Wpis z mikrobloga

#anonimowemirkowyznania
Mireczki, uprzedzam mega TL:DR:skrócone
Tak mnie pochłonęła wena, że strzeliłem sobie w kolano - nikt tego by nie przeczytał ( ͡° ͜ʖ ͡°) #editversion #fail

Cz. 1
Lata 90, pojawiam się ja pierwszy potomek.
Nauczyłem się czytać w wieku 3 lat, liczyć w wieku 4. Do dziś na każdej rodzinnej posiadówce słyszę jaki to Marcinek (imię zmienione) był bystry, pomysłowy i śmieszny. Jak to dziadek poszedł ze mną do banku, ja wziąłem jakąś ulotkę i zacząłem coś czytać. Facetka z banku słysząc do dziadka "A on umie czytać? ile on ma lat?". "trzy", babkę zamurowalo. U babci na działce do sąsiadki już na lvl 4, czy naleje mi pani piwa "A co ty pijesz piwo?". Ja zupełnie nieświadomy "Tak, ja lubię piwo, najbardziej Warke strong".
Innym razem u cioci lvl 3/4 coś sobie liczę, dodaję, koleżanka cioci widząc to do mamy z przerażeniem "Co pani urodziła?!".

I na tym bym nie przestał..te i inne pasty słyszę przy każdym zebraniu od rodzinki z 1 ręki. No nie powiem, zapowiadał się mały zaradny #!$%@?. Jak było jakieś spotkanie przy stole czy w rodzinie, czy ze znajomymi tam, gdzie w jednym kąciku były dzieci w drugim siedzieli dorośli, tak ja zawsze siadalem do dorosłych.
Czyli pierwsze lvl 6, pełny energii, ciekawy świata gówniak.
I tak się stało - zaczęła się szkoła. W pierwszy dzien poznałem kumpla, z którym uciekliśmy od razu ze szkoły ( ͡° ͜ʖ ͡°) (kontakt mamy do dziś). Ciągle miałem pomysły, żeby zrobić jakąś zadymę, żeby było śmiesznie, musiałem być w centrum uwagi. A to wszedłem po futrynie, na dach po drabinie. Starsi propsowali, a gimnazjalistkom śmiało tuliłem się w cycki, bo to w końcu taki mały, śmieszny i słodki( ͡° ͜ʖ͡°)

Od zawsze nie lubiłem się uczyć. W klasie najmniejszy wagowo i wzrostowo aż do 3 gim. Na WF w gałę i na dystans, najlepszy. Dodawać, odejmować, czytać umiałem już kilka lat przed wszystkimi. Do 3 klasy ortografię miałem w małym palcu, ale oczywiście ze sprawdzianu było 2/3, bo wszystkie pisownie były poprawne, ale.. nie znałem regułek, dlaczego rz czy ó.
W szkole średnio się odnajdywałem, prywatna gdzie rodziców było stać, żeby posadzić dzieci, klasy 16-18 osób.
3/4 klasy jak od 1 podstawówki tak do 3 gim wszyscy ci ponad 5.0 na koniec i wzorowe, a ja na marginesie. Ja nalegałem wówczas mamie, żeby przenieść się do szkoły sportowej i zapisać się na treningi piłkarskie, już sam z siebie byłem całkiem ładny grajek.
I zaczął się przez to poślizg, po szkole mając totalnie w dupie tę instytucję i nieodpowiadające mi towarzystwo nieświadomie wówczas uciekałem od nowego dla mnie świata pograć na kompie, albo czytałem godzinami wikipedię o historii i militariach, czy książki o tej tematyce. Popadłem jednak w nawyk, czytałem i grałem. Spadła mi samoocena, wszystkim mówiłem że jestem do niczego, że nic nie umiem.

