Wpis z mikrobloga

Mirki ale p------a akcja. Sesja trwa w najlepsze więc moje dni wraz ze współlokatorką spędzam na całodziennej nauce, hektolitrach kawy i przerwach na fajkę. Gdzieś o 19 zrobiłyśmy sobie pierwszą przerwę i usłyszałyśmy gdzieś między blokami miauczenie kota. Kolejna przerwa miała miejsce 15 minut temu a kot nadal miauczał. Był to piskliwy odgłos małego kotka więc zmiękło mi serce i postanowiłam szybko zrobić akcje ratunkową o 4 rano. Wzięłam kabanosy z lodówki, kazałam współlokatorce się ubierać i towarzyszyć mi w poszukiwaniach. Wyszłyśmy przed blok i podążałyśmy za odgłosami. Zaczęłam go wołać słynnym „kici kici”, współlokatorka stwierdziła, że kiedy go wołam miauczy głośnej więc mam nie przestawać. Głos dobiegał gdzieś z okolic kontenera na używana odzież. Oczywiście rzuciłam wiązankę jakimi to ludzie są chujami, że wyrzucili kota do kontenera i jeśli trzeba to po niego tam wejdę. Nagle znów słychać miauczenie jednak gdzieś z góry. Obie spojrzałyśmy na siebie zrezygnowanym spojrzeniem, że kot utknął na drzewie i dlatego tak miauczy. Zaczęłyśmy go obie głośno wołać - może zejdzie. Jednak miauczenie zrobiło się dziwne... nadal było piskliwe ale wiecie co?



  • 60
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

To nie był kotek a stara skrzypiąca gałąź poruszana przez wiatr... XD Ja jebix, dwie wariatki stojące o 4 rano z kabanosami w ręce i wołające do skrzypiące gałęzi „kici kici”


@maszpozdro: Raczej nie gałąź ale może np nietoperz. Jesteś pewna, że gałąź? Mnie raz tak nietoperz strollował, że myślałem że to kot utknął na drzewie a to k---a nietoperz tak darł japę.
  • Odpowiedz