Wpis z mikrobloga

Dziwnie jakoś dzisiaj. Zwykle w niedzielę ok godzinę po przebudzeniu do mieszkania wpadała mi bojówka karków z tesco, którzy bili mnie czerstwymi bagietkami tak długo, aż ubrałem się i poszedłem do sklepu. Dziś nic takiego się nie stało. Z przyzwyczajenia jednak poszedłem tą samą drogą, zobaczyć jak wygląda świat. Ścieżką czerstwych bagietek, jak to nazywałem. Po drodze minąłem kościół. Zwykle urzędował tam carrefour gang, który za pomocą naostrzonych głęboko mrożonych filetów z pangi nawracał wiernych na prawidłową ścieżkę ku najbliższemu sklepowi wielkopowierzchniowemu. Dalej minąłem kawiarnię i piekarnię, dziś spokojne, ale kiedyś teren na którym ekipy H&M i Reserved siłą zakładali ludziom rurki tak ciasne, że każdy by uratować jądra musiał iść natychmiast kupić nowe spodnie. Gdy dotarłem na parking tesco uderzyła mnie pustość tego miejsca. Gdzie wagony bydlęce z których wyładowywano wózkami sklepowymi klientów? Gdzie ciężarówki pełne dzieci z łapanki oddelegowanych do wykańczającej walki o życie w basenie z kulkami? Podszedłem bliżej do drzwi, otwartą dłonią dotknąłem tych wrót piekieł. Były jeszcze ciepłe od promocji.

I tylko jedna myśl wypełniła mi serce:
Jak to dobrze że to wszystko się skończyło. Dziękuję ci Jarku. Teraz mogę wreszcie pojechać z rodziną za miasto nie ryzykując ubagietkowania*

*ubagietkowanie - śmierć zadana czerstwymi bagietkami

#zakazhandlu #pasta #heheszki