Wpis z mikrobloga

Mirki, ale akcję miałem.

Jechałem sobie w weekend z żoną i gówniakiem z Wrocławia na rodzinne Podkarpacie. Większość trasy to autostrada, ale tak pod koniec podróży, tuż przed docelowym miasteczkiem muszę przejechać około 10 kilometrów po drodze ciągnącej się przez jakieś totalne odludzie. Tylko lasy i pola. Zero domów, zero ludzi, zero świateł. Czasem jedynie jakiś pijaczyna swoim rozklekotanym rowerze chwiejnie przejedzie środkiem drogi.

Jest piątek, chwila po 20, a ja właśnie wjeżdżam w tę podkarpacką ciemność. Zaraz mój trud będzie skończon, a ja będę jadł kiełbasę z dzika i pił dziadkowy bimber. Gówniak kima, żona też lekko przysypia, ciemno, więc włączam długie światła i jadę. Żona moja nienawidzi thrillerów i bardzo je przeżywa, a że nieco się nudzę i humor mi dopisuje, więc postanawiam trochę pobudzić jej wyobraźnię i nakręcam jej fazę o tym, że gdyby ktoś zrobił tutaj na nas zasadzkę, to nasze szanse byłyby niewielkie i przypominam film, który niedawno oglądaliśmy, opowiadający historię rodziny zaatakowanej przez pijanych wieśniaków na jakiejś niewielkiej drodze stanowej, zakończonej porwaniem żony i córki, ich zgwałceniem i morderstwem.

Żona oczywiście każe mi się zamknąć dokładnie wtedy, gdy w lusterku widzę doganiające nas z dużą prędkością światła. Cóż, jakiś zbłąkany wędrowiec pewnie spieszy się na kolację – myślę i czekam na moment, aż zostanę przez niego wyprzedzony, ale o dziwo auto po zbliżeniu się do nas zwalnia i jedzie mi na zderzaku przez jakiś kilometr lub dwa pomimo prostej drogi, na której mógłby wyprzedzić nas co najmniej 69 razy.

Serce zaczyna mi powoli przyspieszać, ale staram się zracjonalizować jego zachowanie – może po prostu chce, żebym oświetlał mu drogę. Zaciskam więc spoconymi dłońmi kierownicę i widzę, że mój nowy towarzysz podróży jednak decyduje się mnie wyprzedzić. Kamień z serca, pewnie za chwilę pogna jak szaleniec przed siebie i za pierwszym zakrętem zniknie mi z oczu, ale nic z tych rzeczy, gość kilka sekund po wyprzedzeniu mnie gwałtownie hamuje i zatrzymuje się na środku drogi, w szczerym polu. Co do #!$%@? on wyrabia? Może musi odebrać telefon, może poczuł się gorzej? Nieważne. Myślę teraz jedynie o swojej rodzinie, a nie o obcym facecie, omijam go poboczem i ruszam przed siebie obserwując sytuację w lusterku, w którym widzę, że gość... momentalnie rusza za mną.

#!$%@? akcja. Żona krzyczy, żebym pędził jak najszybciej, ja tętno mam wyższe niż próg podatkowy w podatku dochodowym, ale przecież nie będę #!$%@?ł po ciemnej leśnej drodze, żeby się wziąć i zabić na jakimś drzewie, więc jadę przepisowe 90 km/h kontrolując zachowanie gościa, który przez jakieś 3 kilometry po prostu jedzie za mną, by tuż przed wjazdem do miasteczka... skręcić w jakąś polną drogę i na zawsze zniknąć z mojego życia.

#creepystory #coolstory #podkarpacie #logikarozowychpaskow #logikaniebieskichpaskow #patologiazewsi nie #pasta
  • 14