Wpis z mikrobloga

Wstępniak do Aleksandra Pistoletova

Aleksander Aleksandrowicz Pistoletov - tak w pełni brzmiało jego imię i nazwisko. Dawniej był Pidoretovem, Kartoflakiem czy #!$%@? nierobem, jak nazywał go bosman z czasów służby w Marynarce Imperium Rosyjskiego.
Ah, mateczka Rassija! Niech ją bies #!$%@? w pozycji na leżaka, a kot szcza w twarz. Teraz był tu, na Karaibach.

Jego pijackie zwidy o potędze, imperium kartoszków i nieskończonej flocie cycatych #!$%@? przerwało wydzieranie mordy bosmana. Obudził się - a jakżeby inaczej - nagi, z fiutem w łapie i pustą butelką kartoflanki. Łeb go #!$%@?ł jak mateczka prała ojca chodakiem po łbie, ale Saszka był człowiekiem czynu. Raz powzięte zobowiązania należy wypełnić, toteż zwalił konia do końca stękając. Niewykorzystane okazje lubią się mścić, a Pistoletov nie był pewien kiedy zawiną do portu. Jako okrętowy zgrywus, lubił czasami "napluć" z góry. Że niby mewa, nie? Nikt się jeszcze nie połapał, a sam bosman dostał śmietaną na kapelutek razu jednego.
Z bocianiego gniazda, gdzie się okopał, skonstruował i ogłosił carem tzw. Stałego Punktu Alkoholizacji, dostrzegł sylwetkę kapitana. Dowódca się skłonił, chyba morskiej pani na pożegnanie, a potem coś pogadał z bosmanem. Ten wydarł mordę, że zbiórka. Aleksandr powziął ciężką walkę o utrzymanie pionu. W batalii na śmierć i życie, bejowanie dalej czy podjęcie się obowiązków, miała mu pomóc konstrukcja bocianiego gniazda.
- No idę, albo nie idę - wydarł się Saszka trzymając za krawędź odwróconej beczki. Albo dużej balii. Jeden #!$%@?. - Chryste panie!! - rzucił pod nosem, gdy wiatr za mocno telepnął spitym ciałem. Rzuciło go w przeciwległy kraniec i tylko dzięki wprawie oraz ćwiczeniom w tajemnej sztuce Wudzi-tsu, zdołał utrzymać się. - Idę chyba! - krzyknął i tylko Boh W Trójcy Jedyny wiedział, czy rzucił owy tekst do bosmana czy do siebie.
- Kuurrwa! - rząchnął się. Sapnął raz, dwa razy nabrał powietrza, zakasał rękawy i niczym byk gotowy do walki z corridzie ruszył naprzód z niesamowitą prędkością wrzeszcząc - Dobra, no idę.. - ALE! Pistoletov choć dobry wojownik i niezły dowódca baterii artyleryjskiej Perły Export, nie należał do geniuszy arytmetyki. Umiał policzyć do trzech: raz, dwa, osiem. Procenty wyczuwał językiem. Źle wymierzył moc, próg wejścia nie podpasywał, kąt natarcia był fatalny, tak samo jak wiatr. A trener czechosłowackiej reprezetnacji nie machnął chorągiewką, młody Mazoch się pospieszył..
Aleksandr #!$%@?ł susa, zaczepiając nogami o konstrukcje, przez zamiast spektakularnie złapać i opaść na linie wprost na olinowanie, #!$%@?ł na lot pikujący w dół. Po okręcie poniosło się tylko długie " MATKO BOSKO KOCHANO!" gdy Aleksandr Aleksandrowicz poleciał w dół, zachaczając o olinowanie. Zaczął odbijać się od niego, straszliwie #!$%@?ąc w ojczystym języku, ale te akrobacje w linach wyhamowały pęd z jakim Saszka #!$%@?ł się w dół. Regulaminowo wręcz, z najwyższymi notami, upadł i prawie rozwalił sobie głupi ryj o zwoje lin i worki z nasionami rzepy. Nienaganny, otrzepał się z kurzu, założył swoją oficerską czapeczkę. Lekki kubrak, poznaczony plamami z oleju rzepakowego, alkoholu i jadła, zwisał na jego spracowanych ramionach rolniczego pirata. Ubrany w strój Adama zasalutował półprzytomnie i wykrzyczał
- TAWARISZCZ KOMANDIR, OFICJER PISTOLETOV NA ZAKAZ!
Na jego prostej, rosyjskiej facjacie, pisanej rysami dziesiątek pokoleń moskali i wódy, wykwitł uśmiech. Jego tzw. ruska morda była gotowa do służby.
#piracifabularnie
  • 1