Wpis z mikrobloga

Przez kilka najbliższych dni postów najprawdopodobniej nie będzie

#iiwojnaswiatowawkolorze

''Wciągnąć banderę i - na wszystkie szatany - celować dobrze!'' Dzisiaj dłużej

19 listopada 1941 roku był pogodnym dniem na zachodnim wybrzeżu Australii. Wiał lekki wietrzyk, niebo było bezchmurne. Załoga smukłego krążownika lekkiego HMAS ''Sydney'' korzystała z ładnej pogody. Część marynarzy drzemała, lub opalała się, nieliczni tylko pełnili służbę - cóż przecież mogło się wydarzyć u wybrzeży Australii, tysiące kilometrów od wojennej Europy? A nawet jeśli coś miałoby się dziać, to ''Sydney'' da popalić, każdemu, kto mu się nawinie!

Bo ''Sydney'' był chlubą australijskiej floty. Nazwany po słynnym poprzedniku, który pokonał niemieckiego ''Emdena'' u wybrzeży Wysp Kokosowych okręt już miał za sobą pełne chwały momenty. Walczył w kampanii śródziemnomorskej, podczas której zatopił włoski niszczyciel ''Espero'', a podczas bitwy u przylądka Spatha poważnie uszkodził krążownik ''Bartolomeo Colleoni'', doprowadzając do jego zatonięcia. Do okrętu przylgnął przydomek ''Grey Gladiator'', wymieniany z dumą.

''Sydney'' należał do zmodyfikowanego typu lekkich krążowników ''Leander''. Okręt miał długość 171 i szerokość 17 metrów, pełna wyporność wynosiła 8850 ton. Krążownik mógł rozwinąć prędkość 33 węzłów, a jego zasięg wynosił ponad 7100 mil. Potężne uzbrojenie było złożone z ośmiu dział kal. 152 mm, czterech dział 102 mm, 12 wielkokalibrowych karabinów maszynowych i ośmiu wyrzutni torped kal. 533 mm. Działa artylerii głównej miały zasięg 22 km i szybkostrzelność ośmiu strzałów na minutę. Jego załogę stanowiło 645 oficerów i marynarzy, dowodzonych przez doświadczonego marynarza i weterana I WŚ, komandora Josepha Burnetta.

Idylliczny dzień, kiedy ''Sydney'' wracał do bazy we Freemantle, zakłóciła smużka dymu na horyzoncie o godz. 16. Należało to sprawdzić. Na widok krążownika tajemniczy statek zawrócił i próbował ucieczki. Na próżno. ''Sydney'' rozwijał dwukrotnie większą prędkość.

Gdy Australijczycy podpływali, komandor Burnett rozkazał nadać lampą błyskową pytanie: ''jaki statek?''. Frachtowiec reagował niezdarnie, z dużym opóźnieniem, jakby ktoś z trudem analizował sygnały świetlne. Zamiast lampy, sygnały zeń podawał marynarz za pomocą flag, które co chwila wypadały mu z rąk. Australijscy marynarze gromadzili się na pokładzie z ciekawością - zawsze jakieś urozmaicenie nudnego dnia. Śmiali się i gwizdali na te ofermy, widocznie nieobyte w morskim rzemiośle. Na wszelki wypadek dziobowe wieże obrócono w stronę statku - tak, żeby postraszyć te ciamajdy.

Wreszcie statek podał nazwę - ''Straat Malakka'', holenderski frachtowiec, zmierzający do Batawii. Burnett odetchnął z ulgą - czyli sojusznicy. Zadano jeszcze jedno pytanie: numer kodowy, nadawany każdemu alianckiemu statkowi. Jednak nie było żadnej odpowiedzi. Nieco poirytowany komandor nakazał powtórzyć pytanie. Brak odzewu. Po kilku próbach wściekły komandor nakazał przygotować do startu wodnosamolot Walrus i sprawdzić z góry dziwny statek. Obie jednostki zbliżały się i teraz znajdowały się ok. tysiąca metrów od siebie, płynąc kursem równoległym. W tym samym momencie radiotelegrafista ''Sydneya'' odebrał wiadomość ze statku. Ten w panice nadawał, że został zaatakowany... przez niemiecki rajder. Ki czort? W co oni grają?!

Nagle o 17:30 na maszt ''holenderskiego'' statku wciągnięta została bandera Kriegsmarine. Chwilę później opadają klapy maskujące na burtach statku, ukazując lufy dział. Elektryczne windy podnoszą szybkostrzelne działka. Gdzieś znika niezdarność załogi - teraz, dowodzona krótkimi, urywanymi rozkazami sprawnie zajmuje swoje miejsca, obsadza działa i chwyta za skrzynki z amunicją. Potworne zaskoczenie dopada załogę ''Sydneya'', niczym lodowaty powiew wiatru. Ale nie trwa ono długo. Serie szybkostrzelnych działek i karabinów maszynowych przecięły powietrze i przestębnowały pomost bojowy ''Sydneya'', zabijając zbyt pewnego siebie komandora Burnetta i jego oficerów. Potem przeniosły ogień na gotowy do startu wodnosamolot. Samolot wybucha płomieniem, rozlewając wokół płonące paliwo. Z otworu na dziobie statku wypada srebrne, lśniące cygaro i wpada między fale. Działa w burtach otwierają ogień, trafiając raz po raz zaskoczony krążownik.

