Wpis z mikrobloga

Od kilku dni jestem w Miami i to jak oni tu ludzi obsługują to jest jakiś żart. Sklepy,restauracje, bary - wszędzie oczekują napiwków 20%, a nawet się do człowieka nie uśmiechną. Zamówienie przyjmują stojąc obok stolika, patrząc w inną stronę. 15% napiwku to dla nich za mało i potrafią krzywo spojrzeć i rzucić resztą na stół. To ja już wole dać 10% w UK albo w Polsce bo się do człowieka uśmiechną i podziękują tak że aż miło. Wysłać mi tu kuchenne rewolucje bo aż mi przykro jeść.
#usa #podroze #zalesie
  • 14
@werteryzm: oczywiście, bo obowiązkowej dopłaty do ceny nie da się uznać za napiwek, mimo że wielu tak to nazywa.

Zwykła cena, tylko podzielona, identycznie jak na rachunku za gaz, wszystkie składowe trzeba zapłacić i nie ma znaczenia jak się nazywają. Aż dziwne, że w restauracjach nie wyszczególniają np. opłaty za mycie naczyń.

Napiwek ma tylko sens gdy jest dobrowolny i płaci się go za coś ponad standard.
@olektrolek: problem w tym że do tej pory wierzyłem w to ze jak już tu trafie to wszystko będzie pięknie i cacy. Jest zupełnie przeciwnie i odechciewa mi się jeść na mieście bo się czuje źle płacąc service który jest doliczony do rachunku. Za to ze przyniesie mi talerz z kuchni i nawet na mnie nie spojrzy.
@werteryzm: no i masz odpowiedz, nie jada sie w miami beach to masowa typowo pod turystow i lans, raz czy 2 mozna ale niewiecej. Po co oni maja sie starac jak i tak odwiedzaja ich tysiace turystow wiec na ruch niebeda narzekac, to samo masz w nyc na time square i okolicach. Szukaj lepiej lokalnych dobrze ocenianych knajp na yelp np.