Dziewiąty miesiąc dobiega pomału końca. Z oczywistych względów moje zainteresowanie wszelkimi blogami parentingowymi wzrosło ostatnio znacznie. Natrafiłam na nich na całe multum artykułów o tytułach w stylu: “Co mnie wkurza w ciąży?”, “Tego nigdy nie mów do kobiety w ciąży!”, “Nie pytaj o to kobiety w ciąży, jeśli nie chcesz żeby odgryzła ci głowę” itd. itp. w podobnym tonie. Powszechnie negatywny obraz życia kobiety w ciąży sprawił, że poczułam potrzebę napisania poniższego wpisu w ramach przeciwwagi. Tak tylko, żeby świat wiedział, że nie wszystkie kobiety w ciąży są stale #!$%@?, zirytowane i czekające tylko, żeby odgryźć komuś głowę…
Tak więc oto jest - moja osobista lista rzeczy, które mnie NIE WKURZAJĄ w ciąży:
1. Pytanie o to, kiedy termin? Niektórzy pytają po kilka razy, bo zapomnieli, że już pytali, a dalej mnie to nie wkurza. Nawet mnie to nie dziwi, ja też nie pamiętam, kiedy oni się urodzili :P
2. Pytanie mnie o to, jak się czuję? Pierwszy raz w życiu doświadczam tego, że ludzi w ogóle obchodzi to, jak się czuję. Nie mówię tu oczywiście o moich najbliższych, ale np. o sąsiadkach, pani w sklepie czy na poczcie, współpracownikach. Wydaje mi się to bardzo miłe, bo widzę, że faktycznie są ciekawi… Wiem też, że niedługo się skończy, więc napawam się póki mogę ;)
3. Pytanie o zdrowie dzidziusia Jak wyżej, dziwi mnie, jak to może wkurzać. No dobra, może gdy coś jest nie tak, to towarzyszący temu stres zmienia spojrzenie - u mnie na szczęście wszystko OK, a że sama tym właśnie obecnie żyję, to i lubię o tym mówić.
4. Dotykanie mojego brzucha Tym punktem to jestem właściwie bardzo zaskoczona, bo przed ciążą byłam pewna, że będzie mnie to wkurzać. Okazało się jednak, że ten promienny uśmiech na twarzy osoby dotykającej po prostu rozbraja ;) Sama z resztą uważam ruchy dziecka za coś tak niesamowitego, że chętnie się tym uczuciem dzielę. To i tak tylko namiastka tego, co ja dostałam :) Nadmienię, że większość ludzi pyta najpierw, czy może dotknąć - dotykanie znienacka zdarzyło mi się tylko dwa razy (sąsiadka i fryzjerka).
5. Komentowanie wyglądu mojego brzuszka Od “do twarzy ci w ciąży”, przez “o mój boże, jaka jesteś duża” po “to na pewno chłopiec, bo masz ładny brzuszek, a jak jest dziewczynka to brzuszek jest brzydki, USG się myli, ja ci mówię, bo ja tak miałam” ;) Na pierwsze reaguję uśmiechem, bo poza tym stanem nigdy nikt ci nie powie, że ładnie wyglądasz z tak wielkim brzuchem :D Na drugie mogę tylko pokiwać głową, bo faktycznie jestem duża. Z trzeciego się po prostu śmieję ;)
6. Teściowa Tu też myślałam, że będzie mnie bardziej wkurzać, a ona tymczasem jakby wyczuła, że lepiej uważać :D Ma co prawda swoje jazdy (moja mama też ma - niedawno pomysł, by karmić dziecko tylko piersią przez pół roku podsumowała krótkim: “KONIEC ŚWIATA”), ale bardzo pomogło mi to, co usłyszałam w szkole rodzenia od położnych z 30letnim stażem: “Wasze mamy rodziły 30 lat temu. Wtedy były inne standardy. One nie mówią wam tych rzeczy na złość, tylko dlatego, że im tak mówiono, one tak robiły i chcą doradzić z własnego doświadczenia. I my, położne, 30 lat temu też tak robiłyśmy. Ale teraz jest 30 lat później, medycyna poszła do przodu. Nie obrażajcie się na mamy, tylko róbcie swoje”. I tak właśnie staram się podchodzić do wszelkich “mądrych rad” - wysłuchać, pokiwać głową, robić swoje.
