Mirki i mirabelki,

Zaczynam to "dorosłe życie" i chciałam zacząć zbierać pamiątki - zdjęcia.
A to z ślubu siostry, wyjazdu do Paryża czy urodzin kolegi w piwnicy jego rodziców.
Bardzo podoba mi się takie klasyczne rozwiązanie - fotki w pudełku i takie krótkie info z tyłu kiedy, kto i o co kanam.
Pytania:
@Zielony_Minion: Nie mam niestety, może są drukarki ale nie o taki efekt końcowy mi chodzi.
Pamiętasz te zdjęcia które babcia ci pokazywała " i pacz, tutaj dziadek przyjechał nowym junakiem i zabrał mnie na kremówki" - i ona to wie bo ma napisane z tyłu! I takie coś chcę zrobić na przyszłość jak będę miała 67 lat i pokazać potomnym.
  • Odpowiedz
Pogrzeb mojego dziadka ze strony matki pamiętam jak przez mgłę, w sumie to pamiętam tylko jedną scenę, gdy nasz sąsiad napluł na trumnę dziadka. Po latach gdy jeszcze babcia żyła, a ja podrosłem nabrałem odwagi i zapytałem o co chodziło sąsiadowi.

Dziadek był partyzantem AK przez cały okres wojny, a gdy się zakończyła nie wyszedł z lasu i działał w WiNie. Pech chciał, że się zakochał i wpadł z babcią. Był rok
@lakukaracza_: smutna sytuacja. Trudno jednak oceniać, po czyjej winie leży racja, bo podejrzewam, że nawet Twoja babcia nie zna do końca prawdy. Prawdę znają tylko Ci, którzy walczyli i mieszkali ze sobą w tym lesie. Takie #!$%@? czasy były....
  • Odpowiedz
Widzę, że wojenne wspomnienia dziadków na topie, więc opowiem to, co pamiętam od swojego.

Zawsze powtarzał, że Rosjan gonili po stepach jak im się podobało, a że był kierowcą PzKpfw III to narażać się bardzo nie musiał. Dotarł aż pod Stalingrad, gdzie kilka czołgów stracił na minach, ale nigdy nikt nie zginął z załogi. Dopiero gdy wjechali na coś naprawdę potężnego, to jebło tak mocno, że wygięło dolny właz do awaryjnego opuszczenia
Co się wczoraj dowiedziałem to aż do tej pory nie mogę uwierzyć.

Ostrzegam, że może być troszkę długo, ale w mojej opinii warto.

Pojechałem na weekend do domu i przy lekko procentowej rozmowie z rodzicami zeszlismy tematem na II Wojnę Światową.

W
Z lekką obsuwą kolejna część #wspomnieniapradziadka dziś o aresztowaniu i pobycie w pierwszym z obozów
poprzedni wpis

W marcu 1940 roku zgromadzili Niemcy wszystkich mężczyzn – Polaków na podmokłej łące „księżej”. Wiek zebranych: od 20 lat w górę. Było nas około 250. Między innymi byli tu: mój brat Józef, dwaj szwagrowie A, nauczyciel Procner z Kęt (ale urodzony w Straconce), kierownik szkoły Klaja i jego syn, nauczyciel Łanoszka i jego brat – listonosz. Zebraną grupę wzięło pod swoją komendę „Gestapo”. Krzykiem nieludzkim przez godzinę kazali nam padać i wstawać. Ubrania przemokły od błotnistej łąki. Ćwiczeniu przyglądali się miejscowi „Volksdeutsche”. Po godzinie przemoczonych i utytłanych w błocie stłoczyli nas w jednej sali miejscowej restauracji. „Volksdeutsche” przepatrywali grupę i robili jakieś notatki, nie kryjąc się z tym. Rozpuścili nas dopiero wieczorem bez jakiegokolwiek tłumaczenia (zbiórka rozpoczęła się o godz. 7 rano)