Przyszła klasa 4 której się obawiałem. Albo coś umiałem na 100% albo na 0. Przez spędzany czas przed kompem miałem i do dziś mam ogromne problemy z koncentracją. To co mi wpadło zaraz wyleciało, setki pomysłów i przeróżnych myśli naraz O dziwo nie skończyłem jako no-life, bo dalej trzaskałem starszych na dystans, ale niestety mój skill w nożną i cała ta ciekawość świata zaczęła wygasać. Powoli traciłem zrozumienie tego świata już na lvl 10. Powtarzanie czynności, które nie mogą być dla mnie dobre, bo po prostu nie sprawiały mi przyjemności, nie wydawały się "naturalne". Pytałem dorosłych, ale po co my uczymy się takich głupich rzeczy w szkole? - Bo to będzie w gimazjum. A po co będzie w gimnazjum? - Bo będzie w liceum, potem bedzie na studiach a potem pójdziesz do pracy tylko po to, żeby przeżyć tak samo każdy kolejny dzień.

Na początku 5 kl tragedia rodzinna, wujaszek, brat taty z dnia na dzień powiesił się w garażu. Pamiętam z pierwszej osoby wszystko bardzo dobrze, byłem nie tyle co załamany, ale nie byłem w stanie po prostu przyjąć do wiadomości, że taka sytuacja miała miejsce. Cała rodzina w rozpaczy, niespodziewana śmierć, człowiek przed 40/ Ojciec twardy i zaradny chłop, zachowaniami podobny do mnie, widziałem, że długo po fakcie boryka się ze stratą. I cała 5 kl była jakaś specyficzna, samopoczucie zdawało się coraz gorsze, Czas mijał, potem końcówka podstawówki, no i egzamin. Jak wspominałem, naprawdę było mi się trudno w ogóle skupić na rzeczy. Egzamin szóstoklasisty oblałem kompletnie, chociaż świadectwo ukończyłem na 4.60 ( w tej klasie jedna z najnizszych średniej, serio). Opętał mnie wielki gniew, gdy skończył się czas, a ja byłem ledwo w połowie wiedząc, że w sali obok siedzą 3 osoby i piszą sobie egzamin dosłownie ogarnęła mnie furia. Bałem się, że nie zostanę w gimnazjum (był to zespól szkol pods i gim). Czułem się jak margines, wcześniej prosząc chociaż o spojrzenie na problem jakim był i jest mój deficyt uwagi.

Gimnazjum jakoś szło, wyniki w nauce były coraz gorsze ja byłem coraz bystrzejszy, żeby pojąć logicznie dlaczego ta szkoła jest tak niedostosowana do prawdziwej przydatnej wiedzy, dlaczego czytam, że w Finlandii edukacja wygląda tak, a tu marnuje się talenty. Ale zawsze patrzyłem do przodu, na swoje, Z rówieśnikami nie miałem zwykle tematu do rozmowy, bo kręciły mnie takie tematy jak polityka, wspomniana historia, czy nawet ekonomia, z kolei łatwiej było mi nawiązać dyskusję ze starszymi. Od dawna też, preferuje starsze różowe. W gim nie byłem już taki głośny, nadal miałem swój charakter, ale większość rzeczy po prostu tłumiłem w sobie i regularnie dostawałem gwałtownego załamania nastroju.

Koniec 3 gimnazjum, kolejna trauma, kumpel znany mi od 1 klasy podstawówki przegrywa walkę z rakiem, chociaż jeszcze kilka miesięcy temu było mówione, że guz się wchłonął. Przed śmiercią nie widziałem go dobre 2/3 tygodnie. Na pogrzebie byli tylko rodzice. Znowu doświadczyłem nie tyle co załamania, ale szoku, że po prostu nie byłem tego w stanie logicznie pojąć. Jak wtedy tak i teraz (błędnie) zadawałem sobie pytanie - gdzie tu sprawiedliwość?