7. Mój mąż Nie wiem, może mam taki wybitnie dobry egzemplarz ;) Prawda jest taka, że kocham go jeszcze bardziej, choć przed ciążą myślałam, że bardziej to się nie da. Gdyby nie on, to nie miałabym tej wierzgającej kupki szczęścia w brzuchu ;) Teraz jak nigdy doceniam jego wsparcie, bo sama jestem słaba, pokraczna, nawet obrócić się na drugi bok nie mogę bez stękania z wysiłku… W tym czasie on przejął na siebie wszystkie obowiązki domowe związane z jakimkolwiek wysiłkiem fizycznym (wnoszenie zakupów, przestawienie garnka z zupą) czy schylaniem. Przy okazji robiąc remont (niezbędny, żeby nam się dziecko w mieszkaniu zmieściło). I robiąc nadgodziny w pracy, żeby były pieniądze na remont. No po prostu w pale mi się nie mieści, jak mogłabym się irytować na jakieś pierdoły w stylu krzywego spojrzenia, czy że śmiał się odezwać w ogóle… Pozwolę sobie przytoczyć fragment notki z jednego z popularniejszych blogów:
nadal nie rozumiem dlaczego on (partner zwany w lekturze GG) nie rozumie, że jak tak oddycha, to mnie #!$%@?, w ogóle dziwnie się na mnie patrzy, nie wiem irytuje go czy jak, biedny w sumie przywalić mi nie może a pewnie chce, matko kochana znowu mnie ciśnie na kibel
To chyba miało być zabawne czy coś…?
I na koniec, żeby nie było za różowo, dwie rzeczy, które faktycznie mnie wkurzają:
1. Moja własna słabość i bezradność Z natury jestem osobą wysoce ceniącą sobie samodzielność, a teraz jestem totalnie zależna. Jestem też osobą aktywną, lubiącą działać, tymczasem brak mi sił. Okropnie tęsknię za bieganiem, za poczuciem siły, mocy wewnętrznej. Liczyłam na to, że sam poród mi to zrekompensuje, tymczasem… kierują mnie na cesarkę -_-’ I nic nie mogę z tym zrobić. Te uczucia są dużo trudniejsze, niż wszelkie fizycznie wyzwania. Wolałabym przebiec 3 maratony pod rząd, niż musieć prosić o zawiązanie butów (dlatego z resztą noszę buty na zamek).
2. Pytanie, kiedy idę na zwolnienie? Obecnie przybierające już formę: “Co ty tu jeszcze robisz?” Przykro to słyszeć dzień w dzień, do tego za każdym razem od innej osoby. Może coś mam nie tak w mózgu poustawiane, ale według mnie zwolnienia chorobowego się nie planuje. Jakby coś się działo, to bym poszła, a jak nic się nie dzieje, to nie idę - proste. Dlatego nie potrafię powiedzieć, kiedy idę na zwolnienie. Zresztą biorąc pod uwagę, że do terminu dwa tygodnie, to już raczej nie pójdę na zwolnienie, tylko pójdę rodzić.
