Wpis z mikrobloga

#studia #agh #wygryw #imir #przegryw #pasta

Cześć Mireczki!
Nawet nie wiecie co się u mnie ostatnio dzieje (pewnie temu, że nie postuję co chwilę swoich zdjęć, na których to całkowicie przypadkiem założyłem "przyciasną bluzeczkę w prześwitujących spodenkach"), ale to co się odjaniepawla to przekracza już normę zwykłego #!$%@?. Jako pierwszoroczniak zawsze ciekawiło mnie, czemu każdy tak narzeka na te studia. Myślałem, że to przez wykładowców, ale jak się okazuje, to z nimi można się najzwyczajniej w świecie dogadać. Zrobi się parę zadanek lepiej, czy gorzej i nawet są zadowoleni jak próbujemy cokolwiek robić, poza chlaniem i spaniem. Ale skoro nie wykładowcy, to może sami studenci? I tu właśnie zaczyna się cała opowieść! Na wstępnie zaznaczam że nie chodzi mi tu o typowych imprezowiczów. Oni fakt, faktem oblewają najczęściej, ale spoko ziomeczki jak mieszkają kilka pokoi dalej, bo to wódeczkę poleją, a to jakąś koleżankę się pozna na domówce. Dziś się rozpiszę o typowym studencie na IMIRze. "Przecież studenci to elita intelektualna naszego kraju" - mówiłem sobie. #!$%@?. Kto pozwolił, aby taki wydział powstał? Jeszcze ten kierunek: "Mechanika i Budowa Maszyn". I czego tam się niby uczą? Jakiś #!$%@? wykresów metal - cementyt! I ja właśnie dzisiaj o tym. A dokładniej o moim współlokatorze. Nazwijmy go "Zenek", bo to przecież bardzo pasuje do takiego typowego robola #!$%@?ącego na taśmie produkcyjnej za najniższą krajową.

Koniec września: Ja niezwykle młody, silny, energiczny, strasznie przystojny, a co najważniejsze skromy mężczyzna postanowiłem pierwszy rok mojego studiowania przeżyć w akademiku. Pomimo tego, że rodzice naciskali na wynajęcie jakiejś kawalerki, to ja twardo na swoim. Przecież trzeba jakoś ludzi poznać, a najlepiej w akademiku, gdzie cisza nocna zaczyna się w sobotę o 6:00, bo niedobitki piją niedopitki, a kończy w sobotę o 6:01, kiedy to panowie ciecie z pełnym zapałem zaczynają sprzątanie grillostrefy, aby ta mogła posłużyć przynajmniej następny dzień. Jak wiadomo trzeba przyjechać z klasą. Wiec ja wraz moim starszym bratem, który już skończył studia i poszedł pracować jako informatyk do jakiejś wylęgarni szczurów. Praca niby nielekka, ale pozwoliła mi przez to przyjechać czymś lepszym od passata 1.9 w kombii, mianowicie mitsubishi outlander. Niby nic specjalnego, ale przynajmniej mamy 99,(9)% pewności że nikt nas nie wyśmieje. W końcu samuraj i te klimaty. Podjechaliśmy pod akademiki. Miejsca dużo, więc zaparkowaliśmy praktycznie pod wejściem. Wziąłem moje dwie torby i plecak, bo w sumie po co coś więcej, skoro planuję co drugi tydzień wracać do domu. Wchodzę przez drzwi do mojego nowego domu. Od razu w oczy uderza mnie pełna sterylność, oraz czuję się tak, jakby tutaj o komunie nie słyszeli. Na powitanie dostaję moją kartę mieszkańca, oraz własną pościel, która nie jest może szczytem moich oczekiwań, ale niczego więcej nie potrzebowałem. Wchodząc do mojego pokoju czułem lekkie podniecenie. W końcu zaczynam nowy etap w życiu. Mój współlokator miał przyjechać dopiero 1. października, co pozwoliło mi wybrać łóżko, oraz rozgościć się w mojej małej "willi". Szybko zleciał mi dzień na układaniu sobie planu tygodnia, jaki robieniu podstawowych zakupów. Wieczorem kiedy to postanowiłem sobie na chwilę relaksu przy grze Hotline Miami wbił mi do pokoju Seba. Prawdopodobnie największy imprezowicz w całym DS-10. Uznał, że ludzi mało, a Świeżakowi przyda się mały chrzest. Skończyło się na tym, że poznałem Olę i Paulinę, dwie niesamowite dziewczyny na 3. roku Automatyki i Robotyki, z którymi to spędziłem większość ostatnich chwil bycia w "wielkim niebycie", czyli przerwą w edukacji między maturą, a studiowaniem.