Cz.2
No to zaczęła się szkoła średnia. Wydawało się, że to będzie jakaś zmiana, w końcu więcej przedmiotów które wybieram sobie sam, taki mały krok w dorosłość. Zaczęło się liceum, już w pierwszych dniach nauczyciele pokazali sobie, że nie są kimś kto mógłby być dla mnie jakimś autorytetem, osobą którą mogę śmiało zapytać, by się dowiedzieć. W klasie wielu patrzyło na mnie spod byka, najdrobniejszy, raczej skryty no to trzeba styrać.W tym okresie zacząłem się chorobliwie zamartwiać. Kolejne miesiące były coraz gorsze, monotonia zaczęła mnie dobijać. Całe ferie leżałem w łóżku i zamartwiałem się na zapas. Cały rok był pełen nieprzyjemnych sytuacji, lęku przed światem, jakby dano mi znać, że na marne próbujesz zrozumieć ten świat. Byłem zaszantażowany, drugi raz okradziony. Dowiedział się o tym mój kuzyn z chuliganki. Gość przyniósł mi fanty w zębach i nigdy więcej nie odważył się podejść.

Chociaż nigdy w rodzinie nic nie brakowało, mieszkaliśmy w domu jednorodzinnym, ja szukałem sobie kumpli na osiedlach, zawsze mnie ciągnęły bloki, rapowy klimat i ten smak życia na osiedlach. albo po prostu wtedy nie myśląc racjonalnie szukałem ucieczki, próbowałem się wybić. I wiecie co? Wkręciłem się na ośce, gdzie po zmierzchu łatwo zarobić w zęby, jednak poczułem solidarność z tymi ludźmi jak nigdy. Chociaż sam jestem dzieckiem bogatych rodziców, to brzydziłem się zachowania rówieśników z gim , czego to oni nie mają, wyścig który ma coś nowszego. Jednym słowem, banany (nie wszyscy oczywiście). Na osiedlu poznałem wielu starszych gości, czy nawet byłego wojskowego Też się zachciałem poczuć "prawilny". Jedni wybili się na handlu, inni na jumie, kolejni gdzieś się wyedukowali i jakoś wyszli na prostą. Tych których nie poznałem, tylko z ich opowieści albo polecieli z dragami, albo po prostu wpadli w sidła. I zapytalibyście. "Ale skoro nic Ci nigdy nie brakowało, to po #!$%@? zacząłeś się interesować takimi rzeczami". Bo dziś to dla mnie zajebista lekcja, a także wiele przeżyć w tych okolicach. Co jak co ale do dziś mam tam wielu znajomych i utrzymujemy dobry kontakt. A w razie jakiś tarapatów wiem, że zawsze mogę poprosić ich o pomoc. Ci co mnie niegdyś lubili zaczepiać, albo mieli za bałwana dziś się boją, albo po prostu mają szacunek. I teraz ktoś mi powie, co za #!$%@?, bo zasłania się ekipą. #!$%@?ą to jest ten co ma odwagę wykorzystywać czyjąś słabość.

Wracając, jednak było coraz gorzej, pogrążałem się w zmartwieniach, byłem za każdym razem tak rozkojarzony, że nie byłem w stanie zrobić nic produktywnego. Poza domem chodziłem jedynie na siłownię i tam odzyskiwałem resztki smaku życia. Nie umiałem zarządzać pieniędzmi, czasem, organizować się. Zawsze starałem się docenić każdy gest ze strony rodziców, chociaż z trudnością okazywałem uczucia. Powiedziałem mamie, żeby nie dawała mi więcej niż 10 zł, bo przeleci mi przez palce. Byłem tak głupi, ale tak świadomy. No i "kumpel" z klasy. Wtedy po prostu tego nie dostrzegałem, ale zwyczajna hiena. Zawsze był tym większym w ekipie, dyktował gdzie idziemy, w większości ja stawiałem piwo/pizzę, ładnie wciskał kit, że odda kwit po czym nigdy tego nie robił. Ale byłem wtedy zmanipulowany. I tak wyglądała prawie cała szkoła średnia, chciałem się wybić, moją wizją była finansowa niezależność jak najwcześniej. Nigdy nie godziłem się na to, by tyrać do 65 roku życia i potem dostać marne grosze z Zus, jeśli w ogóle dostanę, czy dożyję. Zawsze czułem i czuję, że byłem inny niż średnia. Chciałem więcej, być tym innym, szalonym, bardziej oryginalnym niż obywatel Janusz w passerati. Ale zbytnio przejmowałem się krytyką, wyrządzoną krzywdą. Zamartwianie się to nałóg jak palenie papierosów. Bardzo popadłem w ten nawyk, co zresztą miało później ogromne skutki

