Wpis z mikrobloga

Piątek!

Niby "o kobiecie" a tu coś więcej jednak o mężczyznach. Będzie coś o #przegryw. Dalej dział jest jeszcze bardziej ciekawy, traktuje o modelu ojca, o modelu w zaniku oraz o wadach współczesnego ojca, więc tę książkę warto wziąć do ręki.

Wpis 1
Wpis 2
Wpis 3

Czy Polki lepiej się dostosowały do nowych czasów niż mężczyźni?
Generalnie kobiety szybciej się przystosowują do zmian rzeczywistości, są bardziej elastyczne. Wystarczy spojrzeć choćby na odsetek pań studiujących, również podyplomowo. Jest ich coraz więcej, więcej niż mężczyzn. A to wynika z chęci gonienia rzeczywistości, podnoszenia kwalifikacji, coraz większych kobiecych ambicji.

Wśród panów istnieje oczywiście grupa ambitnych wilczków, którzy idą do przodu jak burza, ale jest też masa leniuchów, którym się po prostu nie chce, i bardzo trudno ich zmobilizować do walki, starań. Jeśli chodzi o rozwój, zdobywanie nowych umiejętności, to panie są dziś bardziej zdeterminowane.

Z czego to wynika?
Chodzi o zmianę emancypacyjną. W przeszłości kobieta nie musiała myśleć o przyszłości swojej i dzieci, bo miała ją zapewnioną. Utrzymywanie rodziny przez mężczyznę było sprawą honoru. Dziś to się radykalnie zmieniło, upowszechniły się rozwody, i żadna pani – ani zamężna, ani singielka – nie ma gwarancji, że za pięć, dziesięć lat będzie miał kto ją utrzymać. Kobiety, zwłaszcza te, które mają dzieci, muszą myśleć o zabezpieczeniu sobie i im bytu w przyszłości, na wszelki wypadek. Zdają sobie sprawę z tego, że nie mogą już w stu procentach liczyć ani na mężczyznę, ani na jego rodzinę, i doskonale sobie z tą świadomością radzą. Wzięły życie za bary i walczą. Kształcą się, pracują, nawet jeśli związek układa się sielankowo.

Mężczyźni nie myślą o przyszłości?
Myślą, studiują, szukają pracy, ale bez dręczących myśli o przyszłym bezpieczeństwie. Uczą się, pracują – i już. Mają pieniądze, to dobrze. Nie będą mieli, to się zastanowią. W społeczeństwie wciąż prędzej się zaakceptuje mężczyznę, który w razie kryzysu rodzinnego wyfruwa z gniazda i wynajmuje pokój w hotelu, niż kobietę. Ona ma w sobie głęboko zakorzenioną troskę o bezpieczeństwo gniazda. I w dzisiejszych czasach coraz częściej radzi sobie z nią sama. A mężczyzna myśli: „Jakby co, to moja zajmie się problemem”.

Rzeczywiście spotyka pan mężczyzn, którzy beztroskę opierają na tym, że żona zadba?
Coraz częściej. Zawsze dbała o niego mama, to teraz zadba partnerka. Panie nie pozwalają sobie na taką niefrasobliwość.
Są oczywiście mężczyźni w pełni niezależni, wychowani tradycyjnie, z przekonaniem, że radzą sobie sami. Jest rzesza samowystarczalnych singli. Na drugim biegunie są ci, którzy do 40. roku życia mieszkają z mamą, jej przynoszą pieniądze na utrzymanie, mają wikt i opierunek i świetnie się bawią. Nie mają motywacji do związania się z kobietą, skoro nikt się nimi nie zajmie tak jak mama.
Ale narastająca jest dziś ta środkowa grupa mężczyzn, skoncentrowana na swojej pracy i rozrywkach, która odpowiedzialność za bezpieczeństwo rodziny chętnie przerzuca na partnerkę. To jest pokolenie dużych chłopców, którzy znają swoje obowiązki, wiedzą, że muszą chodzić do pracy, ale po pracy oczekują już tylko dobrej zabawy.