1. Października: Wstaję. Jest ciepły, choć rześki poranek. Leniwie się przeciągam. Robię głęboki wdech. Czuję się bardzo podekscytowany. Okno które zostawiłem otwarte na noc pozwoliło mi usłyszeć leniwy studencki poranek. Ludzie szli na pierwsze zajęcia w tym semestrze. Słychać było wiele okrzyków radości pierwszaków, jaki głośnie powitania starszaków. Moje pierwsze ćwiczenia miałem dopiero o 3. więc mogłem sobie dziś pozwolić spać do 9. Na śniadanie oczywiście jajka na twardo, z parówkami. Czy może być bardziej bogaty studencki posiłek? Oczywiście proste gotowanie, tutaj jest katorgą, bo zanim rozgrzeje się tutaj ta kuchenka elektryczna, to ja zdążyłbym pójść na najbliższą stację paliw, tam kupić benzynę, która posłużyła by mi jako paliwo do kuchenki a'la Bear Grylls, na której zapewne zdążyłbym zrobić posiłek dla całej żulerni która upodobała sobie chodzić w okolicach akademików. W końcu, gdzie studenci, tam puszki i szklane butelki. No cóż, mówi się trudno i używa czajnika elektrycznego. W końcu co za różnica, gdzie się wkłada jajka i parówki. Ważny jest efekt i styl. Kiedy wracałem do mojego pokoju to drzwi były otwarte. "Oho! Czyżby mój współlokator przyjechał?". Wieczorem dowiedziałem się, że ten człowiek wszedł rzucił wszystko na swoje łóżko i pobiegł na uczelnię. Jak się okazało był on spóźniony, a podobno z jego przedmiotu na zaliczenie trzeba mieć większość obecności. "Zdarza się" - myślałem.
Reszta października minęła mi w sumie spokojnie. Przez większość czasu poznawałem nowych ludzi. Chodziłem na imprezy, przez co często nie przychodziłem na wykłady o 8.00. Jak dobrze, że większość ćwiczeń mam w południe, a koledzy na kierunku bardzo chętnie udostępniają swoje notatki, przez co ja mogłem się z nich pouczyć przez popołudnie. Dużo czasu mojej nauki spędziłem z taką Anetką z mojego kierunku. Bardzo skromna dziewczyna, choć jak ośmieliła się przyjąć moje zaproszenie na wydziałówkę, to byłem aż zdziwiony, że taka szara myszka umie aż tak tańczyć! Mój współlokator Zenek natomiast całe swoje życie spędzał w pokoju. Tak naprawdę widziałem go tylko jak wychodzi na wykłady. Nawet nie wiem, czy się myje, bądź co gorsza jak się załatwia (poważnie raz z ciekawości cały dzień go śledziłem, byle by zobaczyć moment w który idzie się wypróżnić). Ogólnie to straszny creep z Zenka. Na pytanie o jego miasto rodzinne powiedział "to nieistotne". Rozumiem, że można wstydzić się małej wsi, że niby zaścianek, ale przecież już sam Kochanowski pisał "Wsi spokojna, wsi wesoła!". Co gorsza ten typ potrafił używać jednej torebki do herbaty, aż ta nie stawała się całkowicie przeźroczysta. Dodatkowo notorycznie nie zamykał drzwi do pokoju. Raz wyszedłem o 8:00 na wykłady. Spotkałem go o 12:00 w B-2, by dowiedzieć się że wyszedł po 9:00. Kiedy wróciłem o 13:00 jego ciągle nie było. Byłem lekko przerażony, kiedy otwierałem, a jakże, nie zamknięte drzwi. Przecież laptopa miałem na wierzchu, już nie wspominając o całym moim dobytku! Jak się okazało zginął tylko mój ketchup i majonez, wraz z lewym kubotem. Słyszałem różne historie, o tym jacy studenci chodzą głodni, więc to takie oczywiste, że poprawiacze smaku znikają. Bardzo mnie zszokował, czemu #!$%@? kubot? Jeszcze gdyby oba, ale tylko lewy? Jak się później na jednej domówce okazało, to ktoś wywiercił w nim otwory i zrobił sobie krzesełko pod ładowarkę. Pomysłowe, chociaż nie na tyle, żeby delikwent nie dostał ode mnie w twarz, tym bardziej, że już grało sporo %%.

Wieczór przed wydziałówką wszystkich wydziałów w listopadzie: Udało mi się! W końcu jest jakiś mały postęp w moich relacjach z Zenkiem! Udało mi się go naciągnąć na imprezę! Oczywiście jako typowy inżynier on założył starą szarą koszulkę (na szczęście miała tylko jedną dziurkę pod pachą i nie śmierdziała potem jak większość jego ubrań), a na nią flanelową koszulę. Użyczyłem mu trochę moich perfum, ażeby zdusić jego fetor. Było wręcz lepiej niż zakładałem, bo nawet był zadowolony, że wychodzi gdzieś od dłuższego czasu.