Z czasem nic się nie zmieniało, a wszelkie moje próby kończyły się niepowodzeniem. Miałem taki chaos w myślach, że nie byłem w stanie niczego poukładać w całość. Paliłem coraz więcej mary. Jedynie na osiedlu w ekipie przy wąsie czułem się swobodnie. Ale wypaczał mi się sens życia. Jedni powiedzą, że to od mary inni, że po prostu zakopywałem trupy w szafie aż było ich za dużo. Ja zdecydowanie opowiadam się za opcją 2.

Pojawiła się różowa. Tu już było bardzo dobrze, chociaż zdawałem sobie sprawę, że zaczynam popadać w obłęd, a samobójstwo jest czymś co mnie fascynuje , co sprawi, że przeniosę się do innego wymiaru. I tak samo, po niedługim czasie, gdy poszliśmy na domówkę do kolegi z osiedla ten ją przelizał, a ze mnie zaczęto się naśmiewać. Pół osiedla stawiło się za nim pół za mną, obecnie jest zgoda. Ta bezradność nad samym sobą, nakładające się sytuacje i codzienne rozmyślanie o skończeniu z tym cyrkiem utwierdziło mnie w przekonaniu, że chcę to zrobić. Długo się na to zbierałem, dobre 2 tygodnie. Napisałem nawet list pożegnalny co i dlaczego, gdybym już był gotowy na koniec, czekałem na impuls by przejść do rzeczy.

Nadszedł ten dzień, przed lekcją poszedłem prosto na osiedle, wszedłem na 11 piętro i swobodnie usiadłem na parapecie mając nogi w powietrzu. Ale popatrzyłem w dół i cały świat mi przeleciał przed oczami. Z jednej strony wiedziałem, że nie mam jaj żeby to zrobić z drugiej przysiągłem sobie, że już za moment będzie po wszystkim. Z windy wysiadła para starszych ludzi. Sposób w jaki zaczął negocjować ze mną jakoś sprawił, że dałem się namówić i zszedłem z parapetu. Ktoś już musiał mnie wyczaić na oknie i zadzwonić po policję, gdy ludzie Ci zaprowadzili mnie na dół pod klatką stała policja. Następnego dnia do 14 nie podniosłem się z łóżka, po czym wstałem prosto do samochodu i pojechalismy na oddział. Jednakże miałem skończone 16 lat i musiałem samodzielnie podpisać zgodę o leczenie, podpisałem. I jaki cyrk się zaczął, gdy nagle wszyscy sobie przypomnieli o mnie, po 2 dniach pobytu sprawdziłem messenger i nagle Ci, którzy zawsze nie mieli czasu gdy pytałem czy się spotkamy. Wielce "zszokowany" kumpel hiena zgrywał się do końca.

Dopiero będąc w #psychiatryku , gdzie nie mogłem mieć telefonu, internetu a przed pobytem bardzo zainteresowałem się marketingiem (nie mlm) i #krypto, a mając przy sobie tylko zeszyt, długopis i kilka książek poczułem życie na nowo. Pisałem po 6 stron dziennie, książkę przerabiałem dokładnie w niecałe 3 dni, zacząłem medytować pierwszy raz. Zmienił mi się punkt widzenia o 180 stopni, pojawiła się wizja, nabrałem skupienia i od bardzo dawna szczerze w siebie uwierzyłem. Zacząłem czerpać radość z tego, że na przepustce mogłem chodzić po trawie i patrzeć w niebo, schematy myślenia nieco się zmieniły. Pisałem wszystko, od wspomnień z pobytu poprzez wnioski jakie chcę z tego wyciągnąć, potrzeba, że muszę się zupełnie odciąć od toksycznych ludzi i plan działania na najbliższe tygodnie po wyjściu z psychiatryka. Zacząłem wierzyć w Boga, poczułem przepływ energii. Każdy dzień był ciężką pracą ze samym sobą, nad samorealizacją. Skleiłem w całość, że to co wcześniej chodziło mi po głowie już jako dzieciak jest czesto słuszne, ja po prostu uwierzyłem osobom trzecim, że zwariowałem bo nie myślę jak każdy.

