Wpis z mikrobloga

Pamiętniki Planktona - rozdział: 9
21 września 2001, piątek

Łooooo...... ale mnie łeb rwie. Ładne witaminki były w tej wodzie, kurna. Oj działo się wczoraj, działo. Straty materialne podliczać będę wieczorkiem. Stolik (kto #!$%@?ł stolik ?!), firanka, meblościanka, wazonik z Grecji Joasi, drewniany Budda za oknem, urwana deska sedesowa. #!$%@? mać.

Zaczęło się niewinnie, jak w jakimś klubie kulturalnym. 8 intelektualistów, w tym jeden na "podkładzie". Rozmowy na wysokim poziomie. Do Legii trąciliśmy 3 połóweczki, tak niewinnie, żeby doczekać do Wisełki. I zaczęło się. Jak na stadionie, przywitaliśmy gwizdami jedenastkę warszawską i oklaskami Szwedów. Siwy od razu wydarł pysk: "Legia to stara...", ale go uciszyliśmy. Kopią Warszawiaki ta piłkę, jakby im się nie chciało. Yahaya gra jak Frankowski 30 lat temu, czyli w ogóle. Szpakowski pieje z zachwytu nad Karwanem. Kurna - Legia prowadzi, właśnie Karwan. Ech, trza odpalić kolejna flaszeczkę, bo zaschło w gardłach. Jakoś nam umknęła bramka dla Szwedów. Właśnie kłóciliśmy się czy Yahaya to katolik czy muzułmanin. Nie doszliśmy do porozumienia. Przerwa to właśnie urwanie deski w kiblu. Ryżego, jak mówi, "zarzuciło" i #!$%@?ł mi deskę. Penis jeden. Druga połowa to i kolejna nasza "połowa". Legia się cosik rozegrała, sypie bramki, Kucharski nawet dwie. Tego gościa to ja nie lubię, oj Jezus Maria, jak ja go nie lubię...

Finito, 4-1. No to Legia w II rundzie. Gąska płaci Gołocie 25PLN, bo przegrał zakład.

W oczekiwaniu na Polonię, nie próżnowaliśmy, a jakże. Poszła kolejna i kolejna i kolejną zaczynaliśmy, gdy sędzia gwizdnął w Łodzi. Zaraz, w Łodzi ? Przecież tam Holendrów kilka razy więcej niż Polonistów, a nie wiem... może coś mi się pomieszało.

Tego meczu już tak nie oglądaliśmy, Pierwsza połowa jak z bicza strzelił poszła. I jednocześnie poszła meblościanka. Ryżego "zarzuciło" po raz drugi i po raz drugi skutecznie. Przegiął. Idzie do pokoju trzeźwieć z Lwem, obudzimy go na Wisłę.

Polonia 2-1 w plecki. Szkoda. Lubię Polonie, nawet. Do Wisełki coraz mniej - już tylko 2 godzinki. Zapukała Monika, ale zobaczyła towarzycho i stwierdziła, ze wraca po piwko i zaraz będzie z powrotem. Nie wróciła. I dobrze. Jeszcze komuś by odbiło i byłby kłopot. Tak oglądamy studio wyborcze, popijając wódeczkę i nawet nie zwróciliśmy uwagi jak pomiędzy Gąską i Siwym wywiązał się konflikt. #!$%@? wie, o co poszło. W każdym razie Gąska zapragnął zakończyć tą sprzeczkę, wyłączając Siwemu chwilowo wizję i fonię. Narzędziem, za pomocą którego miał tego dokonać, okazał się, ku mojemu przerażeniu, Budda z drewna, kolejny z prezentów ślubnych. Siwy, mistrz uników, stał na tle balkonu i tak Budda przeleciał koło jego łba i poszedł na parter. Gąska został kulturalnie, acz stanowczo #!$%@? z mieszkania w celu poszukiwania Buddy. Już nie wrócił.