Widział pan związek, który rozpadł się z powodu bierności mężczyzny?
Niejeden. Przypominam sobie np. parę, w której mężczyzna pojechał do USA na dwa lata zarobić, bo tu nie bardzo im się powodziło. Wydawało się, że są dopasowani, mieli już dziecko. On wrócił zza oceanu, przywiózł pieniądze, i przez kolejne dwa lata niczego nie robił. Całymi dniami oglądał telewizję albo płyty, które sobie przywiózł. Ona tego w końcu nie wytrzymała i go wyprowadziła. A to nie był zły człowiek: łagodny, dobry. Ale dla niej mężczyzna, znaczy „aktywny”. Nie mogła znieść jego nieróbstwa.

Może wpadł w depresję?
A skąd, zwyczajny leniuch.

Nie wiedziała o tym, zanim się związali?
Gdy go poznała, on miał etat w budżetówce, od 8 do 16, pracował siłą rozpędu. Złapał ten lukratywny kontrakt w USA, pojechał, nachapał się i uznał, że musi potem odpocząć.

Czemu mężczyźni tak łatwo wycofali się z pozycji fighterów, samców alfa, którzy troszczyli się o swoje samice?
Bo to wygodne! Zmieniły się role społeczne, a panom to specjalnie nie przeszkadza. Kiedyś musieli zarabiać na rodzinę, później kobiety wywalczyły sobie prawo do pracy i zarobków – czemu panowie mieli im w tym przeszkadzać?

Tu dochodzimy do modelu kobiety modliszki i mężczyzny trutnia, potrzebnego wyłącznie do zapłodnienia – skoro samica umie sama zarobić, zająć się domem i dzieckiem.
Ale jest jeszcze potrzeba miłości, i ona pozostaje bardzo wielka. Jest potrzeba seksu. Nie jesteśmy stworzeni do życia w samotności, nawet wyzwolona, niezależna kobieta potrzebuje kochać i być kochana. Nawet jeśli twierdzi, że mężczyźni są jej niepotrzebni, ja w tym słyszę płacz zranionej duszy. Każda chce być przytulona, dokochana.

I dlatego każdy leń w końcu i tak sobie znajdzie panią, która będzie go obsługiwać?
Tak, bo żaden „dochodzący” kochanek nie zapewni tego poczucia ciepłego miłosnego gniazdka, o którym kobiety marzą. Co nie zmienia faktu, że panie są świadome zagrożeń, tego, że związek może się rozpaść. I to na niej będzie spoczywać odpowiedzialność za dzieci. Wiadomo, jak jest z alimentami – ojciec może zarabiać miliony, a wykazywać oficjalnie półtora tysiąca i uchylać się od odpowiedzialności. Dlatego kobiety dbają, by w razie czego umieć zbudować swoje własne poczucie bezpieczeństwa ekonomicznego, bez mężczyzny.

Z tego wynika, że kobiety muszą być dziś silniejsze od mężczyzn, i na ogół są. W naszej rozmowie częściej wspomina pan o słabych mężczyznach niż o słabych kobietach.
Tu zgoda, bez dwóch zdań. Mężczyźni są dziś słabszą płcią. Moim zdaniem to jest kwestia kompletnego braku zahartowania. Kiedyś młody mężczyzna chciał, nie chciał szedł do wojska i wracał stamtąd mocniejszy. Dziś nawet zawodowi żołnierze wracają z pola walki z zespołem stresu pourazowego i latami liżą rany. A mówię to jako stary żołnierz. Mężczyźni są coraz słabsi psychicznie, rosną w warunkach cieplarnianych, bez konieczności mierzenia się z przeszkodami, przechodzenia przez rytuały inicjacyjne w młodości.

Kobiety rosną w tych samych co oni warunkach cieplarnianych – bez wojny, głodu, zarazy, odpukać. Dlaczego się nie rozhartowały?
Wielokrotnie wracam do czynnika macierzyństwa. Ciąża nie dotyczy mężczyzn, poród też nie, nawet jeśli panom się tak czasami wydaje. Święty Boże nie pomoże, kobieta wie, że z tym musi się uporać sama.