Wiem, wiem, każda ciąża jest inna, każda kobieta jest inna. Nie twierdzę, że skoro ja tak mam, to wszystkie kobiety tak mają, czy powinny mieć. Chciałam tylko rzucić na tą całą ciążę światło z trochę innej strony. I nie pisałabym tego wszystkiego gdyby nie fakt, że sama natrafiłam TYLKO na opisy negatywne, kreujące kobiety w ciąży na jakieś rozhisteryzowane monstra, przy których lepiej nie oddychać. Tak więc podsumowując - mi w ciąży jest OK. Jestem ciężka, słaba, zmęczona, ale jednocześnie jestem szczęśliwa, zakochana i rozczulona. Mam dziecko w brzuchu :) i za nic bym tego nie oddała. Jakby mi ktoś zaproponował, że ponosi je za mnie, to bym odganiała kijem ;)
@aurelll: połowa blogów jest pisana przez osoby chcące się dowartościować a nie mające bladego pojęcia o czym piszą, więcej szkody niż pożytku przynoszą. Zdrowia dla Ciebie i małego :-)
@aurelll: jestem w 35 tc, nigdy nie słyszałam nawet o takich bzdurach, za brzuch mnie tylko teściowa łapie nagle, ale nikt obcy nigdy, a sama teściowa mnie tylko zaskakuje tym, nie wkurza. Mnie drażnią tylko dwie rzeczy: - kiedy ludzie myślą, że chcę się gdzieś wepchnąć i pół biedy, że mnie tylko ignorują, gorzej, jak dwa razy prawie zarobiłam w brzuch. Raz od starszej pani łokciem, bo bardzo źle się
@aurelll ogólnie niewiele rzeczy mnie denerwowało w ciąży (no może poza zgaga i bezsennością), ale kiedy minął termin porodu a nic się nie ruszało to dosłownie wkurzało mnie wszystko, nawet kierunek wiatru xD a już najbardziej pytanie "to ty jeszcze nie urodziłaś?". Także z całego serca życzę ci nie przenosić ciąży bo każdy dzień po terminie trwa miesiąc :P moja teściowa dostała zawału prawie na wieść, że do 6 miesiąca będę
Co do kolejek to feel you bro! Najzabawniej jest, jak w supermarkecie otwierają nową kasę i robi się wielkie ruszenie, ludzie pędzący, żebym przypadkiem się nie wepchnęła... Gdzie mi kompletnie nie w głowie jakieś wyścigi ;) Choć
@aurelll: zgadzam się z Tobą, z tym, że mnie dotykanie mojego brzucha wkurzało. Nie było nic gorszego, a czeka mnie to znowu, ponieważ jestem w drugiej ciąży.
I też mnie wkurzała moja niemoc, brak sił fizycznych, nogi mi puchły, męczyłam się, a pod koniec jeszcze jakby przymglony umysł. I tak pod tym względem najgorzej było w czasie porodu. Umysłowo byłam bezwolną owieczką.
Wiecie co wsm wolałabym się spotykać z takim przegrywem niż z oskarkiem bo taki oskarek zazwyczaj zdradliwa bestia jest xD I zdradza z każdą juleczka która napotka ( ͡°ʖ̯͡°)
Dziewiąty miesiąc dobiega pomału końca. Z oczywistych względów moje zainteresowanie wszelkimi blogami parentingowymi wzrosło ostatnio znacznie. Natrafiłam na nich na całe multum artykułów o tytułach w stylu: “Co mnie wkurza w ciąży?”, “Tego nigdy nie mów do kobiety w ciąży!”, “Nie pytaj o to kobiety w ciąży, jeśli nie chcesz żeby odgryzła ci głowę” itd. itp. w podobnym tonie. Powszechnie negatywny obraz życia kobiety w ciąży sprawił, że poczułam potrzebę napisania poniższego wpisu w ramach przeciwwagi. Tak tylko, żeby świat wiedział, że nie wszystkie kobiety w ciąży są stale #!$%@?, zirytowane i czekające tylko, żeby odgryźć komuś głowę…
Tak więc oto jest - moja osobista lista rzeczy, które mnie NIE WKURZAJĄ w ciąży:
1. Pytanie o to, kiedy termin?
Niektórzy pytają po kilka razy, bo zapomnieli, że już pytali, a dalej mnie to nie wkurza. Nawet mnie to nie dziwi, ja też nie pamiętam, kiedy oni się urodzili :P
2. Pytanie mnie o to, jak się czuję?
Pierwszy raz w życiu doświadczam tego, że ludzi w ogóle obchodzi to, jak się czuję. Nie mówię tu oczywiście o moich najbliższych, ale np. o sąsiadkach, pani w sklepie czy na poczcie, współpracownikach. Wydaje mi się to bardzo miłe, bo widzę, że faktycznie są ciekawi… Wiem też, że niedługo się skończy, więc napawam się póki mogę ;)
3. Pytanie o zdrowie dzidziusia
Jak wyżej, dziwi mnie, jak to może wkurzać. No dobra, może gdy coś jest nie tak, to towarzyszący temu stres zmienia spojrzenie - u mnie na szczęście wszystko OK, a że sama tym właśnie obecnie żyję, to i lubię o tym mówić.
4. Dotykanie mojego brzucha
Tym punktem to jestem właściwie bardzo zaskoczona, bo przed ciążą byłam pewna, że będzie mnie to wkurzać. Okazało się jednak, że ten promienny uśmiech na twarzy osoby dotykającej po prostu rozbraja ;) Sama z resztą uważam ruchy dziecka za coś tak niesamowitego, że chętnie się tym uczuciem dzielę. To i tak tylko namiastka tego, co ja dostałam :) Nadmienię, że większość ludzi pyta najpierw, czy może dotknąć - dotykanie znienacka zdarzyło mi się tylko dwa razy (sąsiadka i fryzjerka).
5. Komentowanie wyglądu mojego brzuszka
Od “do twarzy ci w ciąży”, przez “o mój boże, jaka jesteś duża” po “to na pewno chłopiec, bo masz ładny brzuszek, a jak jest dziewczynka to brzuszek jest brzydki, USG się myli, ja ci mówię, bo ja tak miałam” ;) Na pierwsze reaguję uśmiechem, bo poza tym stanem nigdy nikt ci nie powie, że ładnie wyglądasz z tak wielkim brzuchem :D Na drugie mogę tylko pokiwać głową, bo faktycznie jestem duża. Z trzeciego się po prostu śmieję ;)
6. Teściowa
Tu też myślałam, że będzie mnie bardziej wkurzać, a ona tymczasem jakby wyczuła, że lepiej uważać :D Ma co prawda swoje jazdy (moja mama też ma - niedawno pomysł, by karmić dziecko tylko piersią przez pół roku podsumowała krótkim: “KONIEC ŚWIATA”), ale bardzo pomogło mi to, co usłyszałam w szkole rodzenia od położnych z 30letnim stażem: “Wasze mamy rodziły 30 lat temu. Wtedy były inne standardy. One nie mówią wam tych rzeczy na złość, tylko dlatego, że im tak mówiono, one tak robiły i chcą doradzić z własnego doświadczenia. I my, położne, 30 lat temu też tak robiłyśmy. Ale teraz jest 30 lat później, medycyna poszła do przodu. Nie obrażajcie się na mamy, tylko róbcie swoje”. I tak właśnie staram się podchodzić do wszelkich “mądrych rad” - wysłuchać, pokiwać głową, robić swoje.
7. Mój mąż
Nie wiem, może mam taki wybitnie dobry egzemplarz ;) Prawda jest taka, że kocham go jeszcze bardziej, choć przed ciążą myślałam, że bardziej to się nie da. Gdyby nie on, to nie miałabym tej wierzgającej kupki szczęścia w brzuchu ;) Teraz jak nigdy doceniam jego wsparcie, bo sama jestem słaba, pokraczna, nawet obrócić się na drugi bok nie mogę bez stękania z wysiłku… W tym czasie on przejął na siebie wszystkie obowiązki domowe związane z jakimkolwiek wysiłkiem fizycznym (wnoszenie zakupów, przestawienie garnka z zupą) czy schylaniem. Przy okazji robiąc remont (niezbędny, żeby nam się dziecko w mieszkaniu zmieściło). I robiąc nadgodziny w pracy, żeby były pieniądze na remont. No po prostu w pale mi się nie mieści, jak mogłabym się irytować na jakieś pierdoły w stylu krzywego spojrzenia, czy że śmiał się odezwać w ogóle… Pozwolę sobie przytoczyć fragment notki z jednego z popularniejszych blogów:
To chyba miało być zabawne czy coś…?