''Statkiem'' był niemiecki krążownik pomocniczy HSK ''Kormoran'', dowodzony przez wytrawnego komandora Theodora Detmersa. Ten z zimną krwią obserwował walkę z pomostu. Wiedział, że na bliskim dystansie i korzystając z efektu zaskoczenia ma szansę zniwelować przewagę australijskiego krążownika, a jego sześć starych 150-milimetrowych dział może poważnie zaszkodzić prześladowcy.

Niemieccy artylerzyści celują spokojnie, dewastując australijski okręt kolejnymi salwami. Nie mogą nie trafiać. Chwilę później pod dziobową wieżą 'A' ''Sydneya'' wyrasta słup wody - torpeda wyłącza na stałe dziobową artylerię, a okręt nabiera przechyłu. Karabiny maszynowe ''Kormorana'' omiatają pokład, wybijając zaskoczonych marynarzy i zabijając każdego, kto próbuje podejść do dział przeciwlotniczych. Niemiecki rajder, mimo miażdżącej dysproporcji sił, dzielnie walczy i gryzie butnego ''Sydneya''. Jeśli ten odpowie ogniem - to zwycięży. Burty ''Kormorana'' nie mają żadnego opancerzenia, każde trafienie może być śmiertelne.

Dopiero po dwóch minutach pierwsze pociski ''Sydneya'' opuszczają lufy rufowej wieży 'X'. Ale przyrządy nie były ustawione na tak niewielką odległość i pociski przenosi daleko za ''Kormoranem''. Dopiero po dłuższej chwili ''Sydney'' zaczął trafiać: jeden z pocisków zniszczył maszynownię ''Kormorana'', zabijając w płonącym piekle wszystkich mechaników, inny zniszczył jedno z dział 150 mm, kolejny - trafił w zbiorniki paliwa i wywołał pożar.

''Kormoran'', okryty kłębami dymu, stopuje, jednak jego działa wciąż prowadzą ogień przez 25 minut, jakby mszcząc się za ten cios na ''Sydneyu''. Później policzono, że jego działa trafiły australijski okręt ponad 90 razy. W pewnym momencie płonący ''Sydney'' wykonał zwrot, jakby próbując staranować niemieckiego korsarza. Ale nie, okręt przeszedł za rufą. Na jego pokładzie nie było widać żadnych śladów życia. Po godzinie kanonady, o 18:30 krążownik z niewielką prędkością oddalał się na południe - zniknął za horyzontem. Ogarnięty kłębami dymu, który rozżarzał się czasem na czerwono niczym ognik papierosa - to eksplodowały komory amunicyjne - nie przypominał już dumnego Gladiatora.

Komandor Detmers nakazał przerwać ogień. Pożar na pokładzie był zbyt silny. A okręt miał w ładowniach ukrytych kilkaset min, które mogły w każdej chwili eksplodować. Po nieudanych próbach ugaszenia płomieni, Detmers nakazał opuścić okręt. Jako ostatni, tuż po północy, „Kormorana” opuszcza dowódca, w niemalże ostatniej chwili. Wtedy też niemieccy marynarze, dryfując w ciemnościach, ujrzeli błysk i usłyszeli serię eksplozji – tak, przez zapewne eksplozję magazynów amunicji, dokonał żywota ich prześladowca, HMAS „Sydney”. Niedługo później eksplodował również „Kormoran”, pogrążając się w głębinach wraz z 80 członkami jego załogi.

Po kilku dniach, 318 niemieckich marynarzy wyłowiły okręty australijskie. Z liczącej 645 ludzi załogi ''Sydneya'' nie uratował się nikt. Przez lata jedynym śladem po ''Sydneyu'' była znaleziona przypadkiem, postrzelana tratwa ratunkowa, traktowana niczym relikwia. Dopiero w 2008 roku odnaleziono wraki obu okrętów.

Tak zakończyła się niezwykła bitwa, która jednemu z dowódców przyniosła śmierć, a drugiemu Krzyż Rycerski.
Jest to jedyna bitwa w historii, w której uzbrojony statek handlowy pokonał znacznie silniejszy od siebie okręt wojenny. Jest to także jedna z niewielu bitew, w której zatonęli obaj jej uczestnicy. ''Statek 41'', jak brzmiało kodowe oznaczenie ''Kormorana'', pokonał pysznego ''Gladiatora''.

Autor postu: II wojna światowa w kolorze

#iiwojnaswiatowa #gruparatowaniapoziomu #qualitycontent #historiajednejfotografii #zdjeciazwojny
Mleko_O - Przez kilka najbliższych dni postów najprawdopodobniej nie będzie

#iiwoj...

źródło: comment_NMyct6uUHGt0aekbhOOWGpxo6Dms5elA.jpg

Pobierz
  • 23
@Mleko_O Nawet nie zdawałem sobie sprawy, ale okazuje się, że jedna z fajniejszy książek mojego dzieciństwa oparta była na tym fortelu. "Wojna Trappa", pierwszorzedne I bardzo nie zobowiązujące czytadlo.
@Mleko_O: Doczytalem o tej bitwie na wiki i zwrocilo moja uwage zdanie "Obie jednostki zostały unieszkodliwione w wyniku starcia, choć Niemcy strzelali do krążownika jeszcze przez 25 minut. Następnie zaczęły się z wolna oddalać od siebie, przy czym „Kormoran” został na miejscu, a płonący „Sydney” kierował się powoli na południowy wschód, w stronę Perth, ale na pokładzie nie było widać śladów życia[2]."

Pytanie, czy jest mozliwe ze juz wtedy przewazajaca wiekszosc