Aktywne Wpisy
lossless 0
Mirki mam taki mały problem ale bardziej natury czysto ludzkiej. Otóż dostałem kilka dni temu nowy PR do swojego projektu open source, ale raczej będę zmuszony go odrzucić no bo tak:
- nie działa
- kod jest c-----o napisany
- w ogóle się nie wpisuje w obowiązujące konwencje (tu akurat trochę moja wina, mogłem lepiej napisać dokumentację)
- zaproponowane featury i tak będą bezużyteczne w nowym releasie
No
- nie działa
- kod jest c-----o napisany
- w ogóle się nie wpisuje w obowiązujące konwencje (tu akurat trochę moja wina, mogłem lepiej napisać dokumentację)
- zaproponowane featury i tak będą bezużyteczne w nowym releasie
No
heksengerg +16
Opisy lepsze niż z policyjnych kartotek.
#ai
#ai
#iiwojnaswiatowawkolorze
Wiecie, jak wygląda zdechły łoś? Właśnie tak. Zniszczony samolot PZL.37 z XV Dywizjonu B-------o w okolicach Brześcia, 1939 r.
Przymierzałem się do tego wpisu od dłuższego czasu, zwłaszcza czytając wypowiedzi o ''najlepszym bombowcu świata''. Jego zwolennicy od osiemdziesięciu lat twierdzą, że samolot ten mógł podbić świat, ale coś mu nie wyszło. Obrośnięty legendą, trafił nawet na koszulki i kubki.
PZL.37 ''Łoś''.
Nieco śmieszna sylwetka, przeszklony nos, szybki, zwrotny, o dużym udźwigu i nowatorskim przekroju skrzydła. Ikona dwudziestolecia, symbol polskiej myśli technicznej, duma narodowa. ''Jeszcze parę takich i sami byśmy Niemiaszków pogonili'', gardłują jego piewcy.
Cóż...
Żeby zrozumieć powstanie tego samolotu, należy cofnąć się w czasie do 1920 roku. Wtedy to włoski generał Giulio Douhet opublikował swoją pracę na temat b---------ń strategicznych. Douhet nie był pilotem, był czystym teoretykiem, uważającym, że bombowce są zdolne samodzielnie przechylać szalę zwycięstwa w konfliktach, zrzucając setki ton bomb na pozycje wroga, wykrwawiając go. Douhet uważał formacje myśliwskie za niepotrzebne, twierdząc, że silnie uzbrojone w karabiny maszynowe bombowce będą w stanie samodzielnie się obronić, a ewentualną eskortą powinny zająć się dwusilnikowe ciężkie myśliwce.
Tyle teoria. W praktyce w XX-leciu międzywojennym poglądy Douheta były bardzo popularne, bo nikt za bardzo nie wiedział, do czego wykorzystać samoloty na polu walki. Nie inaczej było w Polsce. Generał Ludomił Rayski, szef Departamentu Lotnictwa, był wielkim orędownikiem teorii Douheta. Z jego inicjatywy złożono w Państwowych Zakładach Lotniczych zamówienie na szybki, dwusilnikowy bombowiec o dużym udźwigu.
W 1936 roku powstał pierwszy prototyp Łosia. Samolot pokazał, że stać go na wiele, ale potrzebne były modyfikacje i usprawnienia. Zmieniono usterzenie ogonowe na podwójne, by dać strzelcowi lepsze pole ostrzału, poprawiono podwozie. Nowoczesnością były sprężarki w silnikach, pozwalające operować na wyższych pułapach, a także nowatorski laminarny profil skrzydła, co pozwoliło zwiększyć prędkość. Samolot zabierał 2580 kg ładunku i osiągał prędkość 412 km/h. Był też bardzo zwrotny i lekki (ogon mogło przemieścić trzech techników). Pod kątem nowoczesności mieścił się w ścisłej czołówce światowej, a w okresie 1937-38 samoloty wzbudziły bardzo duże zainteresowanie na świecie m.in. w Paryżu i Belgradzie, a licencję zakupiła np. Belgia. Ciekawym projektem rozwojowym samolotu był PZL.49 Miś, różniący się m.in. obrotową wieżyczką z działkiem Hispano-Suiza 20 mm i wysuwaną dolną gondolę strzelecką.
Ale wad było równie wiele.
Samolot miał słabe uzbrojenie defensywne, wynoszące raptem trzy karabiny maszynowe 7,92 mm, ale nie to było jego głównym problemem. Był niemal całkowicie bezbronny wobec ataku z boku i... nie posiadał żadnego opancerzenia, co czyniło go wrażliwym na ostrzał nawet z broni ręcznej. Nie posiadał też samouszczelniających się zbiorników paliwa i był po prostu łatwym łupem dla każdego myśliwca. Łoś był bardzo trudny w pilotażu i podatny na przeciągnięcia - przy pełnych obciążeniach i awarii jednego z dwóch silników samolot walił się na skrzydło. Samolot był bardzo trudny w pilotażu i przez to nielubiany przez pilotów. Słabe silniki (bolączka w zasadzie całego przemysłu lotniczego II RP) nie pozwalały Łosiowi na wszystkie atuty bombowca - był jedynie szybki i zwrotny, ale jednocześnie za duży i za wolny na ciężki myśliwiec, zaś brak opancerzenia i słabe uzbrojenie obronne deklasowały go jako skuteczny bombowiec. Ponadto, przy operowaniu z lotnisk polowych udźwig Łosi spadał do 800 kilogramów.