Wyszedłem, tydzień później wyjechałem do pracy do wuja. Bardzo wierzyłem we wzrosty #btc, chciałem zebrać m.in na inwestycje. Nie martwiłem już się tak swoimi kompleksami, wzrostem. Były to wakacje, w tym okresie poznałem zupełnie przypadkiem gościa, który ma swoją firmę jakoś złapaliśmy temat. Zresztą to nie pierwszy raz kiedy od januszy, przecietniaków czy nauczycieli w szkole słyszałem, że nic w życiu nie osiągnę, a ilekroć od zamożnych, przedsiębiorców to, że jestem kumaty. Zaczął się ostatni rok w szkole,przygotowany na ostatni okres, wiedziałem, że muszę to tylko zdać i całe to otoczenie przy którym spadłem na dno odejdzie w przeszlość. Wróciłem na siłownię wzbogacony o konkretny plan i dietę. Uczyłem się w miarę możliwości, wszystko na 2 no i osobno do matury, bo była ważniejsza niż jakieś oceny.

Wracając, organizowałem sobie z łatwością czas, zacząłem realizować plan, inwestycje, które podpowiedziała mi dusza przynosiły kosmiczne zyski, #btc leciał pionowo, dorabiałem w programach partnerskich, taki mały e-marketing. Do końca roku stało się coś czego bym nigdy nie podejrzewał. Tak jak zawsze wierzyłem, że da się inaczej niż całą młodość spędzić w książkach ze zbędną wiedzą po czym iść do marnej pracy tak jak sobie kiedyś uroiłem tak stało się to. Codziennie idę dalej, nie zawsze jest pięknie, ale rozwiązywanie problemów przebiega inaczej. Jak na lvl 19 czuję, że jestem na tyle zabezpieczony finansowo, żeby dumnie patrzę w przyszłość. Za kilka dni zaczynam studia na psychologii w biznesie. Połączyłem studia z czymś, co już zacząłem i czymś co akceptuje moje JA. Traduje na dobre kwoty, prowadzę instagram,, mam zboczenie na punkcie psychologii sprzedaży. Dorabiam w Niemczech łatwą robotę za 2000 euro miesięcznie. Tak chwalę się, nie potrzebowałem do tego magistra, tytułu. Poznałem w odpowiednim czasie w odpowiednim miejscu człowieka, którego przekonałem charakterem i podejściem. Praca też się sprowadza do oddziaływania na psychikę klientów, bowiem budujemy sklepy od środka. Nastawienie odpowiednich kolorków, świateł, zapachów. Zawsze mnie to kręciło, takie zboczenie. No dobra, ale po cholerę ta aktywnośc na Fb/insta, kogo to w ogóle obchodzi? Ano lifestyle, po prostu sprawia mi przyjemność dzielenie się dobrą energią, jakimś zajebistym cytatem na każdy dzień na tablicy. Zaraz może polecieć się hejt, że łoo za kogo ty sie kurła uwożosz. Taaa, ale pierdoły, smuty przewijać można na tablicy godzinami i nikt się nie czepia. Tak robię to specjalnie, wywołuję ruch, reakcję, niech o mnie gadają, inni piszą jak udało mi się w młodym wieku dojść na ten etap, starsi na konwencjach pytali ze zdziwieniem ile mam lat, inni hejtują. Nie mam z tego zysku, lubię wywoływać reakcję i dyskusje .Po tych co się ze mnie śmiali nie ma śladu, mój pseudokumpel hiena jest zwykłym ćpunem do tego chowa się po mostach, sprzedał się i go szukają. Karma ;)