Około 15.4.40r zebrano ponownie grupę mężczyzn wg sporządzonych uprzednio list i przewieźli ją samochodami ciężarowymi do gmachu Sądu Powiatowego w Bielsku. Grupa ta liczyła 21 mężczyzn. Byli w niej między innymi: ja i mój brat Józef, dwu A., nauczyciel Procner, dwu Łanoszków, których zapamiętałem. W gmachu sądu czekaliśmy na korytarzach. W czym czasie „Gestapo” sprawdzało w odpowiednich księgach nasze „hipoteki”. O godzinie 15 zwolniono niektórych, między nimi listonosza Łanoszkę. Resztę powieźli do Cieszyna.
Jeżeli kogoś zastanawia powód aresztowania:
Intelligenzaktion, zwana także Flurbereiningung („Akcja Oczyszczenia Gruntu”) lub
Direkteaktion (pol. „akcja bezpośrednia”), była istotnym etapem w realizacji planu
germanizacyjnego przygotowanego m.in. dla terenów okupowanej Polski zwanego przez
Niemców Generalplan Ost („Generalny Plan Wschodni”). Celem przejęcia kontroli nad
podbitym terytorium oraz osłabienia lub całkowitego wyeliminowania ewentualnej
  • Odpowiedz
część druga #wspomnieniapradziadka z krótkim dokończeniem losów wojennych. W następnej części będzie już o pobycie w obozach - ale to dopiero jutro.
poprzedni wpis
Nie znaliśmy założeń walki naszych wyższych jednostek: dywizji i armii, wiedzieliśmy tylko że 74 Górnośląski Pułk Piechoty miał operacje tych jednostek osłaniać. Doszliśmy do wniosku że mimo ogromnej przewagi w nowoczesności i liczebności sprzętu nieprzyjaciela pułk swoje zadanie wykonał.
Siedząc w bagnistym zagajniku nad brzegiem rzeki nie mogliśmy się wychylić by przejść rzekę, bo zaraz nadlatywał samolot i ostrzeliwał z loty cały teren. A więc byliśmy pod ciągłą obserwacją nieprzyjaciela. Dopiero gdy się ściemniło, uwolniliśmy się od lotnika i przeszliśmy rzekę, której dno było bagniste. Woda sięgała nam powyżej pasa. Już na drugim brzegu ściągnąłem z nogi but i cisnąłem do wody, dalej maszerowałem w skarpetkach. Przez las w kierunku wschodnim. Byliśmy uzbrojeni w ręczne karabiny maszynowe, ja miałem pistolet własny. Późnym wieczorem doszliśmy do wsi, której nazwy już nie pamiętam. Weszliśmy do jednej z chałup, gdzie właśnie odbywał się „sejmik” chłopski uczestniczyło w nim ze 20 chłopów.
Zebrali się pod naporem niespodziewanej katastrofy. Do nas odnieśli się wrogo. Krytykowali wojsko, że tak szybko uległo. Grupie podchorążych zorganizowałem nocny wypoczynek. Domu pilnowało stale dwóch wartowników, zmieniających się co 2 godziny, reszta spała na dworze. Sam położyłem się do snu w małej izdebce.
Rano 4 września o godzinie 5 wyruszyliśmy w dalszą drogę. Nie mając żadnych informacji o przebiegu i wyniku kilkudniowych działań bojowych, postanowiliśmy dotrzeć do Centralnego Okręgu Przemysłowego – w widłach rzek Wisły i Sanu, powszechnie nazywanego „COP” byliśmy bowiem głęboko przekonani, że ten rejon będzie skutecznie broniony. A więc kierunek wschodni marszu należało utrzymać.
Dobra Mireczki jako że w ostatnim wpisie wyraziliście zainteresowanie zamierzam wrzucić fragmenty wspomnień mojego pradziadka z początków drugiej wojny światowej i jego pobytu w obozach koncentracyjnych Dachau i Gusen (będę używał tagu #wspomnieniapradziadka) Póki co fragment od 26.8 do wieczora 3.9.39r

Na wstępie krótki życiorys mojego pradziadka: Urodził się w 1907 roku w Straconce nieopodal Bielska-Białej (aktualnie dzielnica Bielska) jako szóste z siódemki dzieci. Jego najstarszy brat zginął w pierwszej wojnie światowej w wieku 17 lat (służąc w Legionach Polskich). Dziadek ukończył seminarium Nauczycielskie w Białej w roku 1926r. Został skierowany do pracy we wsiach w okolicach Kalet. W międzyczasie ukończył szkołę podchorążych w Krakowie i otrzymał stopień oficerski. Wojna zastała go w Lublińcu gdzie pracował jako nauczyciel etatowy równocześnie udzielający się w wielu organizacjach społecznych – „wymienię tylko niektóre z nich: Związek Strzelecki, Związek Powstańców Śląskich, Orlęta jako przedszkole Zw. Strzeleckiego, Matki Polki.”
No więc po krótkim wstępie (a naprawdę starałem się pisać jak najzwięźlej) przejdźmy do właściwej części:
„Wakacje 1939 roku spędzałem ze Strzelcami i Orlętami na obozie w Czorsztynie i tu otrzymałem wiadomość, że w Lublińcu czeka na mnie karta mobilizacyjna.
Zwinąłem obóz (50 osobowy z 3 instruktorami) i wróciłem koleją przez Kraków do Lublińca. Żony już nie zastałem, bo tego samego dnia z dwojgiem dzieci wyjechała do rodziców w Straconce. Zgłosiłem się niezwłocznie w miejscowym pułku. Był dzień
"o nic, że na jednej nodze mam but, a na drugiej skarpetkę. Dowodzi się głową." - cytat jak jakiegoś badassa z hollywódzkiego filmu ( ͡ ͜ʖ ͡)

A tak szczerze, to czym prędzej zrób wysokiej jakosci zdjęcia całego pamiętnika, żebyś miał w wersji cyfrowej, a potem może jakiś IPN by się zainteresował? ( ͡º ͜ʖ͡º)
  • Odpowiedz