Wpis z mikrobloga

Moje życie to jakieś pasmo porażek. Słabe dzieciństwo, rodzice raczej nie bardzo się mną interesowali. W szkole zupełnie nie szło z dziewczynami. Nie dostałem się na wymarzone studia, zresztą i tak pewnie nie maiłbym ich z czego opłacić. Jak duża część rówieśników trafiłem do miejscowego zakładu (pracowało tam 80% mieszkańców). Gniłem tam 20 lat. Po tym czasie biznes upadł a ja musiałem znaleźć nową pracę. Kłopoty finansowe się pogłębiały. Kumple mówili „Januszku, nie załamuj się, coś tam sobie zawsze znajdziesz”. W sumie zawsze dobrze mi szło za kółkiem więc pomyślałem o zawodzie taksówkarza. Musiałem tylko przeprowadzić się do większego miasta. I tak wylądowałem w Krakowie. Okazało się, że faktycznie dla dobrego kierowcy pracy nie brakuje. Szczęście wreszcie zaczęło się uśmiechać. Poznałem kobietę mojego życia (kocham Cię Grażynko), nawet udało się zdobyć i urządzić przysłowiowe cztery kąty. Czas mijał, ja dojrzewałem, na twarzy pojawił się wąs, udało się trochę odłożyć, wyposażyć mieszkanko. W salonie stanęła nowiutka meblościanka, w przedpokoju gości witała dębowa boazeria. Los jednak całkiem o mnie nie zapomniał udowadniając mi co jakiś czas gdzie moje miejsce. Oto jedna z takich sytuacji: Przyszedł moment, że musiałem odnowić badania lekarskie. W przychodni do której jesteśmy z żoną zapisani zasada jest prosta – medycyna pracy od 8:00, ale jak chcesz coś załatwić musisz stać od 5:00, inaczej nie ma szans. I tu do akcji wkracza #!$%@? budzik, który akurat tego dnia nie zadzwonił. W pewnym momencie zerwałem się z łóżka, było tuż przed 6:00. #!$%@? całą tą sytuacją wskoczyłem w ciuchy, dokumenty wrzuciłem do saszetki i pognałem do przychodni. Przede mną było już ponad 25 osób. To co się stało później rozpieprzyło mi resztę tego już podłego dnia. Wybija 7:50, może 7:55. Nagle na korytarz lekkim jak motyl kroczkiem wkracza jakiś małolat. Panisko rozgląda się i pyta sennym głosem „Czy to to medycyny pracy?”. Nie #!$%@?, koktajl-bar pomyślałem. Oczywiście wszyscy już zgromadzeni gościa wyśmiać - prawidłowo. Niech się uczy jak się żyje. Patrzę na niego i mówię „Panie tu się o 5 przychodzi, ja przyszedłem o 6:30 i patrz który jestem”. Coś tam jeszcze pożartowaliśmy z niego i tak zeszło do 8:00. Nagle z gabinetu 101 wyszła młoda całkiem do rzeczy kobitka. Kilka osób z przodu troszkę się poprzepychało, normalna sprawa – trzeba walczyć o swoje, kolejka to kolejka. Pierwszy wchodzi ten kto pierwszy w niej staną i basta. Nie minęło kilka sekund a ja słyszę, „Czy jest Pan z Krakowa?” i widzę jak ten marzyciel macha do niej ręką. Ta go woła i zaprasza do sali. Tak mnie zagotowało, że nie mogłem słowa wydusić. Myślałem, że szlag mnie na miejscu trafi. Jeszcze mijając kolejkę zadarł nos pod sufit i bezczelnie z nas drwił, panisko wielkie. Wszędzie układy i układziki. To był paskudny dzień.
Wcale nie gorsza jest historia jak rok później poszedłem do urzędu rejestrować dopiero co kupionego passata a do kolejki wepchną się jakiś internetowy cwaniaczek, ale tą opowiem ją innym razem.

#zalesie #polak #takbylo #coolstory
  • 3
  • Odpowiedz