Impreza: Ja tańczę z dziewczynami od godziny. Czas więc na małą przerwę i doalkoholizowanie się. Zabieram więc Olę i Paulinę to stolika, żeby poznały mojego kolegę Zenka. Rozmowa na początku jakoś nie była zbytnio porywcza, bo mój współlokator nie wypił jeszcze żadnego malucha. Na szczęście dzięki mojemu darowi przekonywania szybko mnie dogonił, pod względem upojenia. Takiej bestii na parkiecie to dawno nie widziałem. Może miał dużo pracy na początku semestru, albo problemy rodzinne i temu był taki zamknięty? Popatrzyłem szybko w jego stronę, kiedy wróciłem do stolika, po kolejne dotankowanie. Z tego co zdążyłem zauważyć to Zenek zmierzał w naszą stronę z jakimś aniołem 9/10. Usiadł do stolika. Na początku klasyczna rozmowa. Skąd jesteś? Co lubisz jeść? Aż padło pytanie z ust tej niewiasty: "Co lubisz?". Powiedziała to z lekką nutą namiętności. "No w końcu Zenek stanie się prawdziwym mężczyzną" - pomyślałem patrząc, po tym jak zobaczyłem jego błysk w oczach. I wiecie co Mirki? Ten typ wyjeżdża że najbardziej to lubi procesy wytwarzania materiałów, a już w szczególności proces wytwarzania stali. Ja #!$%@?! Ten nawija jak #!$%@? o tym jak to wytwarza się koksik, oraz czemu gaszenie na sucho jest bardziej efektywne od gaszenia na mokro, przez co Polskie hutnictwo długo było w tyle za murzynami. Widać było że dziewczyna powoli staje się bardziej rozluzowana, a z twarzy znika cała namiętność. Nosz ja #!$%@?! Gościu skończ porównywać te piece! Gówno mnie, a tym bardziej dziewczynę o wyglądzie anioła, będzie chciała słuchać o różnicach między wielkim piecem, a EAF. Już myślałem że to koniec. Kiedy powiedział o wykresie Żelazo-Cementyt, dziewczyna krzyknęła "DOSYĆ!", po czym odeszła od stolika, biegnąc w stronę toalety. Zenek trochę się zasmucił, ale kiedy po chwili zmierzaliśmy w stronę wyjścia ta dziewczyna wróciła. Widać było po niej, że przed chwilą przeżywała burzę emocjonalną. Powiedziała tylko "Muszę z tobą pogadać", po czym szybko wyszła na pole, można by powiedzieć, wyrywając nam mojego współlokatora. Poszedłem jeszcze odprowadzić dziewczyny, którym to udało się załatwić mieszkania w "Alfie". Droga była długa, jaki powrót. Zajęło mi to dobrą godzinę. Kiedy wróciłem do pokoju zastałem, o dziwo zamknięte drzwi "Jak do tego doszło, skoro Zenek wyszedł pierwszy?". Wyciągnąłem więc swoje klucze. Delikatnie włożyłem je do zamka (przyzwyczajenia z domu, kiedy to rodzice szli spać o 22, a ja wracałem o 4 nad ranem). Nie udało mi się nawet w pełni otworzyć drzwi, kiedy to Zenek krzyknął "#!$%@?". Trzasnąłem drzwiami. Udało mi się tylko zobaczyć jak ten anioł go ujeżdża. A JEDNAK MU SIĘ UDAŁO! MISSION ACCOMPLISHED. Tylko jakim cudem on. Chłopak od #!$%@? stalownictwa mógł wyrwać taką laskę? Przyłożyłem ucho do drzwi i z wnętrza usłyszałem, takie cuda, że mam dość. Dziewczyna krzyknęła: "MÓW MI BRZYDKO". Na co Zenek: "ŻUŻEL!". "O TAK! O TAK!". "A teraz pokażę ci moje COS!". "TAK! TAK! Napełnij mnie twoją surówką Wiel... POTĘŻNY PIECU!"

Początek grudnia: Tak. Zgadza się. Ta dziewczyna również była z IMIRu. Jednak słynne powiedzonko: "Lepiej #!$%@? walić w szklanke..." nie sprawdziło się. Ogólnie to zostałem zmuszony do szybkiej ewakuacji i przejście na mieszkanie. Jednak lepiej mieć kawalerkę, niż trafić na, już parkę, fanatyków Wielkiego Pieca, którzy by kopulowali mówiąc do siebie o procesach stalowniczych.
  • 4
  • Odpowiedz