A jednak, coś w tym było, że już we wczesnym dzieciństwie wyróżniałem się. Byłem jakiś inny, to że opisuję jaki byłem zdolny - na podstawie opowieści rodziny, znajomych rodziny jednak nie mi oceniać.
Chociaż usiłowałem się poddać, czego żałuję najbardziej w życiu, to nigdy nie odszedłem od swojej wizji, swoich gruntownych zasad. Zawsze ufałem instyktowi, zawsze był on przy mnie na końcu głowy, podświadomość wiedziała swoje. Uwierzyłem w prawo przyciągania. Tak długo siedziało we mnie poczucie bycia innym, oczekiwanie czegoś więcej, coś podpowiadało mi, że to co jest na ogół wpajane nie jest do końca słuszne. Dziś jestem utwierdzony w tym przekonaniu.

Jeżeli dotarłeś tutaj, przyjmij moje gratulacje za cierpliwość i podziękowania, że zainteresował Cię mój punkt widzenia i historia

Dobra, nalałem wody, część uzna, że zmyślam, część stwierdzi że gadam głupoty, ale jaki jest tego wniosek, podsumowanie i morał?
Nie żałuję ani jednego przeżycia. Patrzę na to jak na lekcję, wzbogacenie doświadczenia dzięki którym nie boję się iść dalej. Jeśli dotknie to kogoś z moich młodszych członków rodziny, ja stanę murem przy tych problemach. Przykre jest to, że psychiatryk kojarzy się z miejscem, gdzie wszyscy leżą przypięci pasami do łóżka. Kiedy wiele chorób ma swoje podłoże u umysłu. Jestem utwierdzony w przekonaniu, że system pruski zabija potencjał u dzieci. Ludzi tych głównie negatywnych, zarażających mnie złą energią traktuję jako nauczycieli. Jestem przekonany, że myśli wpływają na nasze ciało, prawo przyciągania. Jesteś tym o czym myślisz większość czasu.Miałem złą samoocenę, straciłem wiarę - miałem tego skutek. No i podążanie za swoją wizją. Bo nikt jeszcze nie spełnił chociaż części swoich marzeń żyjąc według schematów. Jak można być szczęśliwym, gdy zapominamy czego pragnie nasze serducho. I mam nadzieje, że kiedyś w dalszej przyszłości mojemu dziecku i żonie nie zabraknie niczego. Oraz, że pomogę jeszcze wielu ludziom, którzy pogubili się w swojej codzienności. Udało mi się już w mniejszy lub większy sposób pomóc kilku osobom. Nie chcę za to ani grosza, ani rozgłosu.
Zdaję sobie sprawę, że jestem jeszcze na takim lvl, że ktoś mi może zaraz śmiało rzec "Gówno wiesz o życiu". No i pewnie tak jest, wszystko przede mną

To jest tylko moje spostrzeżenie, wynikające z danych sytuacji. Oczywiście zrozumiem, jak ktoś to zaneguje, tym bardziej jestem ciekaw opinii, każda z nich będzie do przemyślenia...o ile będzie zawierać jakiś poziom. Jeśli są pytania, bo tekst może być w pewnych momentach niezwięzły od razu sprostuje (pisałem głownie od razu to co mi przyszło na myśl starając to skleić na tyle, żeby dało się czytać)

Jeśli ktoś był hardcorem i to przeczytał, oczywiście jestem ciekawy spostrzeżeń zarówno tych pozytywnych jak i negatywnych.
#rozkminy #tldr #anonimowemirkowyznania #psychologia #gowniak #natchnienie #stulejacontent #biznes

Kliknij tutaj, aby odpowiedzieć w tym wątku anonimowo
Kliknij tutaj, aby wysłać OPowi anonimową wiadomość prywatną
Post dodany za pomocą skryptu AnonimoweMirkoWyznania ( https://mirkowyznania.eu ) Zaakceptował: Eugeniusz_Zua
Dodatek wspierany przez: Nie siedź w domu w ferie i w wakacje
  • 6
  • Odpowiedz