Patrząc szerzej, to Łoś był po prostu zabawką. Absurdalnie drogą i niepotrzebną zabawką. Co gorsza - zabawką, której nie bardzo wiedziano do czego użyć. Ikoną sanacyjnych marzeń o mocarstwowości. Kiedy w marcu 1939 roku szef Inspektoratu Obrony Powietrznej Państwa, generał Józef Zając przedstawił swój raport nt. stanu obrony powietrznej Polski, wnioski były miażdżące. Generał Zając pozostawał w konflikcie z Rayskim, bowiem słusznie uważał, że bombowce Polsce są tak potrzebne jak świni siodło i że należy inwestować w myśliwce. Raport trafił do marszałka Rydza-Śmigłego i spowodował tak ostrą dyskusję, że Rayski musiał podać się do natychmiastowej dymisji.
Okazało się bowiem, że Rayski blokował rozwój myśliwców na rzecz swojego ukochanego Łosia i planowanego dwusilnikowego myśliwca pościgowego PZL.38 Wilk (którego projektowano pod silnik, który nigdy nie powstał, a sam samolot okazał się być pomyłką). Przez to nie kontynuowano rozwoju samolotów myśliwskich serii ''P'' (do których należał P.11c, konstrukcja bardzo udana w pierwszej połowie lat 30., ale w 1939 r. mocno przestarzała). Nowocześniejszą wersją PZL P.24 wojsko nie było zainteresowane i skierowano je wyłącznie na eksport. Później broniły nieba Grecji przed włoskimi samolotami. Było to kompletnie niezrozumiałe nawet pod kątem finansowym - jeden Łoś kosztował 500 tys. ówczesnych złotych, tyle, co trzy samoloty P.24, niewspółmiernie bardziej potrzebne Polsce. Projektowany nowoczesny myśliwiec PZL.50 Jastrząb rodził się w wielkich bólach i do wybuchu wojny zbudowano zaledwie dwa prototypy (swoją drogą, o tym myśliwcu też krążyły raczej nieprzychylne opinie).
W trakcie kampanii 1939 roku Łosie nie zapisały się niczym szczególnym. Ze 120 wyprodukowanych maszyn zaledwie 36 wzięło udział w walkach w składzie X i XV Dywizjonu B-------o, pozostałe znajdowały się w jednostkach ćwiczebnych, rezerwie i w wytwórniach. Z braku pomysłów i możliwości używano ich do ataków na kolumny zmotoryzowane, gdzie lokalnie odnosiły niewielkie sukcesy, ale były bardzo wrażliwe na ogień z ziemi. W dodatku doskwierał im brak osłony myśliwskiej - tej samej osłony, zaniedbanej na jego rzecz. W wyniku działań wojennych stracono 56 maszyn, z czego 11 zestrzeliła Luftwaffe. Pozostałe od połowy września uciekały do Rumunii, gdzie znalazło się 26 (lub nawet 46) tych samolotów. 6-9 maszyn zdobyli Sowieci, zaś Niemcy przejęli co najmniej kilkanaście samolotów, w większości uszkodzonych i niekompletnych. Po testach Niemcy wszystkie Łosie zezłomowali, nie będąc zainteresowanymi konstrukcją.
Dużo dłuższą karierę Łosie zapisały w lotnictwie rumuńskim. Z dostępnych maszyn sformowano Grupul 4 z dwiema eskadrami - 76. i 77. Jednostka wzięła udział w oblężeniu Odessy w 1941 r., gdzie dobitnie wyszło na jaw, że samoloty mogą ataki przeprowadzać wyłącznie w nocy, bo artyleria przeciwlotnicza im szkodzi. Samoloty b----------y także Kijów i Charków. W krótkim czasie utracono 14 samolotów. Jednostkę wycofano spod Odessy w październiku 1941 r. i skierowano do szkolenia. Wiosną 1944 r. zagrożenie ze strony Armii Czerwonej było tak bliskie, że ponownie sformowano 76. eskadrę i wcielono do niej 8 pozostałych Łosi, które wzięły udział w walkach w Besarabii. W maju eskadrę wycofano do szkolenia, a po zmianie stron przez Rumunię, ruszyła ona do walki przeciwko Niemcom i Węgrom na przełomie sierpnia i września 1944 r. Ostatnich pięć Łosi utracono w wyniku węgierskiej ofensywy pod Tordą we wrześniu 1944 r. Rumuni brak ewakuacji tłumaczyli, że samoloty są w złym stanie technicznym po pięciu latach służby. Węgrzy podczas odwrotu przed kontrofensywą Armii Czerwonej samoloty wysadzili w powietrze, kończąc historię Łosia.
