. Nie kieruje się opinią innych osób. Mam raczej do tego duży dystans. Chcę robić tak, żeby czuć się dobrze wewnętrznie z tym co się dzieje, ale nie robiąc krzywdy innym. Ale jednak związek to jedność. I jej znajomi to moi znajomi [odp. do @agaja odnośnie tego, że nie trzeba mieć wspólnych, starych znajomych. Zgadzam się z zupełności. Ale to jest jej marzenie, żeby tak było. Bo ona chce nas połączyć, jednocześnie psując to w zarodku przez swoje nierozgarnięcie]. Denerwuje mnie, że jest typem człowieka, który potrzebuje sterowania przez zewnętrzną osobę, bo sama nie wie co robić. I sterują nią osoby tacy jak znajomi czy rodzice. To nie jest zbyt dobre. Już to przerabiałem na własnej skórze i nie tylko. Nigdy nie skończyło się pozytywnie. Ja też nie chce się czuć, że jestem niewystarczający. Bo przecież przez rozbieżności charakterów mamy konflikty. Naruszamy swoje zaufanie. Czuje się źle. Jestem zagubiony.

Rozmawialiśmy ze sobą o tym wielokrotnie, ale nigdy nie podjęliśmy żadnych kroków. Bo czujemy się ze sobą dobrze, ale oboje bolą nas te różnice. Czy możecie wyrazić swoje zdanie na ten temat. Czy to dobry pomysł trwać przy sobie czy może jednak powinniśmy dać sobie szasnę by być szczęśliwym z kimś innym? Dla mnie wiązek to jedność i uważam, że dobre dopasowanie to podstawa udanej relacji. I takiej właśnie prawdziwej. Nie opartej ot bezdenne, dzisiejsze standardy. Że facet tylko do dojenia kasy. A kobieta do łóżka. Wierzę, że serio może być zajebiście, ale to tylko zależy od tej dwójki właśnie. I ich dopasowania. Na koniec dodam, że jesteśmy blisko siebie od roku. Jeśli to przeczytaliście i chcecie odpisać, napiszcie proszę kropkę przed odpowiedzią. Będę wtedy mógł zobaczyć, czy przeczytaliście to do końca, czy to opinia wyrażona na podstawie przeczytanego fragmentu.

Dziękuje bardzo za poświęcony mi czas i odpowiedzi.

#uczucia #zwiazki #religia #pytanie #zycie #tinder #badoo #kiciochpyta #wiara #katolicyzm

Kliknij tutaj, aby odpowiedzieć w tym wątku anonimowo
Kliknij tutaj, aby wysłać OPowi anonimową wiadomość prywatną
Post dodany za pomocą skryptu AnonimoweMirkoWyznania ( https://mirkowyznania.eu ) Zaakceptował: Eugeniusz_Zua
Dodatek wspierany przez: Wyjazdy studenckie
AnonimoweMirkoWyznania - #anonimowemirkowyznania 
Mirabelki, bo to głownie do Was, ty...

źródło: comment_pGCJTjbtk0KGSGmHnL5JqtI9p9ZLLZJS.jpg

Pobierz
  • 5
  • Odpowiedz
@AnonimoweMirkoWyznania przeczytałem, zmarnowałem sobie trochę z życia. Ty brzmisz jak jakiś pseudo filozof czasami i chyba masz odrealnione wizje na życie i trochę masz głowę w chmurach czasami.
Dla mnie powinieneś z nią zerwać i znaleźć sobie kogoś kto faktycznie tobie odpowiada. Z kimś z kim naprawdę więcej cię łączy niż dzieli, z kim nie będziesz musiał się kłócić co chwila. Kogoś kogo rodzice albo cię zaakceptuja i będą traktować z szacunkiem
  • Odpowiedz
@AnonimoweMirkoWyznania: Masz kropkę "."

Za dużo myślisz. Albo czujesz się dobrze, albo nie czujesz się dobrze. Jak nie czujesz się dobrze, to albo naprawiacie to razem, albo idziecie każde w swoją stronę. Jeśli ona chce mieć swoje wymarzone idealne życie z bogobojnym mężczyzna, a Ty nie jesteś z tej sekty, to ja na Twoim miejscu bym odpuściła. Ale dla mnie to jest bardzo ważna sfera życia, więc pewnie nie wszyscy by
  • Odpowiedz
OP: @LoveLight - dziękuje Ci to bardzo miłe co napisałaś, z tego co widzę, jesteś w podobnej sytuacji co ja, ale jeśli o wiarę to ona jest dość rozsądna, przynajmniej stara się być i wie, że to w realnym życiu nie ma aż takiego znaczenia i wcale nie jestem gorszy. Tylko, że traktuje mnie czasami zbyt podle. Jakby miała dwie twarze. Dla mnie i dla innych. Nie raz zdarzyło się, że
  • Odpowiedz
@AnonimoweMirkoWyznania: przeczytałam całe. Podpisuję się pod poprzednim, to wasza decyzja czy chcecie i dacie radę być razem. Czy będziecie dbać o związek mimo przeciwności i różnic. Da się, ale OBIE strony muszą chcieć to naprawiać RAZEM. Obie strony muszą umieć powiedzieć przepraszam oraz wybaczać. Muszą mieć do siebie zaufanie i szacunek, to jest najważniejsze. Czy ona tobie ufa, czy ty jej ufasz? Z tego co piszesz, nie bardzo ma do ciebie
  • Odpowiedz