Wpis z mikrobloga

#100obiadow

Ha, tym razem jest foto. Może nie najlepszej jakoś, ale mniej więcej widać co tam jest, a jest:

Półdupek świnki, makaron soba, cebula, pieczarki i czosnek. Czosnku dwa ząbki, więc traktując go jako przyprawe mamy danie ze składników czterech. Wliczając przyprawy byłoby tego... byłoby... Kurde dużo, nie chce mi się liczyć, z przepisem sobie można policzyć.

A więc tak. Półdupek ze świnki pocięty na plastry, moje miały tak z 4 milimetry. Dziwna liczba, 4, mogłem zaokrąglić do 5, ale to by było pół centymetra, a to brzmi tak trochę dużo, bo jest słowo centymetr, zamiast milimetr i już tak jakoś inaczej. A na pół centymetra mi one nie wyglądały. Na 3 milimetry chyba trochę za grube, więc dajmy 4. Ale po zjedzeniu i namyśle powinny być 3 albo nawet dwa. Byłoby lepsze. No nic. Jak już pokroiłem to do słoika z: olej, sos rybny, pieprz, pokrojony ząbek czosnku, trochę soku z cytryny i krem balsamiczny. Ten krem to tak z dupy, ale to jedyne co było słodkie u mnie na chacie, a trochę słodyczy tam było potrzeba. Zamiast tego lepszy byłby cukier. Zakręcić i zostawić aby się zamarynowało. Przed włożeniem do lodówki jeszcze potrząsnąłem tym mocno, aby się wszystko ładnie wymieszało. I zapomniałem o tym na godzinę, może kawałek więcej.

Dałem radę poczekać, bo zrobiłem sobie na szybko fryty. Ogarnąłem już jak je ładnie robić bez frytownicy. Olej grzejemy tak aby był super gorący, wrzucamy fryty i zmniejszamy ogień na taki mały, albo średnio mały, ale serio niech ledwo się tli. Ważne aby frytki skwierczały choć trochę. Potem wyciągamy, zwiększamy ogień i wrzucamy znowu. Jak podwójnie smażone, ładnie daje radę. Więc polecam jak macie coś marynować, a głodni jesteście.

Cebulę, drugi ząbek czosnku i pieczarki pokroiłem, cebule w piórka, pieczarki w szesnastki, czosnek drobno posiekany. Świnka na patelnie z niewielką ilością oleju, bo w marynacie olej już jest, i smażymy. W sumie to takie średnie to smażenie na początek, bo najpierw cała woda z sosu rybnego i z mięsa musi wyparować. No ale czekamy aż mięso się trochę podsmaży, a potem cebula z czosnkiem, też niech się podsmażą. Ja to nie wiem, jakiś niecierpliwy jestem i za szybko cebule wrzuciłem, mięso nie zdążyło się ładnie zarumienić, ale nic. Jakoś poszło. Potem na patelnię pieczarki. Ja wtedy całość przykryłem i podusiłem. A, może jakbym pokroił to mięso dobrze to by się jednak lepiej przysmażyło, ale już za późno. Wszystko się w środku dusi. A obok zrobiłem ten makaron soba. Ot zalałem wrzątkiem jak zupkę chińską. Jak już pieczarki, cebula i całej tej reszcie odeszły wody, płyny i inne ciecze ściągnąłem pokrywę, poczekałem aż z patelni to wyparuje i wsadziłem ten makaron. Z nim jest taki problem, że jak patelnia jest choć trochę za sucha, to się strasznie do niej klei i przypala. To dodałem ze dwie łyżki oleju.

Woka nie mam, bo jak się przeprowadziłem, to mam za małą kuchnię na woka. Za to mam patelnię z nierdzewki. Fajna sprawa, bo może skrobać, przypalać, jeździć widelcem i żadnego teflonu czy ceramiki się nie popsuje. Ale czyszczenie tego, to mnie krew i #!$%@? zalewają. Zwłaszcza, że jak tam nie ma tłuszczu to moment wszystko przywiera, chyba że ja mam patelnie #!$%@?ą. No nic, lubię ją mimo wszystko. Trochę jak z matką umiarkowaną alkoholiczką. To tak przypalania się makaronu, może na teflonie byłoby spoko.

Przepis jest to teraz walory.

Wygląd: Dałbym takie 6. Żebym miał jakiegokolwiek zielonego chwasta co by na to rzucić, to by było mocne 6, może nawet 6+, no ale przynajmniej nie wygląda jakbym już raz to zjadł. Zresztą zobaczcie se zdjęcie, co tam będę się produkował.

Smak: No i tutaj dupa. Tak mnie męczy, że tego cukru nie miałem do marynaty. Wygląd by się poprawił, bo by ładniejsze kolorki złapało i w smaku też byłoby lepsze. Ale i tak lepsze niż poprzednie obiady. 6/10 Marynata wyszła jednak fajna, ten sos rybny fajny posmak dał, takie fajne mięsne to mięsko się zrobiło. Sok z cytryny i balsamiczny możliwe że ledwo wyczuwalne, ale bez nich byłoby niepełne. A, zapomniałem, że ostrej papryki tam wsypałem. Ona też była ważna. Więc w sumie obiad całkiem w pytkę. Tylko mnie wkurza brak cukru. Normalnie to nie, bo herbaty ani kawy nie słodzę, jedyne co to przypomina mi się o nim jak trzeba do czegoś dodać przy gotowaniu. Ale wtedy zwykle już mi się nie chce wychodzić do sklepu.

To jest 3/100. Nie myślałem, że tak daleko zajdę. Wczoraj nie wrzucałem obiadu, bo w sumie zaraz zasnąłem. Ale była szakszusza, szakaszuka, szaszaska... No to jajo w pomidorach co @Hannahalla chyba kiedyś wrzucała, jak jeszcze wrzucała przepisy. Niby mało obiadowe, ale zapomniałem wyciągnąć świnki z zamrażalnika. Była na dziś.

To się trzymać, do następnego wpisu, jeśli będzie. Ale raczej będzie, bo obiad sobie zrobię, bo jeść trzeba.

No i zdjęcie
GarGalin - #100obiadow

Ha, tym razem jest foto. Może nie najlepszej jakoś, ale mni...

źródło: comment_dsIKD2sHl1sZty0bLi0pP8l9Ws0U5vxH.jpg

Pobierz
  • 4