Jest Wisełka !!! Ryzy dobudzony, przez pół pierwszej połowy dopytuje się jaki wynik. Ja wyjarałem wielką dziurę w firance. Strzeliłem papierosem i myślałem, ze wypadł za balkon. Ale myślenie nie jest moja mocną stroną. Ćmik zatrzymał się na materiale i kopcił powoli.

Wódzia, wódzia i bramka dla Hajduka. Szlag by ich, psubratów. Torcida, zajechana. Klniemy, drzemy mordy i zapewniamy Wisełkę o naszej dozgonnej miłości. Ryzy dostał w końcu w pysk, bo po raz trzeci go "zarzuciło" i po raz trzeci skutecznie. Wazonik Joasi. #!$%@? mać. O to będzie afera. Przywiozła go sobie z Grecji, ponoć jakaś staroć. Będę musiał w Cepelii podobnego poszukać.

Ja nie wiem, co z tym Ryżym. Rzuca go dziś jak Żyda po pustym sklepie. Pewnie dlatego, że na "podkładzie" przyszedł. Przerwa to i czas na kaszankę, zimna, ale dobra. Nawet Lew dostał wielka michę. Po chwili kaszanka jest w całym mieszkaniu. Posprząta się.

Bramka dla Wisły !!!! Żurawski. Szyby aż dzwonią w mieszkaniu tak się drzemy. Całujemy się jak na gej-party. Świetnie jest. Trzeba odpalić kolejną butelczynę. "Wiseeeełka ....." słychać chyba na całym osiedlu z moich okien. #!$%@?, penior Kosowski, po #!$%@? kopał tego Chorwata ? Gramy w "dychę", będzie kiepsko, zwłaszcza, że Zając wchodzi na boisko. No tak, 2-1. Ładna bramka. Wchodzi Franek, i dobrze. Zaraz koniec. "No to siup" - i nie zobaczyłem bramki. Chłopy szaleją, ja też, ale dopiero po chwili, bo aż zadławiłem się banią. 2-2 !!!! Moskalewicz, mój kochany. Podawał Zając. No cóż raz do roku to i kura zapieje.

Siwy śpiewa hymn Polski, cos mu się #!$%@?ło. Odpalamy kolejną butelkę. Już coraz gorzej z rozpoznawaniem świata.

Przytomność straciłem gdzieś koło 4 rano. Wszyscy jeszcze śpią w mieszkaniu. Tylko Lew nie. #!$%@?, muszę go na spacer wyprowadzić, bo zeżarł wczoraj tyle kaszanki, że musi wyjść... Przy okazji muszę sobie TEMPO kupić, podobno wczoraj w Wiśle grał Sunday Oliseh.

Kto #!$%@?ł stolik ?!

"Czołem Łobuziaki !" - tymi słowami powitała Monika 7 mężczyzn żłopiących piwsko pod marketem. Mężczyznami tymi byliśmy my. Nie wiem czy z butelkami w łapach i oczami jak latarnie morskie wyglądaliśmy na łobuziaków, ale miło, że nas dostrzegła. Opowiadać nawet nic nie musieliśmy, bo widok jej podkrążonych ocząt wskazywał, ze uczestniczyła z nami w nocnej libacji. Chociaż jej wcale z nami nie było. Jej jak i setki innych ludzi, którzy chyba żałują że do nas strzelać nie można. Znalazł się Gąska i drewniany Budda. Ale nie znaleźli się razem. Jak wyszedłem z Lwem na spacer, zaczepił mnie sąsiad z parteru: "Panie, to pański ten drewniany grubas ?!" - "Mój" - "To go sobie pan zabieraj sam, a nie przysyłaj jakiś bandytów, grożących mojej rodzinie". Tym bandytą grożącym rodzinie sąsiada okazał się Gąska, który w celu odbicia Buddy, przelazł przez żywopłot do ogródka sąsiada i zaczął tam buszować. Sąsiad się musiał mocno zdziwić jak zobaczył zataczającą się postać depczącą jego kwiatki. Wyleciał z wrzaskiem na co Gąska zaatakował go słownie i chyba zamierzał też ręcznie. Sąsiad duży jest, to wypchnął niskiego Gąskę poza swe terytorium, zabrał Buddę i wrócił zamykając balkon do siebie. Gąska nie dał za wygraną i przyszturmował drugi raz, a potem i trzeci. Bezskutecznie. Zaatakowałby pewnie i czwarty raz, ale przyjechała Policja i Gąska już meczu nie oglądnął. Spotkaliśmy go właśnie jak wracał z bardzo drogiego noclegu. Załamany był troszkę i strasznie spragniony. Miał do nas lekki żal, że nie przyszliśmy z odsieczą. A jak mieliśmy przyjść jak nic nie słyszeliśmy ? No, Budda się znalazł, stolik da się złożyć (okazało się że go sam rozpieprzyłem), wazonik - to Siwy powiedział, że na jutro załatwi klej, jakąś taką cholerę, ze jak sklei to i młotkiem nie rozwalisz. Nawet chyba ładniej będzie ten wazonik wyglądał taki posklejany. Meblościankę się postawi w poniedziałek, a deskę - a na #!$%@? mi deska.

