Wpis z mikrobloga

„Scannerman” cz. II
Danych było już bardzo dużo i robiło się zbyt poważnie, by prowadzić dokumentację konwencjonalną. Uruchomił komputer i stosowny program. Zeskanował szkice i przepisał notatki. Miał już blisko sto szablonów twarzy z opisem, każdy poparty wieloma sprawdzonymi przykładami. Złapał się za głowę widząc, ile informacji nazbierał przez te niespełna trzy miesiące. Postanowił podzielić wszystko na grupy. Według wad i zalet, a także skali nasilenia poszczególnych cech danej mordy. Od najbardziej podobnych, do całkiem skrajnych. Zaczął zauważać pewne zależności, właściwości warunkujące inne i te wykluczające się. Do predyspozycji starał się dopisywać częste i prawdopodobne zachowania, a później możliwe scenariusze życia i poglądy. Działał także na odwrót – znając fakty na temat przedstawicieli danego szablonu twarzy – weryfikował i uzupełniał swoje dane według wiedzy. Prawdopodobieństwo dopuszczenia się różnych czynów skrajnych także znalazło swoje miejsce w bazie Waleriana. Między innymi szanse na wystąpienie zboczeń, popełnianie przestępstw, czy dokonań spektakularnych i genialnych. Każdmu modelowi twarzy wypisał kilka atrybutów najbardziej znaczących dla jego sprawy: inteligencję logiczną, wyobraźnię, temperament, podatność na czyny skrajne, pamięć, charyzmę, poczucie humoru, poziom ewentualnego zaburzenia psychicznego, a także współczynnik egoizm/empatia, oraz zło/dobro. Starał się w skali od jednego do dziesięciu, (lub od minus dziesięciu do plus dziesięciu w przypadku dwóch ostatnich) oszacować atrybuty każdej twarzy, możliwie miarodajnie.
Po wielu godzinach żmudnej i monotonnej pracy uznał, że to za trudne, zbyt skomplikowane. Jego baza coraz bardziej przypominała system tworzenia postaci z gry „Neverwinter Nights”. Nalał sobie whisky i opadł na miękki fotel. „Tych danych jest za dużo, moja mordologia jest nie mniej skomplikowana, niż inne nauki o ludzkim umyśle. To za trudne, a ja jestem zbyt omylny. Niczego nie jestem pewien. Cechy i mordy wirują mi w głowie, nie dam rady. Porwałem się z motyką na słońce i to sam”- wyżalił się na nowej karcie dziennika badań, po czym wyrwał stronę, zgniótł ją i cisnął w stronę łazienki z silnym postanowieniem podtarcia się nią. Rozumiał, że to robota dla maszyny, a nie człowieka, ale i tak wiedział, że coś wymyśli. Musi. Właśnie, dla maszyny...Spojrzał na wyjący, klekoczący wiatrakami, stary komputer. Gdyby tylko potrafił się nim na tyle biegle posługiwać... siedział i myślał. Żałował, że dzieciństwo spędził na graniu, zamiast na nauce informatyki, ale skąd miał wtedy wiedzieć, jakie otworzy to przed nim możliwości? Sam nie da rady. Potrzebował specjalisty, lecz nie znał żadnego. To musiała być osoba nadzwyczajnie inteligentna a zarazem godna zaufania, a także – co najtrudniejsze – chętna do współpracy. Rozważał możliwość napisnia ogłoszenia ze zleceniem, ale przecież nie mógł otwarcie opisać swojego celu. Myślał także o próbie podjęcia współpracy z jakąś rzetelną firmą informatyczną, jednak uznał to za zbyt ryzykowne i drogie. Nie miał jeszcze funduszy, tylko projekt, zarodek. Jak odnaleźć osobę wystarczająco zdolną, a możliwą do zwerbowania? To musiałby być ktoś mało asertywny, z bardzo rozwiniętą inteligencją logiczną i ambitny zarazem. Dyskretny geniusz informatyczny łatwy do zmanipulowania. Trudna sprzeczność. Przecież nie może tak napisać w ogłoszeniu. Skąd takiego wytrzasnąć? Gdzie szukać? Złowieszczo przemknął wzrokiem poziomo w lewo i w prawo, mrużąc powieki. „Po mordzie cię poznam, kolego” – powiedział sam do siebie.
