Mirki, Postanowiłem, że podzielę się z Wami pewną przykrą historią, która przytrafiła mi się w szkole podstawowej i której efekty, tak przynajmniej mi się wydaje, odczuwał do dziś. Historia ta pokazuje, jak poprzez swoje nieprzemyślane zachowanie można pozbawić dzieciaka pewności siebie i wpłynąć na pewne jego zachowania. Trochę długie, ale zachęcam do czytania :) Sytuacja miała miejsce w klasie 1-3 szkoły podstawowej, czyli miałem ok 8-10 lat, czyli ponad 20 lat temu.. Jako fan różnego rodzaju kreskówek, m. in. Dragon Ball, genereł Daimos, bardzo często w trakcie przerw między lekcjami wraz z kolegami wygłupialiśmy się, udając przy tym różnego rodzaju śmieszne figury, wykonując pokraczne ruchy imitujące jakieś sceny walki etc. Nic wyjątkowego. Wydaje mi się, że zachowanie tego typu są normalne dla większości dzieciaków. Muszę nadmienić oczywiście, że w trakcie tych zabawa nie biliśmy się, nikomu nie działa się krzywda, wszystko przebiegało w klimacie wesołej dla wszystkich zabawy. Podczas jednej z tych zabaw mój kompan przy jednej próbie jakiegoś pseudo kopnięcia upadł na ziemię. Ja wykorzystując sytuację przyjąłem pozycje zwycięzcy :D i stanąłem nad kolegą jak nad przegranym przeciwnikiem :D nie dotykając go oczywiście w żaden sposób. Nie mam pojęcia jak to wyglądało z boku. Ale tu zaczyna się historia właściwa. Otóż po chwili poczułem mocne szarpnięcie za głowę/szyję. Ktoś cisnął mną całym impetem pod ścianę. Po obróceniu się zobaczyłem jedną z nauczycielek. Z grupy tych starszych, siejących postrach i spustoszenie wśród biegających po korytarzu gówniaków. Zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć dostałem z otwartej w twarz, a do moich uszu dotarł ponury warkot tej starej prukwy (mniej więcej): - STARA PRUKWA: CHCESZ GO ZABIĆ? -JA: ale ja nic.....JEB! KOLEJNY LIŚĆ... -SP: KOPAŁEŚ GO PO GŁOWIE! J: (w myślach zupełnie #!$%@?, przestraszony, w oczach już powoli szklanki) ale ja naprawdę nie...KOLEJNY LIŚĆ. Zostałem chwycony najpierw za kark, potem za ucho, które zostało delikatnie naderwane (ulubiony sweter też mi podarła stara #!$%@?) i zaprowadzony do mojej wychowawczyni. Oczywiście przez całą drogę, a było to skrzydło po drugiej stronie budynku, musiałem słuchać, że jestem bandytą. Pamiętam, że moje serce z przerażenia waliło jak oszalałe. Nie do końca ogarniałem co się dzieje. Byłem mega przestraszony, spanikowany, obolały. Generalnie mega traumatyczne przeżycie. Jak dotarliśmy do mojej klasy to stara prukwa przedstawiła całe zajście mojej wychowawczyni. Oczywiście na swój sposób. Nie pozwalając mi czegokolwiek powiedzieć. Chociaż z tego przerażenia to chciało mi się tylko płakać, więc i tak bym słowa nie powiedział. Nikt też nie zapytał owego kolegi o całe zajście. Sprawiedliwość mocno :D A ja nie wpadłem na to, żeby go zawołać. Ponieważ owa stara prukwa jak się okazało była swego rodzaju mentorem/wzorem dla mojej wychowawczyni, to możecie się domyślać jaka była reakcja mojej wychowawczyni. Generalnie byłem w czarnym dupiu :D Dostałem mega zjebki. Generalnie wiadomka. Pani wychowawczyni przedstawiła mnie jako potencjalne zagrożenie dla klasy :D co za paranoja :D i zaleciła dzieciakom z klasy unikanie kontaktu ze mną :D świetne, pedagogiczne podejście :D Pamiętam te spojrzenia reszty dzieciaków. W domu rodzicom słowa nie powiedziałem. Jakieś otarcia czy uszkodzone ucho zrzuciłem na wynik głupiej zabawy na wfie. Już mi się zakodowało w tej małej główce, że to moja wina i że rzeczywiście nawywijałem. Byłem po prostu przestraszony. Mega przestraszony, wręcz przerażony. Zostałem niesłusznie posądzony, oklepany po pysku, wyzywany i napiętnowany. dla 8 latka to całkiem sporo jak na 1h ;) Akurat tak się złożyło, że pare dni później było zebranie z rodzicami. Okres od tego zdarzenia do