Pana zdaniem ten jeden epizod z życia kobiety – ciąża, poród – determinuje naszą twardszą naturę?
Tak, uważam, iż biologia obmyśliła, że z tego względu kobiety są znacznie silniejsze psychicznie. Są zdane na siebie i wiedzą o tym. Mężczyzna przy porodzie jest potrzebny mało, a przy małym dziecku często nie ma go wcale. Bezsenne noce to domena kobiet. Gorączki, biegunki, wysypki też. Mężczyźni bardzo rzadko potrafią stanąć na wysokości zadania i zdjąć z partnerki poczucie wyłącznej odpowiedzialności. Ta świadomość je hartuje.

Dlaczego tak jest?
Bo kobieta jest zaprogramowana na gniazdo; żeby w nim się krzywda małemu nie działa. Gniazdo jest dla niej priorytetem: porządek, pełna lodówka, wyprane ubranie, kupione podręczniki. Mężczyzna, jeśli źle się poczuje w tym gnieździe, bo nagle sam będzie musiał o tym wszystkim myśleć, wyfrunie. Ugnie się pod ciężarem obowiązków. Kobieta sobie na to nie pozwoli.
Niech pani spojrzy na kraje arabskie: kobiety pracują w polu czy w domu, a mężczyźni siedzą i kawę piją. I tak cały dzień. W niektórych kulturach jest większa akceptacja dla takich układów, w innych mniejsza. U nas jeszcze dość niewielka: mężczyzna, którego utrzymuje kobieta i któremu ona organizuje całe życie, nie cieszy się szacunkiem społecznym. Ale w ostatnich dekadach systematycznie wzrasta liczba związków, w których rządzą panie.

Z czego to wynika?
Moim zdaniem jest w tym wina prawdziwie nadopiekuńczych matek. Mężczyzna spod jej skrzydeł trafia pod skrzydła partnerki, która mu mamę zastępuje, we wszystkim go wyręcza. W dzieciństwie mama mu kupowała buty, koszule, gotowała, prała, prasowała, a on miał tylko się uczyć. Niczego od niego nie wymagano, nie było konsekwencji za niewypełnione obowiązki itp. Teraz ma tylko chodzić do pracy, a wszystkim innym zajmuje się żona, bo on już inaczej nie umie. Nie potrafi prowadzić swoich spraw.

Czyli taką sytuację raczej wymusza nieporadność mężczyzn, ich oczekiwanie „bycia zaopiekowanym” czy też jakaś tendencja kobiet do dominowania, wchodzenia w rolę nieustannego kierownika wycieczki?
To wszystko jest konsekwencją tzw. bezstresowego wychowania – nie daj Boże, żeby kobieta miała się związać z tak wychowywanym mężczyzną: nieodpowiedzialnym, egocentrycznym. Takiemu będzie niezwykle trudno się zmienić. Prędzej rozstanie się z partnerką, która będzie miała dość matkowania mu, i będzie szukał kolejnej matki zastępczej.
A wszystko wynika z zaniku tradycyjnych ról płciowych. Skoro kobiety poszły do pracy i zarabiają pieniądze, to mężczyźni wchodzą w rolę dużych dzieci swoich partnerek. Bo już nie muszą ponosić odpowiedzialności. A ich matki wychowały ich bezstresowo, podświadomie chcąc zagłuszyć poczucie winy, że nie mają dla synka czasu, nie poświęciły mu dość dużo uwagi, bo chodziły do pracy.

I jak mężczyźni znoszą tę nową siłę kobiet, ich rosnącą pozycję, ambicje, kwalifikacje, wykształcenie, zarobki?
To zawsze zależy od danego mężczyzny, od tego, jaką on sam osiągnął pozycję. Jeśli partner czuje się silny w swojej roli męskiej, dowartościowany, to potrafi wejść w rolę partnerską, może się cieszyć sukcesami kobiety. Natomiast jeżeli mężczyzna ma problem z zaspokajaniem swoich aspiracji, to będzie głosił pogląd, że miejscem kobiety jest kuchnia, a jeśli jakaś robi karierę w jego firmie, to na pewno przez łóżko.

