Wpis z mikrobloga

@dzik_tasmanski_albo_diabel: Osobiście wolę samemu. Zapewne to tylko moje odczucie, ale po spotkaniach z grupą wyniósłem wrażenie, że ludzie nazbyt skupiają się na innych uczestnikach, przede wszystkim mówią za dużo. Relacje wymagają uwagi, która powinna być skupiona na innych doswadczeniach. Z drugiej strony nauka koncentracji wśród ludzi może się przyslużyć w sytuacjach, w których kontakt ze światem szczególnie mocno absorbuje. Bo mądrość odnajdywania tego w zgiełku, kiedy jesteśmy wciągnięci w wir codziennego
  • Odpowiedz
ludzie nazbyt skupiają się na innych uczestnikach, przede wszystkim mówią za dużo


@biliard: Jak to mówią, jak podczas medytacji sie nie mówi?
  • Odpowiedz
@raj: Nie "podczas", ale "po". Może to kwestia nastawienia, ale nie przeznaczam określenego czasu na praktykę w ścisły sposób: wtedy praktykuję, a wtedy znowuż nie. Gdy więc wstaję z siadu, przebywam z innymi, to zwyczajnie zachowuję uważność. Nie zawsze widzę potrzebę, by zrazu proponować refleksję na temat praktyki, kiedy ona wciąż trwa. Na wszystko jest czas, a sala medytacyjna to nie pizzeria czy salon wymiany poglądów.
  • Odpowiedz
Nie zawsze widzę potrzebę, by zrazu proponować refleksję na temat praktyki, kiedy ona wciąż trwa. Na wszystko jest czas, a sala medytacyjna to nie pizzeria czy salon wymiany poglądów.


@biliard: Całkowicie się z tym zgadzam, ale osobiście nie zetknąłem się z sytuacją, żeby ludzie po zakończeniu siedzenia rozmawiali na jego temat :). Czasami się gada o różnych rzeczach, jeżeli akurat wyniknie taka rozmowa (nieraz jest tak, że wszyscy sie szybko zbierają
  • Odpowiedz
@raj: Nie wiem, czy jasno się wyraziłem. Nie chodzi o treść rozmów, ale ich charakter. O ile w trakcie praktyki uważność innych daje się odnotować, tak odnosiłem wrażenie, że po wszystkim zasadnicza cześć "wyłącza praktykę". To, co napisałeś odnośnie odosobnienia, wydaje mi się bardziej rozsądne.
Grupę odpuściłem uznawszy, że uczestnictwo w znacznej mierze polega na wypełnianiu różnych pobocznych potrzeb adeptów. Przykładowo, gdy odwiedziła nas pewna nauczycielka z zewnątrz, na spotkaniu pojawiła
  • Odpowiedz
@dzik_tasmanski_albo_diabel: Swego czasu dwukrotnie zorganizowałem sobie kilka miesięcy "odosobnienia" wypozyczając domek z wychodkiem oraz studnią w lesie obok wioski (była elektryczność oraz piec kaflowy) od pewnej babci, która wieki temu wyprowadziła się do miasta. Nie miałem kompa, radia, smartfona, ale miałem książki oraz aparat fotograficzny. Bardzo chętnie bym powtórzył, ale hamują zobowiązania.
  • Odpowiedz
@dzik_tasmanski_albo_diabel: Dziwne uczucie. Na początku odczucie jakby "niedoboru bodźców". Tyle wolnego czasu, tak mało wydarzeń. Z czasem wcześniej niezauważalne rzeczy wypełniają ten brak (rozpoznałem np ptaki mieszkające w okolicach, wiedziałem, gdzie mają gniazda, drobnostki wypełniają dzień). Na końcu, po powrocie, prawdziwy nawał wszystkiego, pełno ludzi, taaaakie mnóstwo bodźców! ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Zresztą nie było to prawdziwe odosobnienie. Niekiedy kogoś spotkałem, korzystałem z lokalnego sklepu (rzadko), raz
  • Odpowiedz
@biliard: Ale solowe odosobnienie to jest praktyka o zupełnie innym charakterze niż odosobnienie w grupie. Odosobnienie grupowe jest non-stop treningiem bardzo "praktycznej" uważności, uważności na innych, czyli tego o co przede wszystkim chodzi w zen :). Czas jest bardzo ściśle wypełniony, wszystko robisz według harmonogramu i musisz bez przerwy dzielić niewielką przestrzeń z dwudziestką-trzydziestką innych osób. Generalnie żyjesz jak w klasztorze. Np. wyobraź sobie 20 osób muszących skorzystać w krótkim czasie
  • Odpowiedz