wywiadówki to był dramat. Nie mogłem zasnąć, dostałem tików nerwowych (które towarzyszą mi z przerwami do dziś), z dnia na dzień stałem się przestraszonym gówniakiem. Dzień wywiadówki, a dokładniej jego część już po, pamiętam bardzo dobrze, mimo wielkiego przerażenia. Mianowicie, z relacji mojej matki jakieś 95% wywiadówki dotyczyło oczywiście mojej rzekomej brutalnej napaści. Została wywieszona kartka o treści (mniej więcej), że "Kingston może stanowić zagrożenie dla Państwa dzieci". Podobno skopałem kolegę, byłem brutalny i gdyby nie interwencja starej prukwy to mogłoby dojść do tragedii. Matka zszokowana wróciła z płaczem do domu. Inba jak #!$%@?.Od razu rozmowa z ojcem, że to wina telewizji i tych głupich filmów. I tak to trwało dobrych kilka dni. Szlaban na telewizję, podwórko. Oczywiście nie wspomniałem nic o tym, że dostałem po pysku jak szpilka w ostatniej walce. Uważałem, że i tak nikt nie da wiary moim słowom ;) I pewnego dnia moja matka o wszystkim pochwaliła się nasze sąsiadce. Traf chciał, że ta, być może w ramach ostrzeżenia przede mną, patologicznym gówniakiem :D powiedziała wszystko swoim dzieciom. Okazało się, że jej syn, starszy ode mnie o 2 lata, był świadkiem całej sytuacji. Powiedział owej sąsiadce jak wyglądała cała sytuacja. Łącznie z naszą zabawą, liściami na japę i szarpaniem. I tu nastąpił zwrot akcji. Potoczyło się szybko. Ta poleciała do mojej matki, matka do mnie, szybka rozmowa, płacz mój i mojej mamy, wzajemne przeprosiny. I potem mega #!$%@?. Moich rodziców oczywiście. Następnego dnia moja mam była w szkole. Jak łatwo się domyśleć, zrobiła srogą inbę. Z tamtego okresu pamiętam głównie konfrontacje - moje ze starą prukwą, w obecności mojej wychowawczyni, pani psycholog i mojej mamy. I tłumaczenia, że "ja na pewno nie uderzyłam. Może tylko za twarz złapałam. To były takie emocje! Ja bym nigdy! Nigdy" i takie tam. Wkońcu też ktoś wpadł na świetny pomysł, żeby zapytać owego "pobitego kolegi" jak to wszystko wyglądało :) to w połączeniu z "zeznaniami" syna sąsiadki i moimi spowodowało, że zostałem "oczyszczony z zarzutów". Na kolejnym zebraniu cała historia została przekazana rodzicom, ja i moi rodzice zostaliśmy oficjalnie przeproszeni. Sprawa powoli "umarła". I nie, stara prukwa nie została zwolniona. Może ze względu na wiek? Może ze względu na to, że była uważana za bardzo dobrego nauczyciela? Nie wiem czemu. Mimo, że temat zakończył się korzystnie dla mnie, to bałem się pytać. Temat się zakończył, strach i trauma pozostały :) Nie wiem jaki to mogło mieć na mnie wpływ. Być może znikomy. Ale np. pamiętam, że bałem się o czymkolwiek mówić swoim rodzicom. Nawet o głupiej 2 z kartkówki, czy uwadze za bieganie na korytarzu. Mimo, że byłem jednym z najlepszych uczniów w klasie, wygrywałem konkursy szkolne etc. Każda wywiadówka powodowała, że wracały mi tiki nerwowe. Epizody mam do dziś. źle znoszę stres. W sytuacjach spornych, konfliktowych bardzo często już na starcie godzę się z tym, że jestem na straconej pozycji. Mimo, że w rzeczywistości nie jestem. Temat rzeka :D Być może uważacie, że temat ten to pierdoła i głupota, ale dla mnie to naprawdę była trauma. Dlatego, jako przyszły rodzic chciałbym Was prosić, abyście zawsze wysłuchiwali swoich dzieci. Abyście zawsze drążyli, gdy tylko zobaczycie coś niepokojącego :) małe wydarzenia mogą mieć ogromny wpływ na ich późniejsze życie.
P.S. Sory, jeśli pisane chaotycznie i niespójnie :) Późna pora daje się we znaki. Pozdrawiam i dobrej nocy!
#rosja #ukraina Niesamowite jest to, że my polacy pomagamy w upadku wschodniej kultury europejskiej. Przez stulecia nasza kultura była bliska kulturze rosyjskiej. Nagle wszyscy chcą zachodu, który dąży do likwidacji tego co budowaliśmy przez setki lat. Upadek Rosji, nie jest nam na rękę.