Problemem Łosia nie była jego konstrukcja (jak podkreślam, post nie jest krytyką samego Łosia, tylko jego idei i generała Rayskiego), tylko to, że istniał. Samolot tego typu w realiach II. połowy lat 30. Polsce nie był w ogóle potrzebny, bo w polskiej sytuacji liczyły się przede wszystkim myśliwce, których dramatycznie później brakowało we wrześniu 1939 roku. Nie bez znaczenia jest też to, że choćby Łoś był najlepszym samolotem świata - a nie był - to Polska nie byłaby w stanie wystawić go w większej ilości, niż trzy, może cztery dywizjony. Koncepcje użycia bombowców dopiero się rodziły, ledwo zakończyła się wojna w Hiszpanii, która dała jakieś bardziej miarodajne oceny - ale na zmiany było już za późno.
W efekcie postawiliśmy na bardzo drogi samolot, który wytrzepał nas z kasy (same maszyny to astronomiczna kwota 60 mln ówczesnych złotych, nie licząc kosztów projektu i testów - tak dla porządku dodam, że budowa drugiego najgłupszego wydatku wojskowego II RP, czyli dwóch oceanicznych okrętów podwodnych typu ''Orzeł'' pochłonęła 21 mln zł. Warto wspomnieć, że koszt czołgu 7TP to 231 tys. zł, a działka Bofors 37 mm - 23 tys. zł), a który ani nam się nie przydał, ani się nie sprawdził w boju. Gdyby to była maszyna eksportowa, to kto wie...
Piszę te gorzkie słowa zresztą jako wnuk weterana Września, lotnika z 5. Pułku Lotniczego, nie krytykując polskich lotników, jeno ośrodki decyzyjne, które w imię swoich ambicji i marzeń zmarnowały czas, środki i energię, które można było wykorzystać inaczej.
Autor postu: II wojna światowa w kolorze
#iiwojnaswiatowa #gruparatowaniapoziomu #qualitycontent #historiajednejfotografii #zdjeciazwojny
Akurat na moich rodzinnych terenach stacjonowały ale nie zapisały się szczególnie. Niemcy bardzo szybko zajęli lotnisko, które później wykorzystali przy ataku na ZSRR.
@Mleko_O: spoko, niestety nic się nie zmieniło....
@Mleko_O: "coś nie wyszło"... Polacy w swoim tradycyjnym geniuszu, będąc wobec ewidentnie rosnącego prawdopodobieństwa wojny na przegranej pozycji, zamiast zainwestować główne siły w b--ń defensywną (myśliwce), zrobili świetną b--ń ofensywną (bombowce), które w dodatku jak sam napisałeś
A poza tym nic się nie zmieniło, wystarczy spojrzeć co i w jakiej ilości kupujemy ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Miałem w rodzinie od strony żony człowieka, który Łosiem latał jako drugi pilot - ale przed wojną, szkolił się na instruktora, ale nie zdążył. W każdym razie jako nastoletni szczeniak trochę miałem okazji porozmawiać. I tak.
1. Nie do końca jest prawdą, że Łoś był trudny w pilotażu. Dziadek żony twierdził, że był po prostu samolotem topornym i sprawiał wrażenie ociężałego, choć był dosyć zwinny. Nie jestem pilotem, więc nie umiem tego precyzyjnie opisać, ale z grubsza zrozumiałem tyle, że stery miały bardzo duży luz (w sensie wychylenie wolantu bez żadnej reakcji) i mały zakres roboczy pod koniec maksymalnego wychylenia drążka. Niedoświadczony pilot mógł z łatwością zwalić grata na ziemię. Dziadek porównał go trochę do Wilgi - dobry pilot wyciśnie z samolotu mnóstwo, ale to nie jest sprzęt dla nowicjusza.
2. Z pełnym obciążeniem jak wpadł w korkociąg to kaplica. Najpierw trzeba było myśleć o zrzucaniu ładunku, a dopiero potem o krzyżowaniu sterów i wyprowadzaniu samolotów. O ile dobrze pamiętam, wyjście z korkociągu w pełni obciążonym samolotem wymagało co najmniej
- Powiedz mi, po co jest ten Łoś?
- Właśnie, po co, panie generale?
- Otóż to, nikt nie wie po co, więc nie musisz się obawiać, że ktoś zapyta. Wiesz co robi ten Łoś? On odpowiada żywotnym potrzebom całego społeczeństwa. To jest Łoś na skalę naszych możliwości. Ty wiesz co my robimy tym Łosiem? My otwieramy oczy niedowiarkom. Patrzcie, mówimy, to nasze, przez nas wykonane i to nie
Komentarz usunięty przez autora