Wpis z mikrobloga

Siedzę sobie, popijam #piwo perłę, uczę się i #!$%@? słucham muzyki vidrel. Zastanawiam się, czy kiedykolwiek będę w stanie żyć w podobnej utopii. Najgorsze jest to, że nawet jak mi już przyjdzie żyć na jednej z jakichś tam wysp niedaleko Japonii o klimacie zbliżonym do Hawajów, to będzie mi źle z określonych powodów. Tak mi się wydaje, bo mózg się przyzwyczaja do otoczenia. Będzie mi za gorąco, jakieś tam przypływy będą mnie #!$%@?ły, robactwo stanie się uciążliwe a insekty to będzie moje główne nemesis.

Niemniej jednak chciałbym teraz siedzieć na takiej plaży, słuchać cykad przy ognisku i rozkoszować się morzem. W samotności albo z jakąś kobietą, obojętnie. Odetchnąć z ulgą, nie widzieć wyścigu szczurów w którym sam siedzę, nie mieć problemów z rodziną, szkołą, pracą. Chciałbym po prostu tego nie widzieć i nie czuć że jestem na terytorium na którym te wydarzenia zachodzą. Nie chcę czuć, że jestem w swoim Polskim mieście, domu, tutaj gdzie jest moje codzienne pole bitwy.

Najsmutniejsze w tym wszystkim jest to, że żeby doznać prawdziwego szczęścia trzeba siebie samego oszukiwać. Moim zdaniem życie nie ma ETAPÓW bólu i cierpienia. Ono ma etapy szczęścia. A w całości składa się z bólu i cierpienia. Ale po co te etapy szczęścia skoro sami sobie gotujemy piec do którego potem wchodzimy? Siedzę codziennie przy książkach, uczę się, pracuję. Ale myślicie, że to mi jakoś zmienia nastawienie? Zastanawiam się, czy to mi kiedyś pokaże ten lepszy los na który sobie pracuję. Czy też może właśnie wybieram wyższe obroty w wyścigu szczurów, które potem ani mi nie pozwolą na zaznanie tej magicznej chwili utopii, a wpędzą w jeszcze większe bango. Jeżeli nie rozumiecie, to zastanawiam się czy ta nauka nie zmusi mnie do pracy która jeszcze bardziej mnie #!$%@? psychicznie i nigdy nie pozwoli na lepsze jutro. Żyję żeby pokazać ludziom na co mnie stać, nienawidzę ich a jednocześnie traktuję jako swoich rywali. Jakby ich nie było, to chyba straciłbym całkowicie podstawę do życia. Żyję #!$%@? dla rozwoju, tak sobie myślę. To dobre? Może tak. Ale zastanawiam się gdzie jest sens tego rozwoju? Dlaczego ludzie którzy nie mają depresji ani żadnych zaburzeń psychicznych mówią zawsze "to dobrze, że masz zainteresowania i nad tym nie myślisz." Ale nad czym nie myślisz? Nad tym, co jest prawdą? No bo po co Ci to wszystko? Człowiek nie każe człowiekowi myśleć o prawdzie. To tak jakby jakiś szczur się wykoleił z wyścigu i drugi szczur go podnosił mówiąc, że będzie lepiej. Dziwne to jest. Rozumiem, że chcemy samych siebie motywować i chcemy kogoś wyciągnąć z cierpienia. Ale czy my nie zostaliśmy stworzeni po to, żeby to cierpienie dogłębnie zrozumieć?

#depresja #przemyslenia #przegryw
bzam - Siedzę sobie, popijam #piwo perłę, uczę się i #!$%@? słucham muzyki vidrel. Za...
  • 2
@saltypretzel: Kiedyś gdzieś usłyszałem, cytuję "Embrace the pain, so you can know the true happiness". W dowolnej interpretacji. Zaakceptowanie/okiełznanie bólu może pomagać ze zrozumieniem szczęścia. No i druga interpretacja - szczęście to inaczej brak bólu. Co mówi za tym, że żyjemy w pewnym constansie.