Postanowiłem, że podzielę się z Wami pewną przykrą historią, która przytrafiła mi się w szkole podstawowej i której efekty, tak przynajmniej mi się wydaje, odczuwał do dziś. Historia ta pokazuje, jak poprzez swoje nieprzemyślane zachowanie można pozbawić dzieciaka pewności siebie i wpłynąć na pewne jego zachowania. Trochę długie, ale zachęcam do czytania :)
Sytuacja miała miejsce w klasie 1-3 szkoły podstawowej, czyli miałem ok 8-10 lat, czyli ponad 20 lat temu.. Jako fan różnego rodzaju kreskówek, m. in. Dragon Ball, genereł Daimos, bardzo często w trakcie przerw między lekcjami wraz z kolegami wygłupialiśmy się, udając przy tym różnego rodzaju śmieszne figury, wykonując pokraczne ruchy imitujące jakieś sceny walki etc. Nic wyjątkowego. Wydaje mi się, że zachowanie tego typu są normalne dla większości dzieciaków. Muszę nadmienić oczywiście, że w trakcie tych zabawa nie biliśmy się, nikomu nie działa się krzywda, wszystko przebiegało w klimacie wesołej dla wszystkich zabawy.
Podczas jednej z tych zabaw mój kompan przy jednej próbie jakiegoś pseudo kopnięcia upadł na ziemię. Ja wykorzystując sytuację przyjąłem pozycje zwycięzcy :D i stanąłem nad kolegą jak nad przegranym przeciwnikiem :D nie dotykając go oczywiście w żaden sposób. Nie mam pojęcia jak to wyglądało z boku. Ale tu zaczyna się historia właściwa. Otóż po chwili poczułem mocne szarpnięcie za głowę/szyję. Ktoś cisnął mną całym impetem pod ścianę. Po obróceniu się zobaczyłem jedną z nauczycielek. Z grupy tych starszych, siejących postrach i spustoszenie wśród biegających po korytarzu gówniaków. Zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć dostałem z otwartej w twarz, a do moich uszu dotarł ponury warkot tej starej prukwy (mniej więcej):
- STARA PRUKWA: CHCESZ GO ZABIĆ?
-JA: ale ja nic.....JEB! KOLEJNY LIŚĆ...
-SP: KOPAŁEŚ GO PO GŁOWIE!
J: (w myślach zupełnie #!$%@?, przestraszony, w oczach już powoli szklanki) ale ja naprawdę nie...KOLEJNY LIŚĆ.
Zostałem chwycony najpierw za kark, potem za ucho, które zostało delikatnie naderwane (ulubiony sweter też mi podarła stara #!$%@?) i zaprowadzony do mojej wychowawczyni. Oczywiście przez całą drogę, a było to skrzydło po drugiej stronie budynku, musiałem słuchać, że jestem bandytą. Pamiętam, że moje serce z przerażenia waliło jak oszalałe. Nie do końca ogarniałem co się dzieje. Byłem mega przestraszony, spanikowany, obolały. Generalnie mega traumatyczne przeżycie.
Jak dotarliśmy do mojej klasy to stara prukwa przedstawiła całe zajście mojej wychowawczyni. Oczywiście na swój sposób. Nie pozwalając mi czegokolwiek powiedzieć. Chociaż z tego przerażenia to chciało mi się tylko płakać, więc i tak bym słowa nie powiedział. Nikt też nie zapytał owego kolegi o całe zajście. Sprawiedliwość mocno :D A ja nie wpadłem na to, żeby go zawołać. Ponieważ owa stara prukwa jak się okazało była swego rodzaju mentorem/wzorem dla mojej wychowawczyni, to możecie się domyślać jaka była reakcja mojej wychowawczyni. Generalnie byłem w czarnym dupiu :D
Dostałem mega zjebki. Generalnie wiadomka. Pani wychowawczyni przedstawiła mnie jako potencjalne zagrożenie dla klasy :D co za paranoja :D i zaleciła dzieciakom z klasy unikanie kontaktu ze mną :D świetne, pedagogiczne podejście :D Pamiętam te spojrzenia reszty dzieciaków. W domu rodzicom słowa nie powiedziałem. Jakieś otarcia czy uszkodzone ucho zrzuciłem na wynik głupiej zabawy na wfie. Już mi się zakodowało w tej małej główce, że to moja wina i że rzeczywiście nawywijałem. Byłem po prostu przestraszony. Mega przestraszony, wręcz przerażony. Zostałem niesłusznie posądzony, oklepany po pysku, wyzywany i napiętnowany. dla 8 latka to całkiem sporo jak na 1h ;)
Akurat tak się złożyło, że pare dni później było zebranie z rodzicami. Okres od tego zdarzenia do wywiadówki to był dramat. Nie mogłem zasnąć, dostałem tików nerwowych (które towarzyszą mi z przerwami do dziś), z dnia na dzień stałem się przestraszonym gówniakiem.