A jako lekarz widzi pan u mężczyzn narastanie jakichś schorzeń, zaburzeń z powodu rosnącej pozycji kobiet?
Na pewno widać narastanie zjawiska zaniku seksu w związkach. Często jest tak, że mężczyzna, którego partnerka zdystansowała w sferze zawodowej, traci ochotę na seks. To jest mechanizm nieuświadamiany przez mężczyzn, ale często staje się on przyczyną małżeńskiej oziębłości. On unika seksu, choć ona się stara, zabiega o te kontakty. I czuje się opuszczona.

Myślałam, że panowie mogą sobie rekompensować niedostatki w karierze dominacją w łóżku. Tam mogą być tym samcem alfa.
To tak nie działa. Jeżeli kobieta lepiej sobie radzi zawodowo, mężczyzna czuje się zagrożony w swojej roli męskiej, narasta w nim frustracja. On na co dzień nie ma poczucia, że jest samcem alfa, czuje się sprowadzony do mało znaczącej roli. I jeszcze ma zaspokajać kobietę seksualnie? Niedoczekanie! Tym bardziej że dla kobiety też jest ważne, z kim idzie do łóżka, i on zdaje sobie sprawę, że mężczyzna sukcesu będzie bardziej pociągający. Im więcej kobieta ma własnych sukcesów, tym trudniej jest mężczyźnie być dla niej „kimś”. Ale wcale nie musi chodzić o pieniądze. Znam związek, w którym ona zarabia kilkakrotnie więcej niż jej partner, bo prowadzi butik z luksusowymi ciuchami. Ale on ją fascynuje erudycją, inteligencją. I wszystko gra.
Mężczyzna, który wie, że nie ma w żadnym obszarze wysokiej pozycji, rzadko będzie szczęśliwy z tego tylko powodu, że będzie świetnym kochankiem. To zadowoli tylko mężczyznę w typie Casanovy – który wie, że ma prawdziwy seksualny talent, i czerpie satysfakcję z obdarzania tym talentem swojej partnerki.
Na ogół raczej jest tak, że mężczyzna sfrustrowany w swojej męskiej roli będzie jeszcze oczekiwał, by to partnerka o niego zabiegała w sferze seksu. W ten sposób będzie się podbudowywał.

Od siebie słowem:
Byłem raz na spotkaniu w SWPS Sopot, bodajże na temat współczesnego kryzysu męskości.
Tezą było to, że po II wojnie światowej ojcowie poszli do pracy ze wsi do miast przez co stracili kontakt z synami. Wcześniej synowie "kręcili się z ojcem na podwórku" przy różnych pracach, więc ten kontakt był. Przez emigrację zarobkową matki zaczęły wychowywać synów a ojcowie stali się nieobecni, relacje znacznie się osłabiły przez co może to być też częściowo odpowiedzią na pytanie "Gdzie podziali się Ci mężczyźni". Ale to jedna z wielu przyczyn.

Fragment pochodzi z książki: Zbigniew Lew-Starowicz. „Lew-Starowicz o kobiecie”.

Lew-Starowicz o kobiecie - zachęcam do kupna
Link do lubimyczytac.pl

#zdrowyseks #zdrowerelacje #zwiazki #seks

  • 30
  • Odpowiedz
Nie wiem, czemu zakładasz a priori, że wyliczenia dotyczące czasu poświęconego na prace w domu są wypaczone?


@Gosir: ponieważ przeważnie spotykam je na jakiś dziwnych stornach mających coś tam udowodnić, niemniej jestem pewien że ze względu np. na dzieci ten czas może i będzie dłuższy. Niemniej tam gdzie zarabia się hajs faceci siedzą dłużej.

