Wpis z mikrobloga

Co się wczoraj dowiedziałem to aż do tej pory nie mogę uwierzyć.

Ostrzegam, że może być troszkę długo, ale w mojej opinii warto.

Pojechałem na weekend do domu i przy lekko procentowej rozmowie z rodzicami zeszlismy tematem na II Wojnę Światową.

W 1940 roku we wsi Blizna (woj. Podkarpackie) rozpoczęto budowę zakładów technologicznych produkujących rakiety V1 i V2. Z racji tego, Niemcy okupujący te tereny utworzyli we wsi obok (Pustków) obóz pracy przymusowej. Zesłano tam ludzi ze wszystkich okolicznych wiosek do pracy, ale przez to, że Ci się tak jakby "zgodzili" pracować to pozwalano im mieszkać we własnych domach. Sam obóz jednak wykorzystywano do przetrzymywania Żydów , jeńców sowieckich i "niewygodnych" Polaków.

Następstwem tego było sprowadzenie na nasze tereny, oficerów niemieckich, inżynierów, geodeta, którzy mieli za zadanie nadzorować i wspierać powstawanie powyższych miejsc.

I teraz do sedna. Jeden z oficerów niemieckich wraz ze swoją żoną wybrali dom mojego pradziadka Piotra na miejsce do zamieszkania. Szczęście chciało, że moi przodkowie się zgodzili i dodatkowo pracowali "dobrowolnie" dla Niemców więc ich nie wysiedlono do obozu a pozwolono zatrzymać jeden mały pokoik (Pradziadkowie i czwórka dzieci).

Z opowiadań rodziców dowiedziałem się, że Piotr to miał jaja jak arbuzy i to w dodatku ze stali.

W trakcie trwania okupacji, gdy jego dom był zajęty przez Niemca, on w tym czasie przechowywał na strychu Żydów, Polaków, żołnierzy Armii Krajowej, którzy byli ścigani przez wroga i musieli się ukrywać. W myśl zasady, że pod latarnią zawsze najciemniej, pradziadek przechował tam kilkanaście różnych osób. Wiąże się z tym jedna historia, którą przytaczał nieżyjący już dziadek. Ci ludzie, którzy byli przetrzymywani na strychu, musieli w jakiś sposób załatwiać swoje potrzeby fizjologiczne. Że sytuacja była jaka była i wyjść ze strychu nie mogli to robili wszystko tam, następnie wyrzucali to przez okienko za dom. Długo nie było trzeba czekać aż żona tego Niemca zaczęła się strasznie skarżyć na to co widziała leżącego w ogrodzie jak i na zapach. Pradziadek wtedy wziął na oczach jej i jej męża swoje dzieci (w tym mojego dziadka) i strasznie im zlał tyłki, zwalając winę na nich i grożąc donośnym głosem (aby było słychać na strych), by nigdy więcej się to nie powtórzyło. Dzięki temu podejrzeń więcej nie było, że w domu mogą być dodatkowi lokatorzy, a kara dla dzieci to była niska cena w porównaniu z tym co mogło ich spotkać, gdyby się wszystko wydało.

Kolejna z historii mówi o tym, że ten Niemiec trzymał w stodole swoje prywatne auto. Nie jeździł nim za często bo na roboty, zawsze po niego przyjeżdżali wojskowymi samochodami więc stało ono i się kurzyło. Z racji tego, że często do naszego domu przyjeżdżali jacyś inżynierowie i geodeci jak wspomniałem na początku to pradziadek starał się podsłuchać jak najwięcej, zapamiętać mapy, które udało mu się zobaczyć, przepisać listy lub rozkazy jeśli jakieś znalazł. Wszystkie te materiały dostarczał do Armii Krajowej, która miała swoje dowództwo w miejscowości oddalonej o jakieś 15 km. Korzystając z faktu, że Oficera nie było całymi dniami w domu, jego żona często wyjeżdżała w podróże to Piotr "pożyczał" sobie jego prywatne auto i raz na jakiś czas jeździł z powyższymi znaleziskami. Oczywiście drogi wtedy były inne i szybko się zorientowano, że auto jest używane po tym, że było brudne. Tutaj mój dziadek z rodzeństwem odegrali ponownie swoją niezwykle ważną rolę, a raczej można powiedzieć, że ich tyłki. Cała wina spadła na nich, że jako młodzi chłopcy są bardzo ciekawi czegoś takiego jak samochód i widzą to pierwszy raz. Dlatego też podczas zabawy postanowili wypchać auto na podwórko i bawić w kierowców, przez co się wybrudziło.