Dzień wywiadówki, a dokładniej jego część już po, pamiętam bardzo dobrze, mimo wielkiego przerażenia. Mianowicie, z relacji mojej matki jakieś 95% wywiadówki dotyczyło oczywiście mojej rzekomej brutalnej napaści. Została wywieszona kartka o treści (mniej więcej), że "Kingston może stanowić zagrożenie dla Państwa dzieci". Podobno skopałem kolegę, byłem brutalny i gdyby nie interwencja starej prukwy to mogłoby dojść do tragedii. Matka zszokowana wróciła z płaczem do domu. Inba jak #!$%@?.Od razu rozmowa z ojcem, że to wina telewizji i tych głupich filmów. I tak to trwało dobrych kilka dni. Szlaban na telewizję, podwórko. Oczywiście nie wspomniałem nic o tym, że dostałem po pysku jak szpilka w ostatniej walce. Uważałem, że i tak nikt nie da wiary moim słowom ;)
I pewnego dnia moja matka o wszystkim pochwaliła się nasze sąsiadce. Traf chciał, że ta, być może w ramach ostrzeżenia przede mną, patologicznym gówniakiem :D powiedziała wszystko swoim dzieciom. Okazało się, że jej syn, starszy ode mnie o 2 lata, był świadkiem całej sytuacji. Powiedział owej sąsiadce jak wyglądała cała sytuacja. Łącznie z naszą zabawą, liściami na japę i szarpaniem.
I tu nastąpił zwrot akcji. Potoczyło się szybko. Ta poleciała do mojej matki, matka do mnie, szybka rozmowa, płacz mój i mojej mamy, wzajemne przeprosiny. I potem mega #!$%@?. Moich rodziców oczywiście. Następnego dnia moja mam była w szkole. Jak łatwo się domyśleć, zrobiła srogą inbę.
Z tamtego okresu pamiętam głównie konfrontacje - moje ze starą prukwą, w obecności mojej wychowawczyni, pani psycholog i mojej mamy. I tłumaczenia, że "ja na pewno nie uderzyłam. Może tylko za twarz złapałam. To były takie emocje! Ja bym nigdy! Nigdy" i takie tam. Wkońcu też ktoś wpadł na świetny pomysł, żeby zapytać owego "pobitego kolegi" jak to wszystko wyglądało :) to w połączeniu z "zeznaniami" syna sąsiadki i moimi spowodowało, że zostałem "oczyszczony z zarzutów".
Na kolejnym zebraniu cała historia została przekazana rodzicom, ja i moi rodzice zostaliśmy oficjalnie przeproszeni. Sprawa powoli "umarła".
I nie, stara prukwa nie została zwolniona. Może ze względu na wiek? Może ze względu na to, że była uważana za bardzo dobrego nauczyciela? Nie wiem czemu. Mimo, że temat zakończył się korzystnie dla mnie, to bałem się pytać. Temat się zakończył, strach i trauma pozostały :)
Nie wiem jaki to mogło mieć na mnie wpływ. Być może znikomy. Ale np. pamiętam, że bałem się o czymkolwiek mówić swoim rodzicom. Nawet o głupiej 2 z kartkówki, czy uwadze za bieganie na korytarzu. Mimo, że byłem jednym z najlepszych uczniów w klasie, wygrywałem konkursy szkolne etc. Każda wywiadówka powodowała, że wracały mi tiki nerwowe. Epizody mam do dziś. źle znoszę stres. W sytuacjach spornych, konfliktowych bardzo często już na starcie godzę się z tym, że jestem na straconej pozycji. Mimo, że w rzeczywistości nie jestem. Temat rzeka :D
Być może uważacie, że temat ten to pierdoła i głupota, ale dla mnie to naprawdę była trauma. Dlatego, jako przyszły rodzic chciałbym Was prosić, abyście zawsze wysłuchiwali swoich dzieci. Abyście zawsze drążyli, gdy tylko zobaczycie coś niepokojącego :) małe wydarzenia mogą mieć ogromny wpływ na ich późniejsze życie.
P.S. Sory, jeśli pisane chaotycznie i niespójnie :) Późna pora daje się we znaki.
Pozdrawiam i dobrej nocy!
#zalesie #takbyloniezmyslam #trauma #opowiescizeszkolnejlawy ##!$%@? #nerwica #historiazzycia