I na koniec, żeby nie było za różowo, dwie rzeczy, które faktycznie mnie wkurzają:
1. Moja własna słabość i bezradność
Z natury jestem osobą wysoce ceniącą sobie samodzielność, a teraz jestem totalnie zależna. Jestem też osobą aktywną, lubiącą działać, tymczasem brak mi sił. Okropnie tęsknię za bieganiem, za poczuciem siły, mocy wewnętrznej. Liczyłam na to, że sam poród mi to zrekompensuje, tymczasem… kierują mnie na cesarkę -_-’ I nic nie mogę z tym zrobić. Te uczucia są dużo trudniejsze, niż wszelkie fizycznie wyzwania. Wolałabym przebiec 3 maratony pod rząd, niż musieć prosić o zawiązanie butów (dlatego z resztą noszę buty na zamek).
2. Pytanie, kiedy idę na zwolnienie?
Obecnie przybierające już formę: “Co ty tu jeszcze robisz?” Przykro to słyszeć dzień w dzień, do tego za każdym razem od innej osoby. Może coś mam nie tak w mózgu poustawiane, ale według mnie zwolnienia chorobowego się nie planuje. Jakby coś się działo, to bym poszła, a jak nic się nie dzieje, to nie idę - proste. Dlatego nie potrafię powiedzieć, kiedy idę na zwolnienie. Zresztą biorąc pod uwagę, że do terminu dwa tygodnie, to już raczej nie pójdę na zwolnienie, tylko pójdę rodzić.
Wiem, wiem, każda ciąża jest inna, każda kobieta jest inna. Nie twierdzę, że skoro ja tak mam, to wszystkie kobiety tak mają, czy powinny mieć. Chciałam tylko rzucić na tą całą ciążę światło z trochę innej strony. I nie pisałabym tego wszystkiego gdyby nie fakt, że sama natrafiłam TYLKO na opisy negatywne, kreujące kobiety w ciąży na jakieś rozhisteryzowane monstra, przy których lepiej nie oddychać. Tak więc podsumowując - mi w ciąży jest OK. Jestem ciężka, słaba, zmęczona, ale jednocześnie jestem szczęśliwa, zakochana i rozczulona. Mam dziecko w brzuchu :) i za nic bym tego nie oddała. Jakby mi ktoś zaproponował, że ponosi je za mnie, to bym odganiała kijem ;)
#rozowepaski #ciaza #ciazatoniechoroba #ciezarowka #ciazacontent #rodzicielstwo
Zdrowia dla Ciebie i małego :-)
Mnie drażnią tylko dwie rzeczy:
- kiedy ludzie myślą, że chcę się gdzieś wepchnąć i pół biedy, że mnie tylko ignorują, gorzej, jak dwa razy prawie zarobiłam w brzuch. Raz od starszej pani łokciem, bo bardzo źle się
Co do kolejek to feel you bro! Najzabawniej jest, jak w supermarkecie otwierają nową kasę i robi się wielkie ruszenie, ludzie pędzący, żebym przypadkiem się nie wepchnęła... Gdzie mi kompletnie nie w głowie jakieś wyścigi ;) Choć
I też mnie wkurzała moja niemoc, brak sił fizycznych, nogi mi puchły, męczyłam się, a pod koniec jeszcze jakby przymglony umysł. I tak pod tym względem najgorzej było w czasie porodu. Umysłowo byłam bezwolną owieczką.