Były też inne historie, już mniej związane z moim pradziadkiem. Poprzez fakt, że Ci ludzie mieszkali u mojej rodziny, kilka wydarzeń przybrało taki obrót, że w innych okolicznościach mogło by mnie tutaj z wami dzisiaj nie być.

Pewnej nocy, banda pijanych żołnierzy niemieckich robiła straszne rozruby w okolicy. Wpadali do domów, zabijali domowników, gwałcili jeśli było kogo, kradli dobytek i podpalali domy. W taki sposób potraktowano kilka sąsiedzkich budynków. Gdy wpadli no mojego domu rodzinnego i napotkali się na oficera z żoną, szybko ich przygoda się skończyła, a mój pradziadek w raz ze wszystkimi ocaleli bez szwanku.

Z kolei jakiś czas później, córka mojego pradziadka została złapana podczas łapanki na ulicach pobliskiego miasta. Od razu wrzucono ją do bydlęcych wagonów pociągu i wysłano do Oświęcimia. Jak tylko się o tym dowiedzieli to żona tego oficera gdzieś pojechała, po kilku godzinach wróciła a następnego dnia Stenia (bo tak był córce mojego pradziadka) wróciła do domu cała i zdrowa.

Jest to zaledwie część historii jakie się tam działy. Jeśli się spodoba to mogę podpytać i jeszcze coś opisać w wolnej chwili. Niestety ta część mojej rodziny, która mogłaby coś więcej pamiętać i opowiedzieć, już nie żyje. Żałuję, że nikt nie nagrał lub nie spisał opowieści mojego dziadka lub jego rodzeństwa kiedy jeszcze było to możliwe. Dla mnie jest to kawał ogromnej historii i chciałbym, żeby kiedyś moje dzieci wiedziały jakie rzeczy się tu działy i jak każdy walczył jak potrafił o wolną Polskę.

Na koniec dodam, że za to co wyżej i wiele innych rzeczy mój pradziadek Piotr został odznaczony orderem. Niestety gdzieś zaginął i nie udało mi się dowiedzieć jakim. Z tego co pamiętają rodzice to było to wysokie odznaczenie.

#iiws #wspomnieniapradziadka #okupacja #podkarpacie #armiakrajowa
  • 103
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

Pięknie napisana bajka o kolaborującym zdrajcy


@Partyzant91: @el_rupert: BTW dobrze że AK nie uznała dziadka za podwójnego agenta skoro tak dobrze dogadywał się z okupantami a jednocześnie kręcił się koło dowództwa AK. Nie ma się co oszukiwać, członkowie AK musieli podejmować skrajne decyzje przy niepełnych danych więc i niewinni mogli zostać przez nich zabici.
  • Odpowiedz
@el_rupert: Stary, uwazaj gdzie i co piszesz. W tym kraju rosnie w sile kaczyzm i takei historie moga zostac zakwalifikowane jako "Ci co stali wtedy po tamtej stronie". Ale plusior za historie. Sam takie znam.
  • Odpowiedz
@el_rupert: chcesz komuś wmówić ze w strategicznej okolicy gdzie stacjonowal Wehrmacht, nikt nie nabrał podejrzeń/nie zauważył jak polski chłop jechał autem (które wtedy było rzadkim widokiem, szczególnie w Polsce B) na niemieckich blachach? XD
  • Odpowiedz
@el_rupert: szczerze?