Mamusia miała dziś przyjść, ale nie może. Całe szczęście.

Tak pije sobie kolejne piwko i patrzę się na Lwa i Monikę. Lew w słońcu i po kilku piwach jak wilczur nawet wygląda, a Monika, ech... Ładna jest cholera.

Kupiłem TEMPO, ale tam nic nie ma o tym, ze Oliseh w Wiśle. Przez ta wódkę już mam chyba halucynacje słuchowe.

(Piątek, gdzieś po południu, tak po 16)

"Kurna, ile cyferek....8...5..0..0..1, dobra.." "Halo!?, bonżur, aj em mąż Joasia.... Poland, telefono Joasia silvuple... poniał ?" ..tia.... #!$%@?, żabojad... " Joasia ? Cześć me szczęście... dziwisz się, że dzwonię ? A no tak sobie, stęskniłem się okrutnie... Nic nowego, w domciu ok, dbam o pieska, tak... no, bawi się cały czas, kupiłem mu takie zabawki gumowe, drogie... aha, tak się dziś psotnik jeden ucieszył, że dzwonię do jego pani, że ogonkiem strącił ten twój wazonik z Grecji... Że dosięgnął ?... no... ściągnąłem go na chwilkę z góry, bo kurze ścierałem.... ale sklei się, nawet go mogę pomalować.. ten wazonik.. Co? nie malować ?... dobra... słuchaj z czym dzwonię. otóż, pamiętasz jak oglądaliśmy tą super kuchnię za 2300 ? wyobraź sobie, że jest promocja i potaniały o 700 zeta.. tak, niebywała okazja ... więc pomyślałem, że warto skorzystać z okazji i zakupić... cieszę się, ze się ze mną zgadzasz, kochanie.. tak... właśnie.. pieniążki...... To super, że możesz przesłać tak szybko !...... no w poniedziałek byśmy z siwym pojechali, albo we wtorek .... Oczywiście, powiem mamusi... będę kończył, bo wiesz, rachunek .... dobra, ucałuje Lwa od ciebie... ja ciebie też... pa. " "uff... no dobra. .....2..1..6.. " "siwy ?! ... heh, będzie kaska... no zajebiście... w poniedziałek, jedziemy. wpadnij do mnie później to dogramy się jeszcze. no... gra... strzałka ! "

#pamietnikiplanktona
#pijzwykopem #heheszki #coolstory #truestory #wislakrakow
część 4
część 3
część 2
część 1
  • 2
  • Odpowiedz
@burgundu: gość nie dość, że miał epickie przygody to do tego styl pisania dzięki czemu cały pamiętnik się czytało na raz, na pewno nie przypuszczał, że osiągną taką popularność ale umówmy się, no bez jaj, żeby miał jeszcze więcej zajebistych przygód :D

  • Odpowiedz