Trzy godziny wzmożonego wysiłku umysłowego przyprawiły Waleriana o ból głowy, za to wynik był precyzyjny i jednoznaczny. Przyjrzał się dokładnie szkicowi swojego przyszłego pomocnika i podrapał po brodzie. Tak, z pewnością wyglądał na osobę, której szukał. Twarz bez wątpienia szlachetna, bystra, ale z wyraźną iskrą strachu w oczach. Zmarszczki mimiczne między brwiami sugerowały, że często je marszczył, pewnie podczas intensywnego myślenia. Usta ściśnięte – upór i determinacja. Teraz tylko znaleźć takiego orła. Wlał w gardło ostatni łyk rudej wódki i gruchnął na łóżko zaniedbując wieczorną toaletę.
Wstał wcześnie, wciąż było ciemno. Przeratłszy oczy otworzył lodówkę. Gdzieś tu był ten sok z kiszonej kapuchy. Wypił cały słój, nim zaczął się ogarniać. Szybki prysznic, tłuste śniadanie, herbatka, ząbki, tego dnia miał wolne, więc do boju. Wsiadł w sypiące się renault 21 i ruszył w stronę Uniwesytetu. Wklepał w GPS Instytut Informatyki, bo nawet nie wiedział, gdzie to jest. Długo kręcił się przed budynkiem, potem w holu, obserwując twarze studentów zmierzających na zajęcia. Przez pół dnia mijały go albo oszołomy bez krzty werwy, po których widać było, że komputery są dla nich celem, a nie narzędziem, albo zadufane dupki, które swoje studia uważały za ważniejsze od innych, jak studenci medycyny, czy prawa. Było i kilku kompletnych głupków, którzy wcale nie wyglądali na kogoś, kto byłby w stanie załapać choćby podstawy. W każdym razie właśnie to - według Waleriana - zdradzały te wszystkie twarze. Nie poddawał się jednak i wreszcie dostrzegł mordę, której szukał. Tylko dzięki niezwykłej czujności i spostrzegawczości wydłubał wzrokiem spod gęstej, nierówno przyciętej grzywki bystre, przerażone oczy, reszta pasowała idealnie. Nie wahał się. Jeśli miał rozwijać swoją naukę, czy może raczej system – musiał bezgranicznie mu (systemowi) zaufać. Podszedł do chłopaka i przedstawił się. Zapytał, na którym jest roku, w nadziei, że co najmniej trzecim. Informatyk z początku nie chciał rozmawiać, lecz zgodnie z obliczeniami Waleriana okazał się nieasertywny i dał na sobie wymusić spotkanie po zajęciach. Programista na piątym roku, kandydat idealny.
Usiedli w Krzem Cafe opodal budynku. Student od razu zaznaczył, że przyszedł tam tylko z grzeczności i nie da się na nic namówić. Walerian podejrzewał, że zapisał się na jakiś kurs typu „jak mówić nie”, albo „daj mi pieniądze, a powiem ci, jak nie dać się wykorzystywać”, ale nie stanowiło to żadnego problemu. Inteligencja społeczna nie odgrywała żadnej roli w zadaniu, jakie zamierzał mu powierzyć. Podczas dość długiej rozmowy, Walerian podjął ryzyko wyjawienia studentowi szczegółów swojego planu, oraz pokazał dane projektu, jakie juz zdobył. Wyjaśnił, czego oczekuje od Piotra, bo tak miał na imię i pytał o jego umiejętności, oraz możliwości współczejnej programistyki, o której przecież nie miał pojęcia. Padło kilka ogólnych zdań i aluzji na temat analizy rysów twarzy, mimiki, sposobów i narzędzi do odczytywania ich znaczenia, a także systemów rozpoznawania twarzy już funkcjonujących choćby w aplikacjach smartfonowych. Później Walerian rzucił kilka sugestii na temat połączenia wiedzy zawartej w jego bazie danych z możliwościami, jakie dają temu podobne systemy oraz ingerencja zdolnej grupy informatyków. Na pewnym etapie chłopak z wrażenia upuscił filiżankę.
- Ty chcesz stworzyć program do czytania w myślach!? – krzyknął na całą kawiarnię
- Zamknij się! Po pierwsze nie w myślach, tylko w cechach i intencjach, a po drugie – rozejrzał się – niektórzy już mogą mieć podobne systemy i wątpię, żeby chciały , by ktoś też je posiadł. Dlatego musimy działać dyskretnie. Wyłączyłeś telefon, jak prosiłem?

Ciekawe? Zajrzyj na https://www.facebook.com/Supertrzmiel/

#autorskie #chwalesie #scanner #superbohater #pasta #psychologia #nauka