Wpis z mikrobloga

Na prośbę @zxc0 i @matibu06 napiszę małe podsumowanie mojej służby w WOT i tego co w trawie piszczy u najmłodszego RSZ.

O ile na szesnastkę nie mogę narzekać, bo była intensywna i fajna, tak dalej na ćwiczeniach rotacyjnych było różnie. Wszystko zależało od dowódcy, a niestety dowódca mojej kompanii... cóż, moim zdaniem ktoś dla hecy dał mu mundur. Jak kilku innym oficerom z baonu, ale to inna sprawa. Zero posłuchu czy charyzmy, widoczna nieporadność wobec żołnierzy, próby maskowania tego krzykiem czy tupaniem nóżkom. Jeśli Twoi koledzy, równi stopnie, śmieją się z Ciebie za Twoimi plecami podczas tego teatrzyku, to chyba jest coś nie tak.
Nie mniej, nie wszystkich mogę określi takim mianem. Była grupka, która próbowała wycisnąć z nas i z czasu jaki mieliśmy jak najwięcej.

A wszystko rozbija się o czas, niestety. 48 godzin to za mało, by wyszkolić żołnierza. Masę owego bezcennego surowca topiliśmy na pierdołach, czekaniu czy zwykłej papierologii. Nie zapomnę nigdy szkolenia we październiku. Nie dość, że inna kompania wbiła się nam na ćwiczenia, z powodu kolidowania ich terminu z jakimś świętem, to mieliśmy burdel przy samym zdawaniu sprzętu. Z wiedzą, że jest nas ponad 200 osób na jednostce, zamiast w niedzielę skrócić czy przeprowadzić supersprawnie szkolenia, oczywiście musieliśmy pójść sobie 5km do lasku by wystrzelać kilkanaście ślepaków i wrócić. W tym czasie druga kompania nawet nie ruszyła zdawać sprzętu. Koniec końców, z jednostki wyszedłem grubo po 20 i w domu byłem blisko 22. Dowódca magicznie zniknął po tym, jak wróciliśmy do jednostki z leśnego strzelania do kasztanów.
Inną sprawą było to, że pomimo faktu szkolenia kadry zawodowej przez MZSz, jednej metodologii nie było. Mogę powiedzieć, że każdy wuj na swój strój i zdania oraz poprawne wykonywanie czynności różniło się od tego, kto nas szkolił w danym miesiącu. Później to "procentowało". Później, gdy zmieniłem pododdział i nowy dowódca zaczął nas szkolić jak należy, synonimem naszego poziomu szkolenia było jedno zdanie pochodzące od miejscowości w której był mój baon. Jak się domyślacie, nie było to coś pozytywnego.

Biała taktyka, czekanie i zabijanie czasu, powoduje, że mieliśmy bardzo mało czasu na szkolenie. A program był napięty. Miałem wrażenie, że chcieli nam wtłoczyć to, co wie żz po 3 latach służby i wielu ćwiczeniach/poligonach. I tak, jest debilna tendencja, by żołnierze TSW wykonywali zadania i robili to, co robią żołnierze zawodowi. Tak samo jak dziwne budowanie bOT na wzór ogólnowojskowy. Serio, mamy być wsparciem i być za linią frontu, zabezpieczając wojska liniowe/infrastrukturę/wpierając samorządy lokalne, czy walczyć w pierwszej linii? Brakuje, by podciągneli nam rosomaki, a na czas W skrzyknęli rezerwistów z dawnych pododdziałów pancernych, by w T-55 Merida ruszyli w bój (nie zdziwiłbym się, gdyby do tego doszło).
Przepływ informacji czy logistyka jest cudowna - na takim samym poziomie jak w całym Wojsku Polskim, a nawet wyróżniłbym WOT za to, że sporo jest chaosu i pisania rzeczy na kolanie. Programu strzelań dla WOT nadal niema. Podobnie jak wielu innych rzeczy. Brakuje podoficerów, uruchomiono program Sonda. Brakuje oficerów, jest kurs Agrykola, gdzie absolwenci pierwszego turnusu do tej pory nie otrzymali nominacji na pierwszy stopień, od 2017 roku.

#obronaterytorialna #wojskopolskie #wojsko
  • 63
  • Odpowiedz
@cadcadcad: to ją wyjebią. Po co się pcha, jak wie, że nie będzie przyjeżdżać na szkolenia? - takie pytanie jej zadaj. Jak nie będziesz, to musisz w innym terminie odbyć ćwiczenia, albo pożegnasz się ze służbą.
  • Odpowiedz