Mało wiarygodna ta historia. Nie tylko że względu na wydarzenia, niezwykle dramatyczne ale głównie przez fakt że się ślad nie ostał.
Żadne nazwisko osoby przechowywanej.
Brak ślad współpracy z AK.
Nawet
  • Odpowiedz
@el_rupert u mnie w rodzinie byli po drugiej stronie frontu, i szczerze mówiąc nie wierzę w opowiastki dziadków itd. z prostego powodu - po czasie sami wzbogacają historię o fantastyczne elementy.
  • Odpowiedz
@graf_zero
@el_rupert: Mój dziadek wg rodzinnych historii był bardzo oddany walce z Niemcami. wielokrotnie aresztowany przez Gestapo, raz cudem uniknął wywózki do Auschwitz (jego brata wywieziono). Pomimo zainteresowania Gestapo i przeszukiwań domu podobno ukrywał w domu Żydówkę w szafie, a groziła za to kara śmierci dla całej rodziny (babcia, jego dzieci) a Niemcom wywijał masę różnych numerów, pomagał przy ratowaniu załóg rozbitych samolotów alianckich, przy dostarczaniu broni partyzantom. Mój
  • Odpowiedz
A tu jeszcze pojawia się ktoś, kto pisze że kolaborował (nie chce mi się nawet nicka szukać).... nosz kur, miał się na Niemca z kijem rzucić i poświęcić rodzinę, to byłby bohaterem, tak?


@atomic77:
Wg opowieści pradziadek mieszkał z Niemcem w domu na terenie/w bezpośredniej okolicy poligonu SS, służącego do testowania najtajniejszej niemieckiej broni.
I on tam, w tym domu, ukrywał kilkunastu AKwców, Żydów, Polaków, a samochodem oficera zawoził wykradzione informacje okolicznej komórce
  • Odpowiedz
To teraz pozostaje nam czekać aż ktoś na podstawue historii pisanych na wykopie nakręci film. Jakby nie patrzeć filmy o żydach i wojnie zawsze dobrze się sprzedają.
  • Odpowiedz
@el_rupert:

Szczęście chciało, że moi przodkowie się zgodzili i dodatkowo pracowali "dobrowolnie" dla Niemców

Na koniec dodam, że za to co wyżej i wiele innych rzeczy mój pradziadek Piotr został odznaczony orderem. Niestety gdzieś zaginął i nie udało mi się dowiedzieć jakim. Z tego co pamiętają rodzice to było to wysokie odznaczenie.


Tak było.
  • Odpowiedz
@adek_es: @Siergiej_Zugij: Blizna. Z Bliznego mielibyście pewnie jeszcze ciekawsze historie, bo tam Cieszyna, Stępina, Strzyżów, a całkiem niedaleko Przełęcz Dukielska i UPA.

np przez lokalny IPN


@graf_zero: IPN to patałachy. Jak coś u nich nie istnieje w formie papierowej, to nie miało racji bytu. W ten sposób jakiś wykształcony idiota zignorował relacje mojego dziadka i kilku innych osób z okolicy, bo "w dokumentach nie mamy nic na ten temat, więc to wynurzenia staruszków z demencją". Zresztą, IPN olał też kompletnie zbiorową mogiłę z niemieckimi żołnierzami, która jest na terenie posesji niedaleko mojego domu, więc daliśmy znać pewnej fundacji, która dopiero się sprawą zainteresowała. Dla mnie mają zerową wiarygodność i są instytucją nie tyle historyczną,
  • Odpowiedz
twojego dziadka, który mógł po prostu chcieć zostać dobrze zapamiętany pomimo bycia zwykłym kolaborantem


@WektorWlasny: Obraziłeś mojego dziadka, jego sąsiadów i kilkaset osób z okolicznych miejscowości, nazywając go kolaborantem. Nie wiem, czy jesteś idiotą, czy idiotą.
  • Odpowiedz