Wpis z mikrobloga

Byłam kiedyś (okolice 2009 roku) wolontariuszką w dziennym domu wsparcia z MOPSu, w którym zajęcia miały dzieci z różnymi upośledzeniami lub niepełnosprawnościami, a także osoby starsze i dorośli z różnorakimi chorobami. W zajęciach uczestniczył też dwudziestokilkuletni chłopak na wózku (po skoku do wody na główkę), z którym ciężko było się porozumieć. Mówił bardzo powoli i niewyraźnie, a ja jako osoba waląca prosto z mostu i raczej nie użalająca się nad nikim, mówiłam mu wprost, że go nie rozumiem i łatwiej będzie jeśli to ja będę gadała a on słuchał, bo bez sensu żebym przytakiwała do bełkotu, którego nie jestem w stanie pojąć. Nie obraził się na mnie ani nie był urażony, nawet bardzo mnie lubił za to że traktuję go "normalnie", a ja częstowałam go #!$%@? spacerując po korytarzu w te i wewte, bo chłopak ten nie mógł samodzielnie jeździć wózkiem tylko ktoś musiał go pchać. Pewnego dnia mieliśmy zajęcia na świetlicy przy wycinaniu jakichś pierdółek z papieru, a on z racji niewładnych rąk tylko siedział i patrzył na innych. Powiedział wtedy swojemu wychowawcy - wielce szanowanemu panu psychologowi, że chce na korytarz, a wtedy pan wielce szanowany psycholog powiedział, że nie ma problemu po czym wywiózł chłopaka na korytarz, zostawił twarzą do ściany i wrócił do sali zamykając za sobą drzwi... ¯\_(ツ)_/¯

#truestory #zzyciawziete #niepasta #gownowpis
  • 2
@stux88: morał jest taki, że nie skacz na główkę. A drugi jest taki, że koleś chciał z panem wielce szanownym psychologiem pospacerować po korytarzu a ten go zostawił tak samego