Wpis z mikrobloga

Boję się. Dzisiaj jest dzień, w którym zakończę swój kilkuletni związek. Ale od początku.

Informacje o początkach związku, jak dla kogoś to istotne w całej tej historii:


Jak łatwo się domyślić, po jakimś czasie zaczęły się kłótnie.

Nie były one jakiejś wielkiej skali. Wiadomo - jak są dwie osoby, to nie uniknie się mniejszych czy większych różnic w zdaniu, a przez to też sprzeczek na dłuższą skalę. Z czasem było coraz gorzej. Doszło do tego, że zaczęła wyżywać się na mnie i psychicznie, i fizycznie. Jako facet z honorem nie podniosłem na nią ręki. Może to była trochę naiwność, ale poglądy to poglądy. Im częściej się to zdarzało, tym bardziej się od siebie oddalaliśmy, a ona wpadała w coraz to skrajniejsze emocje. #borderline ? Możliwe, ale jej psycholog (wizyty oczywiście wymuszałem na niej, bo sama nie widziała w sobie problemu) tego nie potwierdził. Chociaż kto wie co ona mu nagadała.

Po jednej większej kłótni, gdy wylądowałem przez nią w szpitalu (w złości rzuciła jakimś szklanym gównem obok mnie, a że byłem przy samej ścianie, to odpryski zostawiły mi trochę blizn na ramieniu, w tym jedną sporą, która jest mocno widoczna do dziś), zaczęła się ogarniać. I o ile podchodziłem do jej obietnic sceptycznie, tak naprawdę zmieniła swoje zachowanie. Już nigdy nie podniosła na mnie ręki, a następne dwa lata były naprawdę wspaniałe (gdzie kłótnie nigdy nie trwały dłużej niż godzinę, bo potrafiła się przyznać do błędu, gdy jakiś zrobiła).

Jednak ludzie całkowicie się nie zmieniają. Po tych dwóch latach znów zaczęły się odpały - tym razem tylko na poziomie psychicznym. A to fochy i kłótnie o naprawdę mało ważne rzeczy, wręcz o pierdoły. I nie, to nie było tak, że dla niej może te rzeczy były ważne - to były pierdoły typu "podobają mi się te buty" (gdzie kosztowały one mniej więcej 400 zł) lub "zjadłabym coś słodkiego" (gdzie już trzy dni z rzędu pozwalaliśmy sobie na jakieś śmieciowe jedzenie, a ona sama mówiła co chwila, że musi ograniczać takie jedzenie). Po tych słowach oczekiwała sam nie wiem czego. A słowa przypominające, że ostatnio mieliśmy jakieś większe wydatki, że musimy ograniczać te żarcie, że przecież jak chce, to może sama sobie na to uzbierać, bo ja nie jestem bankomatem, że przecież robimy oszczędności na kosztowny wyjazd - wszystkie kończyły się fochem i odzywkami typu "Spi***alaj".

Nie jestem sknerą. Często się zdarzało, że coś kupowałem. Nawet potrafiłem pożałować sobie jakiejś przyjemności, byleby tylko mieć więcej hajsu na jej zachcianki. Każdy foch i kłótnia kończyły się jej przeprosinami i słowami, że ona się stara i nie będzie już tak więcej robić. Po czym następnego dnia znów było to samo. Wystarczyło, że miałem swoje zdanie lub nie zgodziłem się na jakiś wydatek z własnej kieszeni. A ona codziennie czegoś chciała, mimo że wszystko mieliśmy. Jak w lodówce było jedzenie, to ona chciała coś innego, nawet jak drzwiczki ledwo można było zamknąć, bo tak ta lodówka była pełna. Gdy były kupowane nowe ciuchy, to i tak po kilku dniach chciała już inne, a na widok ostatnio kupionych rzeczy mówiła, że więcej ich nie założy. Mógłbym tak mnożyć tych przykładów do swojej śmierci. Zawsze coś jej nie pasowało.

Jako że wpis się strasznie wydłużył, bo przelałem tu cały swój smutek, mętlik w głowie oraz gniew, to postaram się podać jeszcze skrótowo kilka ważniejszych rzeczy.

Zaczęła nabierać masy - na co sama marudziła, ale i tak potrafiła jeść za trzech. Próby ćwiczeń (w tym ze mną, bo chciałem ją wspierać) kończyły się zazwyczaj po dwóch dniach, bo ona "zapominała" o tym, po czym znów jadła. Powoli z 9/10 (oczywiście subiektywna skala) stała się 4-5/10.

Zaczął się brak szacunku - już jej to kilka razy wypominałem i mówiłem, że zakończymy ten związek, jeżeli tak dalej będzie. Za każdym razem to na nią działało, ale po jakimś czasie brak szacunku wracał. I tak w kółko.

Zaczął się brak zaufania oraz ograniczanie wolności - nie, nie miała żadnego #bolecnaboku . Tego jestem pewien, bo mieliśmy swobodny dostęp do swoich telefonów oraz portali społecznościowych. Gdy zaczęły się jakieś losowe zarzuty z jej strony, że pewnie ją zdradzam, to oczywiście zadziałała #logikaniebieckichpaskow i ją dodatkowo sprawdziłem, tak dla spokoju ducha. Częstotliwość seksu też nie zmalała, często to ona go inicjowała. Co do ograniczania wolności, to chciała spędzać ze mną cały wolny czas, aż do nienormalnego stopnia, gdzie zacząłem tracić znajomych i pasje. Nawet jak była kłótnia, to miałem z nią spędzać czas.