Dziękuję za opis twoich doświadczeń, jednak nie mogę się do nich odnieść, że względu na brak wartości
  • Odpowiedz
@Gosir @CukrowyWykop Dorzucę się do dyskusji
https://www.theguardian.com/world/2018/may/10/help-men-work-less-to-close-gender-pay-gap-says-thinktank

The solutions also have to come from individuals and from government. In short, men need to work fewer hours and women need to work more.

She said women were less likely to pursue promotions, and suggested employers could automatically consider employees for promotion after a given length of time in post, interview all internal candidates for vacancies, and encourage more women to apply for internal promotions. Companies could also advertise that salaries were negotiable, offer successful candidates the option of a colleague to negotiate on their behalf, and match salary offers to make sure all employees on the same level earn as much as a new
  • Odpowiedz
Kiedyś młody mężczyzna chciał, nie chciał szedł do wojska i wracał stamtąd mocniejszy. Dziś nawet zawodowi żołnierze wracają z pola walki z zespołem stresu pourazowego i latami liżą rany. A mówię to jako stary żołnierz. Mężczyźni są coraz słabsi psychicznie, rosną w warunkach cieplarnianych, bez konieczności mierzenia się z przeszkodami, przechodzenia przez rytuały inicjacyjne w młodości.


@numer_rachunku_karty: xddddd
  • Odpowiedz
@CukrowyWykop: podpunkt d to chyba wcale nie powód do dumy. Praca 80 h tygodniowo to juz bardziej niewolnictwo a jesli ktoś musi tyle pracować bo nie wyrabia się z robotą to tym gorzej.
Z perspektywy ewentualnego macierzyństwa kobiecie bardziej opłaca się pracować na UoP niż mieć własną działalność. A z doświadczenia widzę też że spora część kobiet przejmuje funkcje ksiegowo-organizacyjne w firmach swoich mężów.

Odnośnie studiów teraz nie patrzy się
  • Odpowiedz
Praca 80 h tygodniowo to juz bardziej niewolnictwo a jesli ktoś musi tyle pracować bo nie wyrabia się z robotą to tym gorzej.


@Wieczna_Konkubina: są kontrakty wynegocjowane jak wynegocjowane i tyle albo pracujesz na własnej działalności. Sorry winetu przeważnie jak chcesz się dorobić to trzeba się poświęcić.

Z perspektywy ewentualnego macierzyństwa kobiecie bardziej opłaca się pracować na UoP niż mieć własną działalność. A z doświadczenia widzę też że spora część kobiet przejmuje funkcje ksiegowo-organizacyjne w firmach swoich
  • Odpowiedz
Moim zdaniem to jest kwestia kompletnego braku zahartowania. Kiedyś młody mężczyzna chciał, nie chciał szedł do wojska i wracał stamtąd mocniejszy. Dziś nawet zawodowi żołnierze wracają z pola walki z zespołem stresu pourazowego i latami liżą rany.


@numer_rachunku_karty: Stare pokolenie zawsze się powtarza
  • Odpowiedz
@numer_rachunku_karty: No nie. Tu wyszło tak tendencyjne podejście, że masakra. A z tym wojskiem to Profesorek sam wyjawia jakieś kompleksy...

Na ogół raczej jest tak, że mężczyzna sfrustrowany w swojej męskiej roli będzie jeszcze oczekiwał, by to partnerka o niego zabiegała w sferze seksu. W ten sposób będzie się podbudowywał.


Na podstawie własnych obserwacji: mężczyzna, który ponosi porażki, będzie raczej unikał seksu aniżeli go oczekiwał.

Kurde, to już Freud trafiał
  • Odpowiedz
Dokładnie, z tym wojskiem to #!$%@?ł. Normalnie jakbym czytał Sebka Wyklętego na fejsie.


@panczekolady, @Defter :
Właśnie dlatego wszelkie dyrdymały psychologów czy tego pseudo-psychiatry nie traktuje jako znaczącej opinii.
Szczególnie że mówił że był w wojsku. Na dodatek dodaje PTSD w ramach potwierdzenia
  • Odpowiedz