Wpis z mikrobloga

Hej, Mirki, dzisiaj poniedziałek, więc będzie krótka historyjka z rejonu.

Miałam dzisiaj pierwszy polecony do jednego punktu na nowym rejonie. Punkt to takie starsze gospodarstwo wśród nowo wybudowanych domków jednorodzinnych na obrzeżach miasta.
Podjeżdżam pod punkt, widzę ładną skrzynkę na listy, furtkę da się otworzyć, ale nie ma na niej dzwonka do domu, zero tabliczki o groźnym psu. Otwieram furtkę, stoję przed głównymi drzwiami i pukam. Nic, cisza. Łapię za klamkę, drzwi otwarte. "Pewnie mieszka tu starsza osoba i nie słyszy pukania." - pomyślałam. Wchodzę do domu, mówię dość głośno "Dzień dobry, listonosz.", pukam w drzwi od kuchni, od jakiegoś pokoju. No kurde, nikogo nie ma. Wypisuję awizo w przedpokoju, bo może a nóż się ktoś pojawi. Awizo gotowe, otwieram główne drzwi od domu i na głoś głośne "O #!$%@?!", plus szybkie zamknięcie drzwi. Bo przed drzwiami od strony podwórka stał pies w typie berneńskiego psa pasterskiego. W typie, bo przez szparę w drzwiach dało się zobaczyć, że ma wzrost owczarka niemieckiego ale z pyska to dorosły pies (2-4 lata).
Siedzę w tym przedpokoju, co chwilę uchylając drzwi i zastanawiam się, myśląc głośno "Wyjść, czy nie wyjść, wyjść, czy nie wyjść, wyjść, czy… #!$%@?, a pamiętasz jak stary listonosz Cię uczył pierwszy tydzień i mówił: Kto nie ma dzwonka na furtce, to z góry awizo do skrzynki. No tak, pamiętam, ale na wioskach nie ma reguły… A tu nawet tabliczki nie było.".
Przez szparę w drzwiach poobserwowałam jeszcze chwilę pieska i stwierdziłam, że wyjść. Jak mnie ugryzie, to mam ubezpieczenie (wykupione dodatkowo), jak nie ugryzie, to przynajmniej zdążę roznieść jeszcze ponad 100 listów poleconych, ponad 12 emerytur i kilkanaście paczek. A znając moje szczęście, gdybym nie wyszła, to siedziałabym w tym domu pewnie do siedemnastej.
Otworzyłam drzwi od domu, wyszłam. Miałam nadzieję, że pies wejdzie do domu i go zamknę. Ale nie, pies był na tyle przytulaśny (mówimy tu o psie ponad 40kg), że przynajmniej kilka razy na mnie skoczył i objął przy tym łapami, że ledwo doczłapałam się do furtki.
I #!$%@?, raptem dziesiąty punkt doręczeń na minimum 140 tego dnia, a ja już cała uwalona w błocie.

#listoniosek

Wołam: @dzieju41 , @robertx , @TeslaX , @bkwas , @ziuaxa
  • 8
@Listoniosek: mam zle wspomnienia. Sasiedzi mieli takie wielkie niedzwiedziowate bydle i przegryzało ogrodzenie. Z rana szlam do szkoly to kilka razy na mnie napierało, sapiac jak niedźwiedź przy tym. Modliłam się zeby mnie nie zjadla. 300 metrów dalej inni ludzie mieli takiego samego psa, mega agresywnego. Raz się na mnie rzucil, zdążyłam się obrócić i wbil mi się w plecak. Uratował mnie kolega taty.
@CzarneChmury: a to może terier rosyjski. Choć możemy zgadywać, zgadywać i zagadywać ;) Ja tam pieski lubię, mam za sobą kilka lat pracy i szkoleń z nimi. Ale nie na tyle, żeby ufać każdemu pieskowi, bo Puszek nie gryzie ;)
@CzarneChmury: ja przede wszystkim nie ufam wszystkim psom z góry, dopóki nie zagwiżdżę/zatrąbię przed czyjąś bramą i nie poobserwuję wpierw psa ;) Najgorsze są gospodarstwa, gdzie jest takich kilka wolno biegających pimpków, bo one nie dość, że się wzajemnie nakręcają, to jeszcze w kupie czują się silniejsze ;)