Zaczęło się traktowanie jak bankomat - nie ulegałem kłótniom i nie dawałem się pod tym względem. Stanowcze nie i koniec tematu. Za każdym razem powtarzałem, że sama może sobie na coś zarobić. A jak nie ma już pieniędzy, to na cholerę wydaje je w ciągu tygodnia po wypłacie (a po opłaceniu rachunków zostaje jej jeszcze suma pozwalająca spokojnie poszaleć przez miesiąc).

Żeby jeszcze uniknąć podstawowych pytań - nie mieszkamy razem (ale blisko siebie, kilka minut drogi pieszo).

Tu dochodzimy do ostatniego tygodnia i dnia dzisiejszego. Po ostatniej kłótni, gdy znów zaczęła łamać swoje obietnice i słowa, a na koniec rzuciła tekstem "Nigdy nie będę miała dla ciebie szacunku", zacząłem ją ignorować. Może nie w stu procentach, bo odpisałem kilka razy na jej wiadomości, ale przez ostatni tydzień nie widziałem jej na oczy. Przez cały ten czas rozmyślałem czy to zakończyć. Bo mimo że ją nadal kocham (chociaż kto wie, może to tylko przywiązanie), to nie chcę z nią dłużej być. Nie chcę spędzić swojego życia będąc na łańcuchu, przemieniając się powoli w bankomat, byleby tylko dała mi święty spokój i by uniknąć kłótni. A wiem, że im dłużej będę zwlekał, tym mniej będę miał siły, by to skończyć.

Oczywiście wypisuje mi teraz codziennie, że ona się zmieni, że ona przecież nie zrobiła nic aż tak złego, w pewnym momencie nawet rzuciła tekstem, że to przeze mnie, by po kilku godzinach przeprosić za to i dalej błagać o spotkanie oraz wybaczenie. Ale ja już nie wierzę w ten związek. Nie wierzę, że ona się zmieni.

Chcę odzyskać swoje życie. Dlatego dzisiaj zakończę ten związek. Mimo, że się boję. Mimo, że mam wątpliwości. Mimo, że serce chce dalej o nią walczyć. Ale tym razem stawiam na rozum.

Trzymajcie kciuki. I dziękuję za przeczytanie moich żali, wątpliwości oraz reszty tych pisanych przez noc przemyśleń.

#zwiazki #logikarozowychpaskow #rozowepaski #niebieskiepaski #rozstanie #zalesie
  • 164
  • Odpowiedz
@fioletowy_ametyst to może być trudne, ale ja w tym wypadku również nie widzę innego wyjścia niż zerwanie. Widać, że zależy Ci mocno na tym związku, skoro próbowałeś jej pomóc (wizyty u psychologa, ćwiczenie razem) zamiast tylko prosić o zmianę. Ona się nie zmieni, bo jej jest wygodny taki styl życia, w którym Ty na wszystko przytakujesz.
  • Odpowiedz
@fioletowy_ametyst: prawdziwie męska decyzja, Mirku. Jesteś MISTRZEM. Gdyby wszyscy mieli takie spojrzenie na związki, byłoby mniej zła na świecie... Niestety, patologia potrafi spowszednieć i niewielu chce się do niej przyznać.
  • Odpowiedz
@fioletowy_ametyst: powodzenia kumplu bo przy takich sytuacjach często się odpuszcza i daje kolejną szansę, sam widzisz jak kończyły się wszystkie obietnice, więc czym dla niej jest słowo obietnica ? Wytrwałości i jeszcze raz powodzenia.
  • Odpowiedz
@fioletowy_ametyst: mialem tak samo ziomek, tez ~250km odleglosci, tez borderline u niej, tez #!$%@? cyrki, tez sie prula do mnie o byle co, tez nie miala szacunku, ja tez jej wierzylem ze sie poprawi i wogole, i wkoncu sie skonczylo po pol roku i okazalo sie ze miala kogos na miejscu drugiego, trzymaj sie, pierwsze pol roku bylo najgorsze ()
  • Odpowiedz
  • 4
@fioletowy_ametyst wydaje mi się że nie masz innego wyboru niż zerwanie tego związku. Przecież ona się nigdy nie zmieni i na zawsze już będzie tak jak teraz - zawsze będą się pojawiały takie sytuacje, a ona zawsze będzie mówić że się zmieni (no a się nie zmieni). Będzie ciężko ale ratuj siebie, swoje życie (przede wszystkim swoją psychikę, bo jak można wytrzymać z kimś takim). Powodzenia, dasz radę. Wołaj jak to
  • Odpowiedz
konto usunięte via Wykop Mobilny (Android)
  • 26
@fioletowy_ametyst: Trzymaj się, Mirku. Tylko nie zrób najgorszej rzeczy, jaką możesz zrobić: nie zmieniaj nagle zdania pod wpływem emocji. A emocji będzie spoooro, nawet jeżeli to już tylko przywiązanie ( ͡° ʖ̯ ͡°)
  • Odpowiedz
  • 10
@fioletowy_ametyst Z tego co opisaleś, to rozstanie w tej sytuacji jest najlepszym wyjściem. Jeżeli Twoje prośby, starania i walka nic nie dają przez tak długi czas, to naprawdę szkoda więcej szarpać sobie nerwów. Lepiej niestety nie będzie, bo ludzie się nigdy nie zmienią, jeżeli chęć zmiany nie wynika z ich wewnętrznych przekonać i wewnętrznych chęci. Jak widać ona, mimo Twojego wsparcia, nie chce się zmienić i się nie zmieni. Bez szacunku
  • Odpowiedz